[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jakim sposobem?- Znam twojÄ… matkÄ™, Bobby - odrzekÅ‚am spokojnie.-Nie ma w tym żadnej wielkiej tajemnicy.To proste.Ostatnie kilka dni byÅ‚y wypeÅ‚nione sekretami, zagad­kami i maÅ‚ymi kÅ‚amstwami.NadszedÅ‚ czas, żeby towszystko wreszcie zakoÅ„czyć.ChciaÅ‚am poznać ludzi,których poszukiwaÅ‚am, powiedzieć im to, co wiedzia­Å‚am, i zabrać ich do domu.To wÅ‚aÅ›nie pragnęłam zrobić.254 ZastanawiajÄ…c siÄ™ nad tym, zauważyÅ‚am nagle, że BobbycaÅ‚kowicie umilkÅ‚ i lekko pobladÅ‚.- Bobby? - zaniepokoiÅ‚am siÄ™.Nie odpowiedziaÅ‚, po prostu cofnÄ…Å‚ siÄ™ nieco.- Bobby, wszystko w porzÄ…dku? - spytaÅ‚am Å‚agodnie.- Tak - odparÅ‚, chociaż nie wyglÄ…daÅ‚ dobrze.- JesteÅ› pewien?- Chyba to przeczuwaÅ‚em - powiedziaÅ‚ cicho.- Co?- WiedziaÅ‚em, że znasz mojÄ… mamÄ™.PoczuÅ‚em to.Niewtedy, gdy otworzyÅ‚em drzwi do sklepu, a ty nazwaÅ‚aÅ›mnie panem Stanleyem, i nie wtedy, gdy wszyscy ludziez przesÅ‚uchania opowiadali mi o tym, jak wiele wieszo ich życiu.WiedziaÅ‚em już w chwili, gdy natknÄ…Å‚em siÄ™na twoje rzeczy.- SpojrzaÅ‚ na przedmioty porozrzucanena podÅ‚odze.- Kiedy czÅ‚owiek jest sam, szuka znaków.Czasem je kreuje, czasem znajduje, ale zazwyczaj trudnojest rozróżnić jedno od drugiego.UwierzyÅ‚em w mojeprzeczucie.UÅ›miechnęłam siÄ™.- JesteÅ› dokÅ‚adnie taki, jak mi ciÄ™ opisano.Jego dolna warga zadrżaÅ‚a.UsiÅ‚owaÅ‚ powstrzymać siÄ™od pÅ‚aczu.- Czy ona dobrze siÄ™ czuje?- Tak, tylko strasznie za tobÄ… tÄ™skni.- Od kiedy opuÅ›ciÅ‚ nas tata, zawsze byliÅ›my tylko mydwoje.Teraz zostaÅ‚a sama.Nie cierpiÄ™ o tym myÅ›leć -powiedziaÅ‚ zaÅ‚amujÄ…cym siÄ™ gÅ‚osem.- Nigdy nie jest sama, Bobby.Ma twoje ciocie, wuj­ków i dziadków.Poza tym zaprasza wszystkich, którzychcÄ… jej wysÅ‚uchać, i pokazuje im albumy ze zdjÄ™ciamioraz filmy z tobÄ….Nie sÄ…dzÄ™, żeby w Baldoyle byÅ‚ jeszczektoÅ›, kto nie widziaÅ‚, jak strzelasz gola w meczu prze­ciwko szkole ZwiÄ™tego Kevina.UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™255 - WygralibyÅ›my ten mecz, gdyby nie.- PrzerwaÅ‚.- Gdyby nie Gerald Fitzwilliam i jego kontuzjaw drugiej poÅ‚owie.PodniósÅ‚ gÅ‚owÄ™ i spojrzaÅ‚ na mnie rozÅ›wietlonymwzrokiem.- To wszystko wina Adama McCabe'a - rzuciÅ‚, po­trzÄ…sajÄ…c gÅ‚owÄ….- Nigdy nie powinni go wstawić na Å›rodek - oznaj­miÅ‚am.Bobby rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™ gÅ‚oÅ›no, rubasznie, jak postaciw kreskówkach.SÅ‚yszaÅ‚am ten Å›miech wiele razy na fil­mach wideo.Jego rodzina bez przerwy o nim wspomi­naÅ‚a.ByÅ‚ to wysoki, uzależniajÄ…co zabawny dzwiÄ™k, któ­ry sprawiÅ‚, że natychmiast sama siÄ™ rozchichotaÅ‚am.- No, no - wydyszaÅ‚ Bobby.- RzeczywiÅ›cie dobrze jÄ…znasz.- Uwierz mi, Bobby.Nie trzeba znać twojej mamy ażtak dobrze, żeby to wszystko wiedzieć.Jack siedziaÅ‚ w domu Mary Stanley, popijajÄ…c kawÄ™i oglÄ…dajÄ…c film z jej synem Bobbym.- Widzisz to? - Mary przesunęła siÄ™ do przodu nakrzeÅ›le, wylewajÄ…c kawÄ™ na jasne dżinsy.- Ach - skrzy­wiÅ‚a siÄ™ niemiÅ‚osiernie i Jack pochyliÅ‚ siÄ™ ku niej, my­Å›lÄ…c, że siÄ™ poparzyÅ‚a.- WÅ‚aÅ›nie w tej chwili wszystkoposzÅ‚o zle - rzuciÅ‚a ze zÅ‚oÅ›ciÄ….Jack zrozumiaÅ‚, że jej mina i irytacja odnosiÅ‚y siÄ™ dowydarzeÅ„ na filmie.RozluzniÅ‚ siÄ™ i usadowiÅ‚ wygodniejna kanapie.- Widzisz go? - spytaÅ‚a, wskazujÄ…c na telewizor,i znów wylaÅ‚a na siebie trochÄ™ kawy.- Uważaj - ostrzegÅ‚ jÄ….- Nic mi nie jest.- PotarÅ‚a nogÄ™.- Wtedy wÅ‚aÅ›niewszystko poszÅ‚o zle.WygralibyÅ›my ten mecz, gdyby nie256 on.- WskazaÅ‚a palcem na ekran.- Gerald FitzwilliamzostaÅ‚ kontuzjowany wÅ‚aÅ›nie w tej chwili w drugiej po­Å‚owie meczu.- Uhm.- Jack upiÅ‚ Å‚yk kawy, obserwujÄ…c nakrÄ™conypo amatorsku film.Obraz podskakiwaÅ‚ w górÄ™ i w dółna ekranie.Przez wiÄ™kszość czasu widziaÅ‚ tylko rozma­zanÄ… zieleÅ„ i zbliżenia twarzy Bobby'ego.- To wszystko wina Adama McCabe'a - mruknęła,potrzÄ…sajÄ…c gÅ‚owÄ….- Nigdy nie powinni go wstawić naÅ›rodek.Bobby ruszyÅ‚ wraz ze mnÄ… w kierunku krÄ™conych scho­dów, które prowadziÅ‚y do jego mieszkania nad sklepem.UsiadÅ‚am w dużym pokoju na imponujÄ…cej skórzanejkanapie.KtoÅ› pewnie czekaÅ‚ na niÄ… niecierpliwie, dÅ‚użejniż zwyczajowe cztery do szeÅ›ciu tygodni.Bobby przy­niósÅ‚ mi szklankÄ™ soku pomaraÅ„czowego i croissanta.Mój zgÅ‚odniaÅ‚y żoÅ‚Ä…dek zagulgotaÅ‚ dziÄ™kczynnie.- MyÅ›laÅ‚am, że wszyscy spożywajÄ… posiÅ‚ki w jadalni.-OdgryzÅ‚am spory kÄ™s kruchego rogalika.- Powiedzmy, że szefowa kuchni ma do mnie sÅ‚abość.W Tokio zostawiÅ‚a syna w moim wieku.Od czasu do cza­su mnie dokarmia, a ja w zamian drażniÄ™ siÄ™ z niÄ…, dener­wujÄ™ jÄ… i robiÄ™ rzeczy typowe dla wszystkich synów.- CzarujÄ…ce - mruknęłam.Bobby wpatrywaÅ‚ siÄ™ we mnie.Nie tknÄ…Å‚ swojej porcji.- Szo? - spytaÅ‚am z peÅ‚nÄ… buziÄ….Nadal siÄ™ na mniegapiÅ‚ bez sÅ‚owa.Szybko przeÅ‚knęłam.- Mam coÅ› natwarzy? - spytaÅ‚am.- ChcÄ™ siÄ™ dowiedzieć wiÄ™cej - odparÅ‚ poważnie.SpojrzaÅ‚am ze smutkiem na niedokoÅ„czonego crois­santa.Bardzo chciaÅ‚am go zjeść, ale po minie Bobby'egowiedziaÅ‚am, że jestem to winna jemu i jego matce.Za­częłam szybko mówić.257 - Chcesz siÄ™ dowiedzieć wiÄ™cej o mamie? - WypiÅ‚amtrochÄ™ soku.- Nie.ChcÄ™ siÄ™ dowiedzieć czegoÅ› wiÄ™cej o tobie.UsadowiÅ‚ siÄ™ wygodniej na kanapie.PrzyglÄ…daÅ‚ammu siÄ™, niepewna, z otwartymi ustami.- Powiedziano mi, że prowadzisz agencjÄ™ dla ak­torów.Czy w ten sposób zaprzyjazniÅ‚aÅ› siÄ™ z mojÄ…mamÄ…?- NiezupeÅ‚nie.- Tak wÅ‚aÅ›nie myÅ›laÅ‚em.- Co to znaczy?- To znaczy, że wcale nie prowadzisz agencji dla ak­torów, prawda? Nie wyglÄ…dasz na osobÄ™ tego typu.PoczuÅ‚am siÄ™ dziwnie urażona.- Niby dlaczego? Jaki typ prowadzi agencjÄ™ dla ak­torów?- Typ osoby zupeÅ‚nie innej niż ty.- UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™.-Czym siÄ™ tak naprawdÄ™ zajmujesz?- Szukaniem.- Również siÄ™ uÅ›miechnęłam.- Polo­waniem.- Na talenty?- Na ludzi.- Na utalentowanych ludzi?- Przypuszczam, że wszystkie osoby, których szu­kam, majÄ… jakiÅ› talent, chociaż nie wiem, czy mogÄ™ topowiedzieć o tobie.Bobby spojrzaÅ‚ na mnie zdumiony.PostanowiÅ‚am za­przestać gÅ‚upich żartów i mu zaufać.- ProwadzÄ™ agencjÄ™ zajmujÄ…cÄ… siÄ™ poszukiwaniemosób zaginionych.Na poczÄ…tku byÅ‚ wstrzÄ…Å›niÄ™ty.Potem jednak, kiedydotarÅ‚o do niego znaczenie moich słów, uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™,najpierw lekko, potem coraz szerzej, wreszcie zaczÄ…Å‚ za­razliwie chichotać.PrzyÅ‚Ä…czyÅ‚am siÄ™ do niego.Nagle przerwaÅ‚.258 - PrzybyÅ‚aÅ› tu, żeby zabrać nas do domu, czy jesteÅ›tylko z wizytÄ…?SpojrzaÅ‚am na jego twarz peÅ‚nÄ… nadziei i poczuÅ‚ampotworny smutek.- Ani jedno, ani drugie.Ja też tutaj utknęłam.Nie­stety [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •