[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zerknął na olbrzyma.- Gdzie ten chłystek, jej kuzyn?- W jaskini, razem z nimi - odparł Dainty.Jeszcze nigdy nie widział Douglasa w takim stanie.W oczach miał jakiś dziki ogień.Piractwo zawsze byłopewnego rodzaju grą.To nie jest gra.- Chłopak żyje?- spytał Douglas.- Kiedy go widziałem ostatni raz, żył.Douglas patrzył.Deszcz spływał po jego napiętejtwarzy.Wydawało się, że kumuluje w sobie całą energięotaczających ich żywiołów.Nagle w mroku burzy dostrzegł Aidana.Był jużw połowie zbocza.Czołgał się od skały do skały jakżmija.Douglas ufał mu.- Sir.- odezwał się Dainty.Po raz pierwszy tego dnia Douglas przyjrzał sięprzyjacielowi.239JILLIAN HUNTER- Boże jedyny.- powiedział uśmiechając się lekko.- Potwór w zbroi.Skąd wziąłeś cały ten arsenał?- Obrabowałem zbrojownię przed opuszczeniemzamku.Ciężka kolczuga pokrywała jego ciemną pierś.Obok miecza, u boku, wisiał stalowy puklerz i topór.W dłoni miał średniowieczną gwiazdę poranną - nabijaną kolcami metalową kulę na łańcuchu.Jednouderzenie tej broni mogło rozłupać głowę człowiekana pół.- Mam nadzieję, że nie zardzewiejesz na tym deszczu - mruknął Douglas.Dainty przełknął ślinę, myśląc cały czas o zawodzie,który sprawił swemu dowódcy.- Sir.Douglas odwrócił się, zmrużonymi oczami wpatrującsię w zbocze.- Aidan dotarł już prawie do Roweny.Pamiętasznaszą pierwszą wyprawę w Kartagenie?- Mam tu czekać?- spytał zawiedziony Dainty.- Dopóki nie wejdę do jaskini i nie wykurzę ichstamtąd.- Wyszczerzył zęby w zabójczym uśmiechu.-Potem możesz puścić w ruch swój arsenał.Rowena wstrzymała oddech na widok ciemnej sylwetki Douglasa galopującego przez wrzosowisko.Wyglądał jak mityczny wojownik, który niespodziewaniewyłonił się z mgieł dziejów.Pomyślała, że rana naramieniu musi sprawiać mu ból, lecz biła od niego taka240SMOKsiła, że nikomu nie przyszłoby teraz do głowy, iżzaledwie kilka dni temu walczył ze śmiercią.Włosy opadały mu na szerokie ramiona.Patrzył nanią.Mimo że odległość była zbyt duża, by dostrzec rysytwarzy, Rowena wyczuwała jego wściekłość i determinację.I to dodało jej odwagi.Tydzień temu, gdy odgrywał swoją komedię, mogłaspodziewać się jedynie, że ten człowiek odprawi modłyza dusze jej prześladowców.Lecz wspominając walkęz Neacailem nie miała wątpliwości, że Douglas potrafibyć bezwzględny.Wstrząsnął nią dreszcz strachu.Deszcz siekł ją potwarzy i strugami spływał po szyi.Na szczęście jej niezgwałcili.Eachuinn, mając na względzie okup, niepozwolił swoim ludziom jej tknąć.Uderzył ją raz, gdyzdejmując na jego żądanie pierścienie, niechący gozadrapała.Policzek palił ją od ciosu.Potem, wyśmiewając się urągliwie, pociął sztyletem jej ubranie.Była cała zdrętwiała, miała ręce i nogi przywiązanedo kamienia.Deszcz powoli ustawał, ale wiatr przenikałją do szpiku kości. Pośpiesz się, milordzie".Douglas zniknął u stóp wzgórza.Dainty też.Ich koniestały ukryte w cieniu nawisu skalnego.Krew uderzyłajej do głowy, kiedy spojrzała w dół i zobaczyła Aidana.Ze sztyletem w zębach czołgał się na brzuchu międzykamieniami.- Nie ruszaj się, milady - szepnął.- Udawaj, żepatrzysz przed siebie.Poczuła skurcz żołądka, gdy jeden ze zbirów wyszedłz jaskini.Popatrzył na jej postać rozciągniętą na kamieniu241JILLIAN HUNTERjak ofiara dla bogów, a potem potoczył wzrokiem powzgórzu, pociągając z butelki tęgi łyk wody życia.Wysłali wiadomość do zamku i czekali na odpowiedz.- Dobrze.- odezwał się cicho Aidan.- Wrócił dojaskini ogrzać się przy ognisku, zanim Smok pośle godo piekła.Przetnę ci więzy.Nie ruszaj się.Rowena z trudem chwytała oddech.Wydawało jejsię, że nie wytrzyma tego napięcia już ani chwili dłużej.- Leż tak, dopóki nie powiem, że możesz się poruszyć - ciągnął tym samym cichym, spokojnym tonem.-Potem ukryjesz się za skałami.Zacisnęła zęby.Nie drgnęła nawet, mimo że łzycisnęły jej się do oczu.Aidan zniknął, a po chwiliDouglas wypadł z ukrycia jak strzała i wbiegł do jaskini.W ciszy rozległy się okrzyki zaskoczenia i zgrzyt stali.Spełnienie rozkazu Aidana stawało się coraz trudniejsze, szczególnie gdy walczący wypadli z jaskini.Byłojuż ciemno.Zwiatło wschodzącego księżyca nadawałobitwie niesamowity wymiar.Spostrzegła Jerome'a, któryz mieczem Fryderyka pędził za jednym z rabusióww stronę kępy janowców.W następnej chwili z jaskini wypadł Douglas.Ugodziłjednocześnie dwóch przeciwników szpadą i sztyletem,jakby opanował go jakiś demon.Na twarzach zbójówmalował się strach i zdumienie, gdy niezdarnie próbowalistawić mu opór.Kto by się spodziewał, że Douglas wpadnie do jaskini,by stanąć przeciw czterem uzbrojonym ludziom? Zastanawiali się pewnie, czy nie jest wcieleniem szatana,a ona służącą mu czarownicą.242SMOKPoprzedni lord Dunmoral nie ruszył nawet palcemswojej obronie.Nie potrafili pojąć, kim jest tenpotężny napastnik, który wyłonił się nagle spośród skałjak Bran, celtycki bóg podziemi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]