[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.* * *Z college'u wyruszył na zachód ze swą przyszłą żoną i jej bratem.Jechali pociągiem i mieli z narzeczonąpoważne kłopoty ze znalezieniem ustronnego miejsca.Pomogły im w tym jednak upór i wyobraznia.Pewnegorazu kochali się w przedziale bagażowym, tarzając się po ciężkich walizach i workach.Sprzączki pasków irączki wbijały im się w plecy i pośladki.W szale namiętności dentysta kopniakiem przewrócił klatkę z papugąi ptak uciekł.Zaczął miotać się po przedziale, a potem wrzaskiem domagać sosu. Gdzie mój sos? Gdziemój sos, ty stary taki i owaki?".Ptak cały czas zawodził, domagając się smakołyku, lecz przyszła żonaobejmowała Pineta mocno i mówiła, żeby nie ważył się przerwać.Gdzieś za Górami Skalistymi, na pustynnej stacji kochankowie podzielili się torebką podtlenku azotu.- W imię nauki - powiedział Pinet.Nie był to jego pierwszy eksperyment.Zataczając się, wyszli z pociągu i ukryli w cieniu pod peronem.Leżeli na piasku, patrząc w górę przezszczeliny na buty i sandały innych podróżnych.Dentysta miał wówczas wizję, lecz nie pozostawiła ona śladu w jego pamięci.Pózniej opisała mu ją żona:- Mówiłeś, że widziałeś olbrzymie usta, które miały pożreć wszystko. Pożerają świat" - krzyczałeś.Zacząłeś płakać, a minutę czy dwie pózniejpowiedziałeś: Och, och, tak mi przykro.Są po naszej stronie.Usta są ponaszej stronie".Zupełnie oszalałeś.- %7łona wywróciła oczami.Byli wtedy krótko po ślubie.Oszalałem, to prawda.Byłem jak szalony.- Chwycił ją za ręce.Byłeś? - spytała, odsłaniając przed nim gardło.126* * *- Pytałem o twoją żonę - powiedział Funt.- Czy wróci do ciebie,mon amflPinet wpatrywał się w niego długą chwilę.- Pierdol się - skrzywił się i zasnął.Traper nie poczuł się urażony.Kontemplując poszarpaną dziurę w kalesonach, zaczął wydłubywać nitkipoczerniałym palcem.* * *Dentysta otworzył oczy i zobaczył, że tkwi pomiędzy dwoma mężczyznami.Usłyszał, jak jego własnebezwładne stopy szurają po podłodze.Spojrzał na nie; owszem, należały do niego.Położyli go na jednym z łóżek.Zamrugał, widząc z bliska wielkie twarze traperów: zjeżoną brodę Koss-koffa, Funta oblizującego wąsy.A potempojawiła się dziewczyna.Wargami musnęła jego nos, podbródek, usta.Czuł tytoń w jej oddechu.Palcamidelikatnie uniosła jego wargi, językiem powoli przesunęła po zębach.Jęknął.Zakrwawione usta zatrzymały się na rance na jego szyi, ucałowały ją.Ziemia pod nim zadrżała i Pinet pojął, że traperzy zsuwają oba łóżka.Spróbował unieść kończyny izatrzepotał nimi słabo.- Proszę - wychrypiał tak niewyraznie, że tylko on sam zrozumiał, comówi.W jakiś sposób jego kalesony zniknęły; miał wrażenie, że obdzierają go żywcem ze skóry.Trzeba oskrobaćrybę, nim sieją ugotuje.Myszy nie obdziera się ze skóry, myszy mogą w niej zostać.Można je zamrozić.Najlepiej smakują w lodzie.- Proszę.Kosskoff przysunął się od tyłu i zaczął go całować w ucho.Aaskotał szorstką brodą.Brzuch ciężarnej kobiety napierał mu na udo.Czuł jej oddech w pobliżu, nie umiał jednak znalezć ust.Czyjaś ręka sięgnęła mu między nogi, towarzyszył jej głos rozsądku.- Tu jest, mon ami.Pojął, że głos należy do lekarza, z jego tonu wnioskował, że diagnoza jest bardzo niepokojąca.Lekarz zakrył mu dłonią usta.- Czy będzie bolało? - spytał Pinet, czując smak potu lekarza.Nie potrzebował jednak odpowiedzi.Kiedy w grę wchodziło wyrywanie zębów, nikt lepiej od niego niewiedział, z jakimi nieprzyjemnościami się to wiąże.* * *Rankiem obudził się sam w łóżku.Ktoś przekręcił go na bok, może po to, by się nie zadławił, gdybyzwymiotował.Przez szczeliny między pokrywającymi okna deskami przenikały ostre promienie słońca.127Pod futrami był nagi i obolały.Potykając się, poszedł do ukrytej w szafie łazienki.Znalazł wiadro lodowatej wody, jakoś się umył.Powszystkim nie poczuł się wcale lepiej, ale myślał jaśniej.Prócz niego w chacie nie było nikogo.Jego ubranie le-żało złożone na krześle.Ubrawszy się, zaczął szukać butelki czegoś, co dodałoby mu sił.Natknął się na pudełko po cygarachHickum.Cygaro kruka było olbrzymie, nieproporcjonalnie wielkie. Reszta jest dla ptaków.Moja marka toHickum, przyjacielu.Gdy raz poczujesz go w dziobie, niechybnie się ze mną zgodzisz!".Położył pudełko na podłogę i rozdeptał je.Szczątki wkopał pod łóżko.Nie znalazł niczego mocniejszego, więc musiał się zadowolić słabą, lodowatą herbatą pozostawioną niedopitąna kredensie.Mogła tu stać parę dni.Przemyślawszy sytuację, podjął męską decyzję, że zaczeka z kolejną dawką,aż wróci do pensjonatu w Limestone.Szybko zebrał swe narzędzia i schował do torby.Już w progu oparł się o framugę i mrużąc oczy, powiódł wzrokiem po krajobrazie ze śniegu i światła, ostrychlinii i nieba.W czystym porannym powietrzu ujrzał odległą przełęcz, którą pokonali poprzedniego wieczoru.Urwiska okazały się jedynie niewysokimi skałami.Dalej, znacznie dalej, zobaczył jezioro, w którym pływałydzieci podczas krótkiego północnego lata
[ Pobierz całość w formacie PDF ]