[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była to sroga lekcja, która uzmysłowiła mi,do jakich obszarów błogości można doprowadzić organizm ludzki, nie zabijając go przytem.Ale gdy otworzyłem oczy, przeżywszy tak potwornego kopa, ujrzałem całą trójkęmoich towarzyszy, jak wiją się na ziemi w konwulsjach.Oprzytomniałem trochę izauważyłem, że tak jak oni, wiję się na ziemi, próbując zabić uczucie igieł wbijanych miw plecy.Niekontrolowane spazmy trwały może z minutę lub dłużej.Nigdy w życiu nieprzeczułem samym sobą tak dojmującego uczucia bliskości śmierci, jak wtedy tam wsłoneczny dzień, w jakichś krzakach pod Opolem.To nie był zwykły kop - to byładosłowna inicjacja w największą przygodę mego życia, przygodę z narkotykami.Po pięciu minutach doszedłem nieco do siebie, ale niezupełnie.Podniosłem się zpleców i usiadłem na desce, ale moja percepcja pozostała trwale naruszona.Nigdy nieprzypuszczałem, aby opiaty mogły zmieniać percepcję w sposób widoczny.Wiedziałem, że zmieniają one postrzeganie na poziomie makroskali, to znaczy, człowiek staje sięluzniutki, wszystko mu zwisa smętnym kalafiorem i powiewa.Zdawałem sobie sprawę,że przestaje się mieć problemy z całym światem: tak z wyglądem zewnętrznym, jak i zesferą psychiki.Ale to, co odczuwałem teraz, to było bardziej podobne do haju po trawie -choć zupełnie innego typu to był haj.Coś jakbym był wszechmocnym, a po chwilibezsilnym.Słuchałem tedy tego, co opowiada Victoria, że były lata, gdy potrafił uzbieraći butelkę po mleku, całą litrową, mleczka makowego i że obcięcie tej całej sterty główekzajmie nam czas do pojutrza.Gdy tak mówił o czasie, przypomniałem sobie, że Bags,Romeo i Sława czekają na nas do dwunastej w hotelu.Wstałem więc i powiedziałem: - Na nas już chyba czas.Musimy wracać doprzyjaciół.- Daj spokój Mirek - powiedział Jacek - tam twoi przyjaciele, gdzie odpał twój.- Przecież umówiliśmy się z nimi, że wrócimy przed dwunastą - upierałem się, wdziwnym narkotycznym widzie.- I co, zostawimy tak Victorię samego? - zapytał rzeczowoJarecki.- Dobra, skoro tak, to może i macie rację.Ja jednakowoż jadę do nich -stwierdziłem ostatecznie.- Wszak zostawiłem tam swój śpiwór, z którym się nigdy nierozstaję.Muszę więc pożegnać wspaniałe towarzystwo.Podchodziłem do wszystkich po kolei i uścisnąłem się z każdym.- Cześć Jacek, cześć Grzywka, widzimy się w Krakowie, albo w Mogilnie -skinąłem ręką pakując do kieszeni łyżkę zawiniętą w paczkę po papierosach, z którejwyjąłem właśnie ostatniego i przypaliłem od świeczki.Potem zamknąłem gumką spęczniałe zawiniątko z opium i włożyłem, wraz zesprzętem, za podszewkę skóry.Po czym podniosłem raz jeszcze dłoń i spojrzałem naVictorię oraz Jareckiego, aby utrwalić sobie w pamięci ich twarze, zachodziło bowiempodejrzenie, że widzę ich po raz ostatni w życiu.Rozdział ósmy, czyli podróż sentymentalna- No to hej! - rzuciłem jeszcze zdawkowo, aby zatrzeć ostateczny wymiar takichpożegnań, po czym odwróciłem się na pięcie i zanurzyłem się w gąszcz.Gdy wyplatałem się z niego, ruszyłem chwiejnym krokiem w stronę jezdni.Poszedłem jej skrajem na przystanek i zapytałem ludzi tam stojących, o którejodchodzi autobus.Powiedzieli, że za jakieś pięć minut, więc stanąłem pod znakiem zliterką A i czekałem wraz z innymi, ale nie tak jak inni.Otóż złapała mnie przysypka.Toznaczy siedziałem jakoby w powietrzu, na ugiętych nogach i w takiej pozycji zasypiałem,chwiejąc się na wietrze niczym jesienny liść.Wielu z was zauważyło zapewne tę dziwnąpozycję, gdy na dworcach kolejowych, lub na bulwarach narkomani w tenże sposóbodpoczywają, po spożyciu ogromnej dawki opiatów.Tak było i ze mną w tym momencie.Dla mnie było to novum, jakiego nie spodziewałbym się po sobie, tak zewzględów oszczędnościowych jak i estetycznych.Po prostu nigdy nie miałem na tyle opium, żeby pozwolić sobie na podanie sobiedziałki, którą mógłbym stukać przez tydzień.Dopiero Victoria sprawił, że nagrzałem sięna maksa.Autobus nie nadjeżdżał zgodnie z rozkładem, co było rzeczą normalną(nienormalne i podejrzane byłoby, gdyby nadjechał punktualnie), ja kwitłem tam napoboczu starając się nadludzkim wysiłkiem całej woli nie zapaść się w otchłań błogiegobytu, zawieszonego między świadomością a niebytem, który obejmował mnie próbującwchłonąć i zagasić pełgające światełko rzeczywistości.Byłem, jako ten pajączekuczepiony cienkiej pajęczyny - babiego lata i unoszony na falach haju, nad powierzchniąkonkretu.Było to tak intensywnie piękne uczucie, że aż nierealne.Tak więc stałem tak,jak zaczadzony, obok grupki ludzi, którzy nawet nie zwracali na mnie uwagi.Byli już tak dobrze zaznajomieni z taką postawą, że skwitowali to jedyniesłowami:  O następny i wrócili do swoich rozmów.Na koniec autobus nie miał wyjściai nadjechał.Wgramoliłem się więc do środka i klapnąłem na najbliższym miejscu, przyoknie.Ruszyłem, zostawiając za sobą jedno z najpiękniejszych doświadczeń, w swoimżyciu.Odjeżdżałem w dalsze życie ten sam, ale już nie taki sam.Wiedziałem, że moje życie będzie dzieliło się na dwa rozdziały; ten sprzed i tenpo poznaniu naszego wielkiego guru, szefa i wzorca naszego pokolenia, pokolenia, którenie miało sobie równego w przeszłości, przyszłości, na wschodzie i na zachodzie,pokolenia wolnych, darmowych narkotyków.No chyba porównać by nas można doplemion pierwotnych, spotykanych gdzieś w amazońskiej dżungli, lub w Kambodży, gdzie dostęp do używek ma cała społeczność: od dzieci w kołysce, po starców.Myrównież byliśmy takim plemieniem rozrzuconym w całym społeczeństwie, plemieniem,które świetnie nazwał mój kolega i dobry przyjaciel ze studiów Marek Aoik: Freemanów.Nie imała się nas indoktrynacja, bo organizm, na który działa się truciznąod kołyski w końcu się na tę truciznę uodparnia, a my przecież byliśmy wychowani wrealnym socjalizmie i w tymże socjalizmie urodzeni.Tak więc nauczyliśmy siępodświadomie filtrować prawdę i coś, co miało jakąś wartość realną, od wypełniaczazwiązanego z propagandą, lejącą się na co dzień ze środków masowego przekazu, bozawsze swoje wiedzieliśmy, mimo usilnych nacisków aparatu państwowego ikolektywów wszelkiej maści.Potrafiliśmy wodzić za nos wszystkie te tajne i jawnemachiny ucisku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl