[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pod pozornym spokojem tej scenerii zaczynały się jej wewnętrzne zmagania.Jeannestarała się odsunąć jak najdalej swoje wspomnienia.Swoje żale.Lata spędzone z tą kobietą,która marniała od śmierci Marie.Pobyt w zakładzie specjalnym, kiedy Jeanne wstąpiła nastudia.A potem te rytualne spotkania, wyczerpujące, bezużyteczne, każdej niedzieli przezwiele lat w różnych zakładach.Był to jednak dla niej jakiś punkt oparcia.Biegun jej życia.Mimo iż za każdym razem wychodziła jeszcze bardziej przybita, jeszcze bardziejprzygnębiona.Minęła godzina.Jeanne uznała, że to wystarczy, że spełniła swój obowiązek.Trzebauciekać przed godziną siedemnastą, porą obiadu".Widok bezzębnych ust, połykającychpapkę dla niemowląt, brutalnie przypominał obrazy Bruegla, gdzie śmiech i trwoga ocierająsię o siebie w przerażającym kontraście. Do widzenia, mamo".Pocałunki na wstrzymanymoddechu.Obszyte lamówką pledy.Drzwi.Ulga.Pozostawała jeszcze ostatnia próba.Naprzeciw zakładu otwarty w niedziele bar ze sklepem tytoniowym przyciągałwszystkich uzależnionych od papierosów z południowych przedmieść.Zawsze z przykrościąpatrzyła na kolejkę tych ludzi, wymiętych, słabych, podniecających się na myśl, że zarazodżyją.W głębi baru, przy kontuarze, dostrzegła pijaków.Pomyślała o karaluchach,stonogach, larwach, pełzających pod ziemią.Ale najgorszy dla niej był znajdujący się kilka metrów dalej zamknięty w niedzielękiosk z gazetami, w którym wystawione były reklamy pism porno. Hot-Video", Penthouse", Podglądacz".Te zdjęcia ją dobijały.Zdjęcia pokryte kurzem i brudem.Tłuste, trupiobladeciała, które mają budzić równie blade pożądanie.Jeanne wyjęła kluczyki samochodowe.Wpatrywały się w nią dziewczyny z afiszów,wystawiając na pokaz ciężkie piersi, wilgotne usta, grube uda.Otworzyła drzwiczki.Zamierzała wejść do swojego twingo, nie patrząc na nie, ale jednak rzuciła krótkie spojrzeniew tamtą stronę.Jak w przyspieszonym filmie zobaczyła ich rozpływające się marzenia osławie - w kinie, telewizji, jako modelki - aż do wylądowania w takich zakazanych pismach.Wyobraziła sobie, jak ich ciała więdną, puchną od rodzenia dzieci spłodzonych zprzypadkowymi mężczyznami, jak gorzknieją ich dusze wskutek zawiedzionych nadziei,tłumionych żalów, ponurego upływu lat.Te kobiety na afiszach uosabiały kobietę w ogóle.To kondensacja naszego przeznaczenia.Kochać.Mieć nadzieję.Rodzić.Starzeć się.%7łeby na koniec znalezć się w jednym z takich zakładów i tam umrzeć.Bez pełni władzumysłowych, bez świadomości.Jeanne zamknęła drzwiczki.Ruszyła pędem.Płakała.Miała ochotę wyć lubwymiotować.Włączyła radio.Poszukała na skali i zatrzymała się na piosence Na moimmiejscu.Axel Bauer i Zazie.Melodia gorzka, tragiczna, przejmująca. Nie oczekuję odciebie, żebyś była taka sama.Nie oczekuję od ciebie, żebyś mnie rozumiała.".Gdy dojeżdżała do Paryża, poczuła się lepiej.Lewy brzeg Sekwany.Platany zkrwistoczerwonymi liśćmi.Piękno epoki Haussmana.Nawet jej samotność, rozpaczprzybierały tutaj inne oblicze.Na bulwarze Raspail przypomniała sobie o komórce.Wyłączyła ją na czas podróży.Nacisnęła klawisz.Miała wiadomość.Nie był to telefon od Ferauda.Dzwonił Francois Taine.Przyłożyła telefon do ucha.Twarz miała znowu mokrą od potu i łez.- Jeanne? Musimy się spotkać.Odkryłem coś nieprawdopodobnego.Pewną zbieżnośćmiędzy ofiarami.Pasuje to do twojej teorii.On nie wybiera ich przypadkiem.On to wszystkozaplanował!Jeanne słyszała naraz dwa głosy.Taine'a i jednocześnie akcent hiszpański ojcaJoachima: To mozaika, rozumie pan? Każdy kawałek zawiera część prawdy".- Przyjedz do mnie około dwudziestej drugiej - mówił dalej Taine.- Ulica Monceyosiemnaście.Prześlę ci esemesem kod do drzwi.Muszę najpierw pójść do mieszkaniaFranceski Tercii, trzeciej ofiary.Zobaczysz.To niesamowite!Jeanne rozłączyła się.Nagle uspokoiła się, wewnętrznie zlodowaciała.Zatrzymała sięna rogu bulwaru Raspail i bulwaru Montparnasse.Godzina osiemnasta.Wystarczy, żebywziąć prysznic.Przygotować się.I pomyśleć, patrząc, jak dzień ma się ku końcowi.Kiedy pójdzie do Taine'a, będzie gotowa.Będzie przygotowana na nagą prawdę.23.Ulica Moncey na wysokości IX dzielnicy.O dwudziestej pierwszej trzydzieściwjeżdżała już w ulicę Clichy.Na skrzyżowaniu z ulicą Athenes ogarnęło ją złe przeczucie.Zmierzch był jakoś dziwnie czarny.Nie wiadomo skąd idący zapach spalenizny.Z wyciemsyren minęło ją kilka wozów strażackich.Szepnęła bezwiednie do siebie:- Francois.Na wysokości ulicy Milan jej obawy się potwierdziły.Noc rzeczywiście stała sięciemniejsza, powietrze jakby zgęstniało.Ruch został wstrzymany.Jeanne udało sięprzedostać na ulicę Milan, gdzie zaparkowała samochód.Wyjęła z torebki swoją trójkolorowąlegitymację.Pobiegła w kierunku ulicy Moncey - na szczęście włożyła dżinsy i conversy.Mieszkańcy nadbrzeża stali na progu swoich budynków.Kierowcy powysiadali zwozów, żeby zobaczyć, co się dzieje.Policjanci usiłowali zapanować nad tłumem, podczasgdy furgonetki blokowały ulicę.Jeanne biegła, wymachując legitymacją.Minęła pierwsząblokadę.Przebiegła obok wozów strażackich.Minęła drugą blokadę i zawróciła na ulicęMoncey.Serce waliło jej jak młotem.Płomienie wydostawały się już ponad ostatnie piętrokamienicy znajdującej się w środku ulicy.Numer osiemnasty.Stanęła pod jakimś daszkiem i ogarnięta paniką omal niezwymiotowała.Odczekała kilka sekund i znowu pobiegła, dusząc się od dymu.Noc gęstniała wczarnej mgle
[ Pobierz całość w formacie PDF ]