[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zmęczona nieustannym ukrywaniem się za ścianą zkolców.- Powiedziałam ci już, co się z nim stało - odparłam płaskim i dalekimgłosem.- Podciął sobie żyły i wykrwawił się na śmierć, a ja stałam wdrzwiach i patrzyłam na to.Ten chłopiec nie żyje.Rozdział 18Nie czekałam na to, co powie, bo właśnie wtedy mój pęcherzprzypomniał o sobie.Miałam wrażenie, że za chwilę pęknie.Chciało misię też rzygać, więc śmignęłam koło niego i zamknęłam się w łazience.Sikałam i sikałam, a żeby nie zwymiotować, powtarzałam tabliczkęmnożenia.Kiedyś łazienka była biała, ale najwyrazniej krwi nie da sięzmyć również z ręczników i zasłon.Moja matka zmieniła kolor nagłęboki granat.Dodatki były żółte.Fiołki tańczące na białych ścianachzastąpiła tapeta w jachty.Dotknęłam tych małych wesołych łódek.Czygdybym je zdarła, znalazłabym jeszcze pod spodem krew? Czy możewszystko najpierw wybieliła?- Elle?Gałka zazgrzytała.- Wpuść mnie, proszę.Wzięłam głęboki oddech.- Dan, proszę, idz sobie.Cisza.Nieśpiesznie umyłam ręce.Dokładnie wyszorowałam iopłukałam każdy palec.Podeszłam do drzwi.- Dan? - Wiedziałam, że wciąż tam jest, ale i tak zapytałam.Nie złapałza gałkę.Wyobrażałam sobie, jak stoi za drzwiami, i położyłam płaskądłoń nadrewnie, jakbym chciała go przez nie dotknąć.Przyłożyłam dodrzwrgłowę.Oczy miałam zamknięte.- Wciąż tli jestem.Musiałam przełknąć ślinę, żeby mi się udało powiedzieć coś tak, by wmoim głosie nie było słychać drżenia.- Chciałabym, żebyś sobie poszedł.- Och, Elle.Nie zapytał dlaczego.Nie chciałam mu tego powiedzieć? Bo co mogłam mu powiedzieć? %7łewstyd łatwiej znosić samemu? Ze patrzenie mu w twarz i świadomość, żewie, jest dla mnie zbyt dużym obciążeniem, zwłaszcza teraz, gdy umarłmój ojciec?- Nie chcesz, żebym cię zostawił.- Pewność w jego głosie była tym,co mogło mnie przekonać, gdybym tylko się jej poddała.- Tym razem to nie zadziała.Chcę, żebyś poszedł.Potrzebuję tego.Usłyszałam za drzwiami ciche szuranie i wyobraziłam sobie, że stoitak samo jak ja, z głową przyciśniętą do drewna.- Nie chcę iść, Elle.Może jednak mnie wpuścisz? Nie musimyrozmawiać o tym, o czym nie chcesz rozmawiać.- Nie! - Mój krzyk odbił się echem od ścian łazienki i wrócił do moichuszu wzmocnioną falą.-Mówię serio.Chcę, żebyś sobie poszedł! Muszęteraz być sama!- Nie musisz być sama - powiedział cicho.- Ale chcę - odpowiedziałam.Na to nie odpowiedział.Czekałam i w końcu usłyszałam oddalającesię kroki i coraz cichsze pobrzękiwanie kluczyków.W końcu usłyszałamciszę.Kiedy wyszłam z łazienki, większość ludzi już sobie poszła.Zostały po nich tylko resztki zapiekanek i ciast, które miałam włożyć dopojemników i zamrozić.W domu została tylko pani Cooper.Zastałam ją kuchni.Wstawiaławodę na herbatę i wiązała sobie fartuch w talii.Odwróciła się, kiedyweszłam.Jej uśmiech miał mnie rozgrzać, ale nie rozmroził lodu, któryzagniezdził się w mojej piersi.- Położyłam twoją matkę do łóżka.Dałam jej tabletkę przeciwbólową.Biedactwo.Niech odpoczywa, a ja tymczasem zacznę zmywać.- Nie musi pani tego robić, pani Cooper.- Ależ kochanie, to żaden problem, naprawdę.Od czego są sąsiedzi,jak nie od tego, żeby sobie pomagać w potrzebie? - Uśmiechnęła się isięgnęła po butelkę płynu do mycia naczyń.Nachyliłam się, żeby poszukać eleganckiego stosu pudełek po maśle,których moja matka używała jako pojemników na różne rzeczy, alezamiast nich w kredensie znalazłam zestaw specjalnych plastikowychpudełek z pokrywkami.Wydałam zduszony okrzyk zdziwienia.Zwróciłam tym uwagę pani Cooper.- Niech Bóg ma ją w opiece, twoją matkę znaczy - powiedziała,chichocząc.- Zorganizowała jedno z tych przyjęć, wiesz? I oszalała.Naprawdę poszła na całość.Przecież nigdy nie użyje więcej niż kilkunaraz, szczególnie teraz, kiedy została sama, ale no cóż, teraz się chybaprzydadzą, prawda? - Wskazałana stół uginający się pod ciężarem przyniesionych potraw:ziemniaczanych sałatek, klopsików, pierogów polanych masłem imarchewkowych ciast.- Ludzie byli tacy hojni.Spójrz, ile tego jest.- Powinna pani coś wziąć - powiedziałam.-Może pan Cooper miałbyna coś ochotę.- Dziękuję, skarbie.Pani Cooper zaczęła zmywać, a ja pakować jedzenie.Rozsmarowałamna płasko górę sałatki z tuńczyka, a potem przykryłam pojemnikpokrywką.- Gdzie się podział ten młody mężczyzna, który ci towarzyszył?- Musiał już iść.Dan sobie poszedł, tak jak prosiłam.Dał mi to, czego chciałam, jakzawsze.- Wyglądał na sympatycznego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]