[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mając odpowiedniezdolności, mógłby nawet oprzeć się innym fata.Wydawało się, że wie, co robi, i wcale nie jest takzdezorientowany, jak by się wydawało.Chciałbymsprawdzić, kto z obecnych odpychał jego wibracje,ale w takim tłoku było to niemożliwe. Kapitan na was czeka  ktoś przerwał ciszę.Murdock ruchem głowy kazał nam iść ze sobą.Keeva i ja ruszyliśmy tuż za nim.Kiedyprzechodziliśmy przez pokój operacyjny,zauważyłem siedzącego w rogu wróżkę oskręconych w pukle ciemnoblond włosach, wpodartej czerwonej tunice.Azy wyżłobiły w jegomakijażu kręte kanały.Detektywi w cywilu nie udawali już, żepracują, za to wodzili za nami wzrokiem pełnymwyraznej niechęci, a nawet pogardy.Coś było nietak.Gdy podeszliśmy do biura kapitana, falaskoncentrowanej, doskonale rozpoznawalnejesencji uderzyła mnie w twarz.Otworzyły siędrzwi, wypuszczając jednego z asytentów, iwcisnęliśmy się do kolejnego ciasnegopomieszczenia.Emilio Ruiz, kapitan obwodu B, przywołał nasniecierpliwym gestem.Jak twierdził Murdock,Ruiz był sztywnawym facetem, na ogółtrzymającym się regulaminu.Dochrapał się kapitana, wspinając po szczeblach policyjnejkariery stopień po stopniu, i chciał, żeby takzostało.Ruiz robił swoje, regularnie pomijany przyokresowych awansach, i trzymał się z dala odpolityki.Dlatego poczułem żal, kiedy zobaczyłem,że dwóch największych graczy politycznych wmieście rozsiadło się wokół biurka kapitana policji.Najpierw rozpoznałem siedzącego do nasplecami komisarza Scotta Murdocka, ojcaMurdocka.Komisarz odwrócił głowę, byzobaczyć, kto przyszedł.Był wysokim mężczyzną,niemal mojego wzrostu, i miał równie ciemne oczyjak jego syn.Wiek nie zmiękczył jego rysów imyślę, że wciąż przyciągał spojrzenia na ulicy, ztymi swoimi wysokimi kośćmi policzkowymi iprzyprószonymi siwizną krótkimi, cienkimiwłosami.O ile mogłem się zorientować, nieprzepadał za mną.A po lewej stronie biurka zasiadł ten, któregoesencję tak łatwo rozpoznałem.Lorcan MacDuin,szef Biura Kontaktów Społecznościowych.Byłwyjątkowo wysoki, co w Starym Kraju często byłooznaką przynależności do rodów królewskich.Jasnoblond włosy związał w koński ogon, któryzwisał mu aż do bioder.Jak zwykle miał na sobieszyty na miarę czarny garnitur i czarny cienki golf,który sprawiał, że MacDuin wydawał się jeszczewyższy.Niewielkie falowanie nad jego ramionamiwskazywało, że użył standardowego uroku dozamaskowania skrzydeł.Skinął głową Keevie, ale wydawało się, że nie zauważył ani mnie, aniMurdocka.Dobrze wiedziałem, że mnie nie znosił.Komisarz skinął dłonią. Kontynuuj, Lorcan.MacDuin nie poruszył się.Jego świdrującezielone oczy przeskoczyły z Murdocka na mnie,zanim zaczął mówić. Jak już mówiłem, Gildia będzieniewymownie wdzięczna za zatrzymaniepodejrzanego w areszcie.Nalegamy na to.W tejsprawie jest wiele niecodziennych aspektów, którez całą pewnością zostaną potwierdzone przeznaszych ekspertów. Czy ktoś może mnie szybko wprowadzić? przerwał Murdock.W pokoju zapadła brzemiennacisza.Ostatecznie to Ruiz zdecydował się wyjaśnićsytuację. Dyrektor MacDuin dostarczył podejrzanegozatrzymanego podczas usiłowania morderstwa namęskiej prostytutce w zaułku przy Congress.Obecnie ustalamy jurysdykcję. Pan wybaczy, szefie, ale napastnik toczłowiek, chyba to oczywiste, że jest nasz? zauważył Murdock.Ruiz rzucił komisarzowiszybkie, zakłopotane spojrzenie. Patrząc z jednej strony, rzeczywiście, jednakz drugiej, zatrzymania dokonał pracownik Gildii.Odwróciłem lekko głowę, by spojrzeć przezszybę oddzielającą biuro Ruiza od pokojuoperacyjnego, chciałem się przyjrzeć niedoszłej ofierze.Widziałem go z profilu, nie poruszał się,tylko raz zaczesał za ucho kosmyk włosów.Gdyodwróciłem wzrok z powrotem na biuro,przyłapałem Keevę na nieudolnej próbiezademonstrowania, jak to wcale mnie nieobserwuje. Gildia generalnie przejmuje te sprawy, wktórych oficjalnie bierze udział  zauważyłMurdock.MacDuin sprawiał wrażenie znudzonego. Jak już mówiłem komisarzowi, detektywie,w interesie uspokojenia opinii publicznej Gildia zradością odda tego mordercę w ręcesprawiedliwości za zbrodnie wyrządzone naszemuludowi.Ton jego głosu dosłownie porysował parkiet.Murdock spojrzał na niego z zaskoczeniem. Pan uważa, że to jest facet, który mordowałwróżki?MacDuin zacisnął wargi. To on.Murdock przez chwilę kiwał głową, wzamyśleniu wypychając językiem policzek. Więc cały nasz departament od tygodnia wstanie najwyższej gotowości poszukuje tegogościa, aż tu nagle pan wybiera się na spacer ichwyta go na gorącym uczynku.Niezły ruch. Murdock. zaczął Ruiz ostrzegawczo.Sambyłem lekko zaskoczony jego tonem.Murdockpotrafił być zgryzliwy, ale nawet on musiał wiedzieć, że drwienie z dyrektora Gildii wobecności swoich szefów to stąpanie po kruchymlodzie.Przywołał swój najlepszy uśmiech skruchy. Przepraszam, szefie.To wszystko odrobinęwyprowadziło mnie z równowagi. Dlaczego uważacie, że ta istota ludzkabyłaby w stanie dokonać tych morderstw? zapytałem.I kiedy tylko wypowiedziałem te słowa,poczułem, jak arogancko musiały zabrzmieć. Bezobrazy dla tu obecnych  dodałem szybko.MacDuin rzucił mi spojrzenie pełne namysłu,jakby zastanawiał się, czy ma mnie skarcić, czynie. Właśnie dlatego Gildia powinna przejąćdalsze śledztwo.Jestem bardzo ciekaw, w jakisposób osoba pozbawiona zdolności magicznychzdołała zdominować kilka wróżek, panie Grey. Ofiara została pobita.To jest poza profilemnaszego napastnika  zauważyłem. To nieistotny szczegół. Nie, Connor ma rację  odezwał sięMurdock. To nie pasuje do wzorca.Wszystkiepozostałe ofiary były całkowicie przypadkowe.Sprawca, którego szukamy, doskonale wie, jakzrobić swoje poza zasięgiem ciekawskich oczu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •