[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ból.Wszędzie.Poddaję się.Już nie mogę.Już nie chcę.Jużtylko leżeć cicho i mieć nadzieję, że wszystko minie.- Połóżmy go lepiej nieco dalej - usłyszałem jednego z mężczyzn.- Dalej od drogi,poza pole widzenia przejezdnych.Dziś wieczorem był już czyszczony, więc przez jakiś czasbędzie w śpiączce.- Dwa razy pod rząd? Co takiego strasznego zrobił ten chłopak?- Nie mam pojęcia.Złap go za nogi, a ja pod pachy.Przenosili mnie w inne miejsce.Trawa szeleściła o nogawki ich spodni.- Tyle wystarczy.Położyli mnie.Ziemia była wciąż nagrzana.- Wyczyszczę.Coś ukuło mnie za uchem.I wtedy zgasło światło.CZZ V C OOPERATIONXNigdy nie należy tracić nadziei.Słyszałem nawet o kocim jelicie, które przerobiono nastrunę do skrzypiec.(B.Mesotten)1Już nie potrzebuję notesu ani pendrive a.Moja pamięć wróciła.Wszystko!Całkowicie! Było to przytłaczające, wspaniałe i przerażające jednocześnie.Stało się takszybko, że kręciło mi się w głowie.Euforia? Czy po prostu straciłem zbyt dużo krwi?Nakłaniałem siebie samego do spokoju i położyłem mikoczip na ostatniej czystejchusteczce.Zawinąłem ją, abym nie zgubił tego drobiazgu - czip był niewiele większy odziarnka ryżu - i włożyłem chustkę do kieszeni.Następnie przyszła kolej na ranę.Polałem jąjodyną.Wyjąłem gazę i przycisnąłem w bolącym miejscu.Jeszcze odrobina waty, abypowstrzymać krwawienie.Przykleiłem leukoplastem opatrunek, koszulką wytarłem resztkękrwi i założyłem sweter Lary.Słabo mi.Znowu.Muszę na chwilę usiąść, chociaż właściwie nie mam czasu.Ilejeszcze mam minut, zanim szary budynek.Jakiś odgłos przy umywalce! Niski głos męski.- Sygnał w odległości dwóch metrów? Bingo.Siedzi w toalecie.Spokojnie.Już mnie nie mogą zmusić.Nawet setką przycisków alarmowych.Ale mogą wyważyć drzwi, powiedział irytujący głosik w mojej głowie.- Znalazłbym go i bez czipa - usłyszałem mężczyznę.- Pikap stoi przed drzwiami.To na pewno kierowca mustanga.Obstawiam, że nie jest w towarzystwie drugiegomężczyzny ani kobiety, tylko telefonu, bo słychać jedynie jego głos i mówi przesadniegłośno, co często robią użytkownicy komórek.- Niezły tu syf - stwierdził rozbawiony.- Ktoś rozwalił lustro na ścianie.Muszę uciec, zanim zorientuje się, że nie mam już czipa, a więc jestem chodzącąbombą informacji, która może rozwalić całe Cooperation.Ale jak wyjść?Po prostu drzwiami, niespodziewany atak, którym zaskoczę mężczyznę, pobiegnę doauta i z piskiem opon odjadę.Nonsens.Jakbym był zdolny do jakiegokolwiek wysiłkufizycznego.Powinienem się cieszyć, że pomimo mocno pulsującej rany nie zemdlałem.Pozatym on może być uzbrojony - ci goście z CooperationX nie cofną się przed niczym.Nie, jedyną szansą jest półotwarte okienko.Stanąłem na desce klozetowej i pchnąłemmocno hak, aby otworzyło się najszerzej, jak to możliwe.Właściwie już spostrzegłem: tylkoczłowiek-wąż mógłby uciec tym małym otworem.Zdesperowany wykręciłem głowę, abywyjrzeć na zewnątrz.Wyznaczone miejsca parkingowe.Pod samym okienkiem stała małaciężarówka z niebieskimi beczkami.Mężczyzna w kowbojskich kozakach, z długimi, tłustymiwłosami związanymi w kucyk właśnie szedł w jej stronę, pogwizdując.- Zabiorę pendrive i przywiozę w umówione miejsce - powiedział mężczyzna zmustanga.- Do zobaczenia.Rozłączył się.Nie mam już czasu.Jedyne, co mogłem wymyśleć, to machać i wołać o pomoc.Wystawiłem rękę przezokienko i.Moment!