[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Egon i Erwin jakoneofici chwalili tę krainę „na końcu świata” z wielkim zapałem.Klara wtrącała czasem jakieśinformacje i precyzowała szczegóły.Kiedy ostatecznie uznano posiłek za zakończony, wszyscy obecni dyskretnieodetchnęli z ulgą.- Pozwólcie, że nie będziemy z Klarą odsiadywać tego pysznego śniadania -powiedział Jerzy Dzierzbowski, ocierając usta serwetką.- Bogusiu, Kaziu, wybaczycie nam.Nie macie innego wyjścia.Zabieram Klarę.Na razie bez bagaży, bo nie wiem, czy zechcepomieszkać ze mną.Chłopcy, nie podziękowałem jeszcze, ale wiecie, jak bardzo jestem wamwdzięczny.Klaro?Dziewczyna skinęła głową.Ten jej ojciec też najwyraźniej ma charakterek i jestprzyzwyczajony do komenderowania.Proszę bardzo, czemu nie, niech sobie trochępokomenderuje.Jej to nie przeszkadza.Wyszli przed ganek i dopiero teraz Klara zobaczyła to, czego w nocy nie widziaławyraźnie.Polana, na której stały oba domy, była w tej chwili zakwitającą łąką.Jej środekprzecinała droga, którą przyjechali.Do domu Bogusi i Kazimierza biegło jej małeodgałęzienie, ona zaś zwężała się znacznie, wchodziła w las i prowadziła wyraźnie w dół,stając się kamienistą ścieżką.Klara zauważyła, że na drzewie tuż przy wejściu w ścieżkęnamalowany jest czarno-biały pasek, który słusznie odczytała jako oznakowanie dla turystów.Pośrodku polany stała willa ze sczerniałego drewna, na kamiennej podmurówce.Miałaniewielki ganek od południowej strony, za to z boku, na wysokości piętra, najwyraźniej nadgarażem wpasowanym w parter, dobudowano piękny drewniany taras.Taras był otwarty nagóry, a od strony dojazdu osłaniała go potężna korona starego dębu.Nad gankiem przymocowana była duża deska z drewna równie starego jak sam dom.Napis na niej głosił: Villa Klara.- To nie ja ją tak nazwałem - odezwał się Jerzy Dzierzbowski, widząc, na co patrzyjego córka.- Przeciwnie, kupiłem ją właśnie dlatego, że tak się nazywała.Uznałem to zadobry omen.Dobrą wróżbę.Ma ze sto pięćdziesiąt lat.Poprzedni właściciele zrobiligruntowny remont, wymienili instalacje, ja też dodałem kilka udogodnień.Podoba ci się?- Bardzo.Ten taras jest śliczny.Musi być z niego piękny widok, prawda?- Prawda.Zapraszam cię tam na kawę.Chyba że chcesz najpierw zobaczyć dom.AleLiza na pewno już przygotowała wszystko i będzie rozczarowana, jeśli kawa namwystygnie.- Kto to jest Liza?- Moja sublokatorka.Starsza pani, trochę, powiedziałbym, nietypowa, ale spokojna inieszkodliwa.Kolekcjonuje lalki.Nie żadne zabytkowe, tylko takie zwyczajne.Może kiedyści je pokaże.- Ty je widziałeś?- Tak, widziałem.No i patrz.Pewnie czekała na nas i obserwowała, czy już wracamy.Na tarasie, z którego roztaczał się widok nadzwyczajnej piękności, stały dwa małestoliki z wikliny i kilka wiklinowych foteli nakrytych barwnymi kilimkami.Zastawapochodziła albo od jakichś bardzo dawnych właścicieli, albo z antykwariatu.Delikatnekwieciste filiżanki, podobny dzbanek z parującą kawą i talerzyki.Patera pochodziła wyraźniez innego kompletu, ale też wydawała się stara.Leżały na niej świeżo upieczone ciasteczka zmakiem i marmoladą.- Nie wiem, jak ona to robi - powiedział Jerzy Dzierzbowski z nutką podziwu.- Sypietymi ciasteczkami jak z rękawa.Zdaje się, że przygotowuje jakieś wielkie ilości ciasta, apotem je zamraża.Można tak?- Można.My też tak robimy.To wygodne.I co, będziemy tak cały czas rozmawiać oLizie i jej ciasteczkach?Ojciec nalał kawy do dwóch filiżanek, podsunął Klarze cukier i mleko.W jegoszarych oczach widniało zakłopotanie i coś jakby lęk.- Przepraszam cię - mruknął.- Nie potrafię zacząć.Ciągnąłem cię przez pół Europywłaściwie tylko dla tej rozmowy, a nie umiem jej zacząć.Może ty spróbuj?Wydał się Klarze sympatyczny w tym zakłopotaniu.W ogóle wydawał jej sięsympatyczny, od początku.Jakiś taki spokojny i zrównoważony, choć jednocześnie pełenwewnętrznego autorytetu - trochę tak jak tata Vincent.Tylko że Vincent jest zdrowy jak ryba,a ten tutaj ciężko chory i podobno wkrótce umrze.Szkoda go.- Nie przejmuj się - powiedziała.- Rozumiem.Każdy się czasem zawiesza.Ale ja cidużo nie powiem.Tyle że nie wiedziałam nic o tobie, bo tak postanowiła moja mama.Mójtata, znaczy tata Vincent, wiedział, że jestem nie jego.Dla niego to nie ma wielkiegoznaczenia, powiedział, bo mnie i tak kocha.Ja jego też.On jest najlepszym ojcem na świecie.Przepraszam, że ci to mówię.- Nie szkodzi.Dobrze, że mi to powiedziałaś.Ja się cieszę.Nie zrozumiała i spojrzała na niego pytająco.- Cieszę się, że dobrze trafiłaś, że masz kochającego ojca.Rozumiem, że masz w nimoparcie na dobre i na złe, na całe życie.Ojciec powinien być oparciem dla swojego dziecka.Słuchaj, Klaro, przysięgam ci, że chciałem cię kochać i chciałem być dla ciebie oparciem, aletwoja mama nie dała mi szansy.Czy mogę ci opowiedzieć, jak to wygląda z mojej strony?Kiwnęła głową.- Kochałem twoją mamę, naprawdę.Oboje byliśmy wtedy studentami, ja już prawiekończyłem, ona zaczynała.To były niespokojne czasy, na pewno wiesz.Solidarność, stanwojenny i tak dalej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl