[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cherry Blossom Road 33, DortonWreszcie jesteśmy.Czekają na nas na podjeździe.Biddypodchodzi do samochodu z wyciągniętymi rękami.Wyskakuję, żeby ją uściskać, a ona przyciąga mnie bliżej.Zerkam ponad jej ramieniem i uśmiecham się.Twarz tatyrozjaśnia się.Kiedy pochyla się, żeby wziąć Charliego naręce, zauważam, że jego włosy bardziej przyprószyła siwizna.- A teraz daj mi całusa, Charles - mówi Biddy, wskazującpoliczek.- Ale z ciebie mały Fanshaw, prawda? Nie widzę wnim wiele z Cadoganów albo Geraghtych, Kate.- Proszę.Domowy chleb dla ciebie.Upiekłam wczoraj.Wsadza bochenek pod pachę i mówi, że się przyda.Charlieidzie, trzymając za rękę dziadka.- Chcę zobaczyćAbbotta i Costello - mówi.- Proszę, dziadku - podsuwa mu Biddy.- Poczekaj, aż zobaczysz, jak urosły.- Śmieje się tata.-Są jak pomarańczowe torpedy.- Co to są torpedy?- Kate, pójdziemy za nimi? - pyta Biddy.- Chcę, żebyśzobaczyła ogród.Tata w końcu dostał awans i Biddy sprzedała piekarnię,więc teraz większość dnia spędza w ogrodzie.Każda gałązkajest przycięta, każdy krzaczek podsypany, delikatne kiełkikryją się w rzędach pod folią.- Jest idealny, mamo.Przygląda mi się tymi swoimi zielonymi oczami.Gdyidziemy, bacznie ogląda moją cerę, sylwetkę, ubranie.Zsuwaokulary z krótkiego nosa, żeby uważniej przyjrzeć się moimwłosom.Przesuwa kilka pasemek między palcami.- Jakiej farby używasz?- Żadnej.- Próbuję przygładzić włosy.- Twój fryzjer nie wie, co robi.Tylko popatrz.- To nie Shane, sama zrobiłam sobie trwałą.- Są jak słabe porosty.Już zauważyłam pierwsze siwepasemka.Czekam na słodycz po gorzkich uwagach.- Powinnaś bardziej dbać o siebie.Dogadzać sobie.-Przechyla głowę.- Piękna spódnica i sweter.Gdzie to kupiłaś?- Sweter mam już od dość dawna.Spódnicę kupiłam wMarksie & Spencerze.- Za ile?- Dwadzieścia dwa siedemdziesiąt pięć.- Przytyłaś parę kilo.Wkrótce nie wejdziesz w tęspódnicę.Myślisz, że mogłabyś ją oddać mamie?- Mam całe pudło ubrań dla ciebie w bagażniku, mamo.- Doceniam to.Tom, przynieś cebulki tulipanów, któreobiecałam Kate.Są za szopą w małym woreczku.Tom, zaszopą, a nie w cieplarni.- Biddy obraca głowę w moją stronę.- Trzydzieści jeden lat i nosisz takie obcasy? Skończysz jakokaleka.- Teraz uwaga skupia się na Charliem.- Nie pochylajsię nad stawem.Wpadniesz i zniszczysz wyściółkę.- I zarazpotem woła: - Tom, przyjdziesz wreszcie? Obiad się spali.Uśmiecha się i całuje mnie w czoło.Potrzebuję każdejoznaki rzadkiej aprobaty ze strony matki.Sposób okazywaniaprzez nią uczyć najlepiej można opisać jako kontrolowanąnamiętność.Ta pięćdziesięciosiedmioletnia kobieta rani,obraża, doprowadza mnie do płaczu, ale po czterech latachmałżeństwa z Rodneyem desperacko potrzebuję wszelkiejuwagi, nieważne jak przytłaczającej.Skup się na dobrych stronach Biddy, powiedziała Oona.Tych dziwnych chwilach miłości.Jestem winna Oonie list.Delikatna wołowina, marchewka, groszek, puree ipieczone chrupkie ziemniaki.Niedzielny obiad jest pyszny.- Za dwa miesiące jest rocznica Fanshawów -przypominam rodzicom, krojąc Charliemu mięso na małekawałki.- To ich rubinowe wesele.Gaynor i Betsy organizująprzyjęcie.- Nie wybieramy się z tatą.- Dlaczego? - pyta Charlie.- Dziadek musi zostać i wyczyścić rynny.Wyczyścićrynny?Biddy pochyla się i szepcze mi do ucha: - Bo czy twoiteściowie nie mieszkają w rynsztoku? W ich domu śmierdzi.Tak, trochę tam cuchnie.I wiem, że sama myśl orozmowie ze starym prykiem Fanshawem przeraża tatę.- Jak się ma Rodney? - pyta Biddy.- Dobrze.Jemy w milczeniu.A moje myśli powracają do ostatniej nocy.Seks.Nie zachęcam, unikam.Nie potrafię czerpać przyjemności,wzbraniam się.Nie mogę spać, kiedy on chrapie.Wzdragamsię za każdym razem, gdy niechcący dotknie mnie stopą lubpalcami.- Katie, coś nie tak? - Tata przygląda się mojej twarzy.- Nie.- Upijam łyk wina i zastanawiam się, copowiedzieć.- Pomyślałam, że wino jest trochę za słodkie.Świetna robota, Kate, teraz masz kłopoty.- Co jest nie tak z tym winem? - Biddy łapie biednąbutelkę za szyjkę.- Kosztowało mnóstwo pieniędzy.Wiesz, żepotrafię odróżnić dobre wino od złego.- Butelka ma ładny niebieski kolor.Cholera, to byłożałosne.- Niebieski jak niebo, niebieski jak morze - piszczyCharlie.- Niebieski jak płaszczyk królika Piotrusia.Może powinnam pójść do lekarza.Coś ze mną nie tak?Podziękuj panu sierżantowi!Patrzę, jak groszek spada mi z widelca, jeden po drugim, zpowrotem do sosu.- Chyba już się najadłam.- Odsuwamtalerz i zmuszam się do uśmiechu.- Powiedz własnej matce i ojcu, co się dzieje - mówiBiddy.- Później.- Przechylam głowę w stronę syna.- Pychota.Prawda, że obiad był wspaniały?Charlie kiwa głową i oblizuje usta.- Dziadku, wiosną idędo szkoły - mówi z szeroko otwartymi oczami.- Ale z ciebie duży chłopak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]