- Otwórz i oddaj mi pendrive.Spojrzałem przez okno na znikające tylne światła ciężarówki.Teraz powoli powinnisię dowiedzieć, że.Tak! Po drugiej stronie drzwi zadzwonił telefon.W myślach śpiewałem razem zdzwonkiem telefonu.Strawberry Fields Forever - moja mama jest fanką Beatlesów, dlategoznałem ten numer.Sam fakt, że o tym pamiętałem, dodał mi sił.- Nie ma sygnału? - Mężczyzna chwilę milczał.- Ale ktoś na pewno siedzi tu wtoalecie.- Cisza.- Tak, tak.- Kroki.Odgłos uchylanych lekko drzwi.- Jesteś pewny? Pikapwciąż tu stoi.- Cisza.- W kierunku Route 66? Ten gówniarz jest sprytniejszy, niż myślałem.Najwidoczniej zostawił auto i pojechał stopem.Oczywiście, natychmiast za nim jadę.Baf.I zniknął.Tak myślałem.Miałem taką nadzieję.Przyłożyłem do drzwi zdrowe ucho - bez opatrunku - i słuchałem.Było cicho.Bardzoostrożnie przekręciłem zamek i wyjrzałem przez szparkę.Tak, oczywiście, naprawdę zniknął.Wyobraziłem sobie, jak jedzie swoim żółtym mustangiem za małą ciężarówką.Ciężarówką zniebieskimi beczkami na naczepie i gwiżdżącym kowbojem za kierownicą.A w jednej zbeczek leżał zwitek papieru.Z mikroczipem w środku wysyłającym sygnały do stacjiCooperationX: BOY 7 ZNAJDUJE SI TUTAJ!Właśnie, że nie.Wrzuciłem wszystkie rzeczy do plecaka.Wierząc odłamkowi lustra, wyglądałempodobnie do Vincenta van Gogha z odciętym uchem i prowizorycznie obwiązaną raną -założyłem więc kaptur na głowę.Nie chcę rzucać się w oczy.Im mniej jestem widoczny, tymwiększa szansa, że mi się uda.Spojrzałem na zegarek Lary.Jeszcze pięćdziesiąt pięć minut.To oznacza szybką jazdę.Kluczyki.Jednym pchnięciem otworzyłem drzwi i pobiegłem do samochodu.Wsiadaći gaz do dechy.2Wieczór rzucił pierwszy, delikatny cień na łąki.Zachodzące słońce nadawało niebupomarańczową poświatę.W radiu jakaś grupa heavymetalowa podżegała mnie do jeszczemocniejszego wciśnięcia pedału.Miałem wrażenie, że samochód za chwilę uniesie się wpowietrze.Jeszcze chwilka i nie będę jechał, a leciał - Ikar mógłby brać przykład!Wystawiłem kitle do wiatru i odzyskałem pamięć.Jadę uratować chłopców i podać dopublicznej wiadomości praktyki CooperationX.Mogę wszystko!Nad kierownicą zapaliła się lampka.Wskaznik benzyny na zerze! Ile da się jeszczeprzejechać na rezerwie?Moja radość zwycięstwa była zbyt wielka, abym się martwił.Słońce schowało się zahoryzont.%7łółte łąki przykrył szary koc.Na szczęście na drodze nie było zakrętów.Jeśli tylkobędę mógł jechać z tą prędkością, zdążę.Spojrzałem na lusterko wsteczne.Droga za mną teżbyła pusta.Być może mustang wciąż jechał za ciężarówką.To oznaczałoby, że Jones nadalleży związany w moim pokoju.Inaczej ostrzegłby kitle, że jadę do szarego budynku.Zjazd! Prawie go minąłem.Nagle stało się całkiem ciemno.Reflektory dawały mało światła, a droga była corazgorsza.Pikap wpadał z jednej dziury w drugą.Już nie tylko jedna rzecz grzechotała na descerozdzielczej, słyszałem ich ze sto.Samochód stękał i jęczał jak stary zgred.- Wytrzymaj - powiedziałem, jakby auto nie było maszyną, tylko człowiekiem.-Jeszcze kilka minut.W oddali zobaczyłem czerwone światełko.Maszt radiowy!Wtedy stało się coś strasznego.Auto, które jeszcze przed chwilą wydawało różneniepokojące dzwięki, ucichło, co było sto razy bardziej niepokojące.Jednym kołem z hukiemwpadłem w dziurę i wyjechałem z niej.Auto potoczyło się jeszcze kawałek, jakby chciałosobie ze mnie zadrwić, aby po kilku metrach stanąć.Zakląłem i próbowałem je znów włączyć.Długi dzwięk krrrrr dręczył uszy, ale silnikzamilkł na amen.Nie teraz! Proszę, nie teraz!Po raz drugi przekręciłem kluczyk, ale pikap nawet nie drgnął.Wskaznik poziomu benzyny zmienił się w obwiniający palec wskazujący
[ Pobierz całość w formacie PDF ]