[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Polly zadrżała.- Czujesz przeciąg?- Tak, pewnie od okna.- Wstał i nalał sobie nowąporcję whisky.- Ja słyszałem tę opowieść w Mur-phys, więc Amanda mogła ją usłyszeć w Columbii.- Widzę, że nie dam rady cię przekonać! Możewięc wyświadczysz mi jedną przysługę?- Jaką?- Wydostań nas stąd albo.- Nie zamierzam uciekać ze strachu.Ty, Polly,rób, jak chcesz.Ja zostaję, dopóki wszystko się niewyjaśni, co, mam nadzieję, nastąpi w ciągu najbliższych trzech tygodni.Amanda z przerażeniem patrzyła na szkody wyrządzone przez burzę: stłuczone szyby, wyrwanedrzwi i okna, zapadnięte lub zerwane dachy.Pędziłado swojego domu z obawą w sercu, co zastanie.Słońce wyszło już zza horyzontu, zrobiło się ciepło.Trudno było sobie wyobrazić, że jeszcze niedawnoszalała wichura.Amanda była przekonana, że to piekło rozpętał Jack, choć w świetle dnia wydawało się toniemożliwe.Odprężyła się dopiero, gdy w oddali zobaczyłaswój dom.Na zewnątrz nie widać było szkód, leczdrzwi wejściowe stały otworem.Kiedy weszła do holu, wyczuła, że Jacka nie ma.- Jack! - zawołała.- Chcę porozmawiać!Przeszukała wszystkie pokoje, lecz nigdzie go nieznalazła.Pozostał jej jeszcze ostatni, na końcu korytarza.Nigdy do niego nie wchodziła.Był śliczny,urządzony na biało i niebiesko - we wszystkich odcieniach tego koloru.Nawet tapeta była w niebieskiekwiatki na białym tle.Nie mogło być wątpliwości, żepokój należał do kobiety - wskazywało na to całeumeblowanie, flakoniki perfum, różne przedmiotysłużące do damskiej toalety.Amanda spojrzała na łóżko.Miało baldachim na czterech kolumienkach.Wyglądało niezwykle kusząco.Usiadła na miękkim piernacie.Tu poczeka na Jacka.Po chwili już spała.Chance leżał z otwartymi oczami.Słyszał, jak Polly chrapie w drugim pokoju.W innych okolicznościach śmiałby się z tego, lecz teraz nie miał nastrojudo żartów.Polly upierała się, że istnieje ten jakiś JackQuigley.Bardzo go to denerwowało.Nie wątpił, żeobie z Amandą rzeczywiście wierzą w jego istnienie.Przecież gdy zaczęła się burza, Amanda była nieprzytomna ze strachu i winiła za nią Jacka Quigleya.Wstał z łóżka i poszedł do saloniku.Nalał sobiewhisky, zapalił cygaro i zajął ulubiony fotel.Nie potrafił już wypierać się miłości do Amandy, a to jeszcze bardziej komplikowało sprawę.Jeżeli wierzyław jakiegoś ducha, to przecież może ją straszyć dokońca życia.W takim razie co z nim? Ubiegłej nocyzawiązała się między nimi silna więz.Dziś ranoAmanda znów okazała mu chłód.Dotknął przypadkiem dziennika i wyciągnął gospod poduszki.Nie wspomniał ani słowem o zapiskach Emily, bo nie chciał, by Amanda i Polly wyolbrzymiły jego znaczenie.Kiedy skończy czytać tęostatnią część, powie im, skąd zna opowieść o ukrytym złocie.Otworzył dziennik, zajrzał na ostatnią stronę, lecznie znalazł tam żadnych istotnych wiadomości.Emilyopowiadała o tym, jak to schowała się do szafy, zupełnie jak w dzieciństwie.Chance postanowił przeczytać całość.Z drugiej części dziennika dowiedziałsię, że ojciec Emily ukrywał złoto.Może w trzeciejczęści znajdzie jakąś inną ważną informację.Po jakimś czasie dowiedział się jednak tylko tyle,że Susan, dziewczyna, która wyszła za mąż za Josepha pod koniec poprzedniej części, teraz była w ciąży.Historia miłości Susan i Josepha była, zdaniemautorki dziennika, bardzo romantyczna.Emilyogromnie się jednak zdziwiła, kiedy już w tydzień poślubie Susan miała spory brzuszek.Chance roześmiałsię cicho.Ach, ta swawolna Susan!Rozdział trzynastyAmanda obudziła się w południe.Czuła się wypoczęta bardziej niż kiedykolwiek w ciągu ostatnich miesięcy.Miała cudowny sen, aż się uśmiechnęła.Zniło się jej, żerazem z Chance'em biegną przez pole maków.Chancebierze ją w ramiona i zaczynają się kochać.Tak czule,a zarazem namiętnie, że na samo wspomnienie ogarnęłoją pożądanie.Czy kiedyś uda im się przeżyć razem takieszczęście i mieć takie poczucie wolności jak w tymśnie? Chance nigdy nie wymówił słowa miłość, leczubiegłej nocy połączyło ich coś niezwykłego, magicznego.Amanda nabrała przekonania, że ją kocha.Podniosła ręce i przeciągnęła się.Przebiegła wzrokiem po pokoju.Jej spojrzenie zatrzymało się na sosnowej szafie.Była wielka, rzezbiona, mieściło sięw niej na pewno bardzo dużo ubrań.Amanda uznała,że nadszedł czas, by włożyć suknię.Spała w brudnych spodniach, bo nie miała siły się rozebrać.Wstała z łóżka i podeszła do szafy.Była zamkniętana klucz, drzwi nie chciały ustąpić.Przyglądała sięprzez chwilę zamkowi, lecz doszła do wniosku, że niezrobi jej różnicy, jeśli ubierze się w suknię wyjętąz innej szafy, tej w swojej sypialni.Zeszła po szerokich schodach, przeciągając rękąpo mahoniowej poręczy.Z holu na dole skierowałasię do kuchni w tylnej części domu.Od razu poczułazapach ziół, które przed tygodniem powiesiła, by sięususzyły.Pomyślała, że cudownie by było, gdybymiała taką kuchnię w Columbii.Była duża, na hakachwisiały przeróżne garnki i rondle, na kredensie stałśliczny młynek do kawy.Wiele tu było sprzętówusprawniających przygotowywanie posiłków.Piecwyglądał tak, jakby nigdy go nie używano.Na środkustał okrągły stół dębowy i krzesła.Można więc byłotu swobodnie jadać.Najzabawniejsze jednak byłydzwonki uwieszone pod sufitem.Amanda dopiero pojakimś czasie domyśliła się, do czego mogą służyć.Od każdego biegł sznur do innego pokoju.Każdy teżmiał inny dzwięk, żeby służba wiedziała, do któregopokoju ją wzywają.Naprawdę wspaniały wynalazek.Szybko coś zjadła i zgromadziła rzeczy potrzebnedo sprzątnięcia biało-niebieskiego pokoju, w którympostanowiła zamieszkać.Kiedy stanęła z powrotemw jego progu, twarz jej rozjaśnił uśmiech.Czy mogłaby tu kiedyś przyprowadzić Chance'a?Zaczęła robić porządki, podśpiewując sobie starąpiosenkę poszukiwaczy złota i rozmyślając o tym,jak mogłoby wyglądać jej życie z Chance'em.W jego ramionach czuła się jak w niebie.A dotyk jego rąkpowodował, że całe ciało zaczynało żyć.Przerwałana chwilę.Może nie powinna myśleć o tym wszystkim.Kiedy pokój już lśnił czystością, stanęła, by podzi-wiać efekty swojej pracy.Dlaczego wcześniej nawetpobieżnie nie przeszukała tego pokoju? Jutro wyniesie piernat na dwór, by się wywietrzył, przeszukaskrzynię i szafę.Już teraz ogarnęła ją ciekawość,podeszła więc do szafy i ponownie próbowała jąotworzyć.Drzwi jednak nadal nie chciały ustąpić.Jutro wymyśli jakiś sposób.Zrobiło się już pózne popołudnie, musiała się przebrać z brudnych spodni i koszuli i iść do domu Chance'a, ustalić z nim plan poszukiwania złota.Kiedy wychodziła z domu, nuciła i była w cudownym humorze.Przeszła przez ganek i już miała zejśćpo kilku stopniach, kiedy noga zawisła jej w powietrzu.Przerażona Amanda zasłoniła dłonią usta.Najednym ze schodków leżał martwy pies.Na szyi miałsznur, cały był zakrwawiony, krew zaczynała krzepnąć.Od razu poznała, że to ten sam pies, który obszczekiwał je, kiedy przyjechały z Polly do miasteczka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]