[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W tej sytuacji Elsiemiała wrażenie, że jest jakąś dziwną, obcą dziewczyną, zktórą Owen musi zaczynać od zera.Podbródki i ustamusiały się zetknąć pod przeciwnym kątem niż zwykle,ręce Owena zmagały się z odwrotnymi kierunkami. Może się zamienimy?  zaproponowała, kiedyOwen napomknął o tej dziwności.Mówiła teraz zgłębszym przydechem, niżej niż owym uprzejmym,podszytym niemczyzną tonem, którym rozprawiała zmatką Owena czy odzywała się do nauczycieli w szkole.Jej szminka zaczęła się już rozmazywać i wycierać.Natwarzy osiadła woskowa poświata ulicznej lampy odległejo pół przecznicy; niekiedy parkowali w ukryciach, któreOwen poznał podczas spacerów w dzieciństwie, podwzgórzem Cedar, za miejscem, gdzie stała budka zlodami.Owen mieszkał o dziesięć mil dalej na południe,Elsie jeszcze dalej o cztery, lecz on znał Willow napamięć i czuł się tam najbezpieczniej.Kiedy indziejzdarzało im się zaparkować pod wzgórzem Shale, obokdawnego parku Victory Gardens, na terenowej drodześwieżo wyrytej przez budowniczych nowego osiedla.Wmiarę poszerzania się przyzwoleń Elsie, Owen zawszeszukał bezpieczniejszego miejsca, w którym niepojawiłaby się policja, więc nie groziłoby świecenie latarkami w twarz, jak już się kiedyś zdarzyło na tyłachdługich niskich szop przy starym chłopskim targu.Napotarganych włosach Elsie, wyprostowanej za kierownicąkosztownego ojcowskiego auta, na jej poplątanych lokachi kosmykach migotały ogniki: refleksy odległej ulicznejlatami. Zamieńmy się, właśnie  przytaknął Owen. Jeślinie masz nic przeciw temu, że w wozie twojego ojcausiądę za kierownicą. Daj spokój, Owen.%7ładna przyjemność, przez całyczas uwiera mnie w żebra.Nie mam pojęcia, jak towytrzymujesz. Elsie, przy tobie nie zwracam uwagi na takierzeczy.Idę tam.Wysiadam, a ty się przesuń.Wkroczywszy w publiczną przestrzeń poza wozem,na którą moralność dorosłych napierała aż z gwiazd,Owen otworzył i zamknął drzwi chryslera po stroniepasażera (wydały ów stłumiony a głęboki odgłos, bezśladu rozklekotania), obiegł szeroki, chromowany zderzaki tylne koła z białymi kręgami na oponach, zgarbiony, bomiał już erekcję.Póki nie usiadł za obciągniętą zamszemkierownicą wozu ojca Elsie, miał wrażenie, że mimozapiętego rozporka może w tym stanie o coś zahaczyć,zaczepić.We wnętrzu, ogrzanym ciepłem ich ciał,odświeżył się i znów nabrał ostrości ów zapach nowegosamochodu.Kiedy Owen rozciągnął się na przednimsiedzeniu (mogły się na nim zmieścić trzy osoby), wprzestrzeni, w którą wcisnęła się Elsie, odległa lampa uliczna oświetliła ledwie widoczną twarz, perłowykolczyk i puszystą wełnę angorowego sweterka z krótkimrękawem.Elsie pozwoliła mu podciągnąć ten sweterek,wsunąć palec pod stanik i głaskać jedwabistą skórę, todelikatne miękkie zgrubienie.Elsie, chociaż pulchna,miała małe piersi, jakby jeszcze wciąż rosły.Kiedy jużosiągnął tyle, że mógł zdjąć stanik i ściągnąć sweterek,wydawało się, że jej tors nie tak bardzo się różni od jego;jej piersi w jego rękach wydawały się tak delikatne jakokrągłość łzy w jego oku.Pewnego wieczoru, kiedyparkowali za spustoszonym obszarem dawnego parkuVictory Garden, gdzie do ulicznej lampy było bliżej niżpod wzgórzem Cedar, Owen patrzył, jak krople deszczuna przedniej szybie rzucają cień na jej piersi: na cienkiewstążki, które wpierw się wahały, potem opadały, a jegopalce usiłowały je powstrzymać i tu, i tu, i tu.Miałasłodkie małe sutki podobne do króliczych nosków.Pozwalała je całować i ssać, aż wreszcie odezwała się tymniskim głosem na przydechu, wyzbytym niemieckiegoakcentu: Ou, Owen.Starczy, dziecino  i dotknęła głowyOwena w taki sposób jak fryzjer, kiedy chce ją obrócić.Siedzieli, on zaś raz po raz wodził wkoło palcem pojej sutkach, jeszcze mokrych od jego śliny, zachwyconyich widokiem tak, że poczuł oszołomienie, tymczasemrównoległe cienie kropli deszczu bezgłośnie sunęły po jejpiersi i po grzbiecie jego dłoni.Nigdy nie dotknęła jego kutasa.Był czymś zbyt świętym, zbyt istotnym.Oboje udawali, że w ogóle go niema, nawet kiedy zdołali wyprostować ciała, na ilepozwalała przestrzeń na przednim siedzeniu i wnęka nanogi zastawiona nagrzewnicą; Owen obejmował jejpośladki pod podwiniętą spódnicą i przyciskał się do niejrytmicznie, mimo to przez cały czas całowali się w usta,aż Owen spuszczał się w majtki, gdzie zaschnięte nasienietworzyło potem sztywną, kruchą plamę; pózniejzdrapywał ją paznokciem w nadziei, że matka nic niezauważy podczas prania.W wiejskim domu matka praław ciemnej, pełnej pajęczyn wnęce pod piwnicznymischodami, w pralce nowszej niż tamta, walcowata, wktórą kiedyś Owen wkręcił sobie dłoń w piwnicy wWillow; nowa maszyna miała pokrywę, a wyżymaczkęzastąpił cykl wirowania.O etykiecie seksualnej Owen miał ograniczonepojęcie, zaczerpnięte z zachowania kobiet i mężczyzn wfilmach prowadzącego do końcowego pocałunku wkolosalnym zbliżeniu oraz z zagadkowych dialogów wparu takich książkach, jak Komu bije dzwon czy ForeverAmber, Rage to Live, The Amboy Dukes1, do którychzajrzał, wreszcie z pornograficznego wiersza, który Jerry,cherlawy, kędzierzawy chłopak z klasy Owena, młodszybrat Mart/ego Naftzingera, gotów był wyrecytować zadziesięć centów.Sprawy zaszły jednak tak daleko, że poktórymś z takich orgazmów, kiedy wtulał się w jej uległeciało, nasunęło mu się pytanie: Co więcej możemy zrobić dla ciebie? Wprawił ją w zakłopotanie.Elsie lubiła udawać, żeto, co się właśnie zdarzyło, wcale się nie zdarzyło. O co ci chodzi?Z kolei Owen poczuł się zawstydzony. Myślę, że dla mnie to za mało, że tak ani drgniesz,no nie? Nie możemy sobie pozwolić na więcej, Owen powiedziała. Bo mogą być konsekwencje, których niechcesz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •