[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie umiała określić, o cochodzi, więc postanowiła z nim jednak porozmawiać.- Tak, zgadza się.Nazywam się Francesca.- Znów się uśmiechnęła, co natychmiastprzykuło uwagę mężczyzny.- Barry Woods, panno Del Ponce.Jestem dzienni- karzem i szukam ciekawej historii.Wiem, że potrafi pani uzdrawiać ludzi.Francesca uniosła brwi, a na jej usta wypłynął lekki uśmieszek.- Przykro mi, ale ktoś panu naopowiadał bzdur.Co ja takiego robię?- Uzdrawia pani ludzi.Powiedziano mi, że wyleczyła pani małą dziewczynkę z raka.Francesca przez chwilę zastanawiała się nad odpowie- dzią.Jej rozmówca nadałwydawał się dziwny, coś z nim by- ło nie tak.Był przebiegły.Miał w sobie jakieś subtelnezło.Może się myliła, ale jego bliskość wywoływała w niej nie- przyjemny dreszcz.Bardzodelikatnie dotknęła jego umysłu.Natychmiast oddech u wiązł jej w gardle.Zmusiła się do uśmiechu i szeroko otworzyłaoczy, tak że stały się czarne jak noc.- Chciałabym mieć takie zdolności, ale prawda jest ta- ka, że ich nie posiadam.-Czując skurcz w żołądku, ponow- nie zajrzała do umysłu nieznajomego.Gabriel będzie potrzebował informacji.Ten mężczyzna nie był tym, za kogo siępodawał.To fanatyk, jego umysł wypełniony był obrazami wampirów, jesionowych kołków iwianków czosnku.Dziennikarz przez cały czas ściskał za- wieszony na szyi złoty łańcuszek.Francesca wiedziała, że w dłoni trzyma krzyżyk.- Moje zródło informacji jest bardzo wiarygodne, pan- no Del Ponce.- Tutejsi lekarze należą do najlepszych specjalistów - odparła spokojnie Francesca.- Niesądzi pan, że fakt, iż rak się cofnął, może być ich zasługą? Często przychodzę do szpitala,żeby poczytać chorym dzieciom, ale ich nie uzdra- wiam, choć bardzo bym tego pragnęła.Widział pan te chore dzieci? Są takie śliczne i dzielne.To wzruszające.Może po- winien panje odwiedzić.Czytelników zainteresują ich hi- storie, nie sądzi pan? - W ostatnim zdaniuzawarła subtelny nacisk mentalny.Dziennikarz pokręcił głową, jakby chciał pozbyć się ja- kichś myśli.- Faktycznie, muszę się zainteresować tymi dziećmi.Francesca łagodnie skinęła głową,a jedwabiste włosyzafalowały na jej ramionach jak poruszana powiewem wia- tru zasłona.- No właśnie.I niech pan się jeszcze zainteresuje leka- rzami z tego szpitala, sąnaprawdę wspaniali.- Francesca wbiła wzrok w oczy reportera.- Musi pan koniecznie napi-sać artykuł o ich pracy.Woods złapał się na tym, że się odwraca, aby udać się do oddziału, na którym leczonochore na raka dzieci.Znów pokręcił głową, jakby chciał się wyswobodzić z pajęczej sie- ci.Przez chwilę był kompletnie zdezorientowany i nie pa- miętał, co miał zrobić.Myślpodpowiadała mu, że musi jak najszybciej napisać artykuł o dzieciach chorych na raka.Ponownie pokręcił! głową pewien, że nie po to przybył do szpitala.Kobieta, z którarozmawiał, oddalała się już, lekko kołysząc biodrami.Gęste lśniące włosy sięgały jej do pasa.Była piękna, jej widok zapierał mu dech w piersiach, a prze- cież nawet nie widział dobrze jejtwarzy.Dziennikarz przez chwilę stał w miejscu, odprowadza- jąc nieznajomą tęsknymspojrzeniem.Chciał, żeby się do niego odwróciła, chciał zobaczyć jej twarz.Chciał za niąpójść, ale jego stopy zrobiły się ciężkie jak z ołowiu.Przy- szedł do szpitala w jakiejśsprawie.W bardzo ważnej spra- wie.Ale teraz myślał tylko o tym, że ma napisać artykuł o96 dzieciach z chorobą nowotworową.I że musi porozma- wiać z pewnym lekarzem, który niejest Francuzem, tylko Brytyjczykiem.Brytyjczykiem o dziwnym imieniu.Brice.Brice cośtam.Woods podrapał się po głowie i skierował się ku drzwiom prowadzącym na oddziałonkologiczny.Czuł się zagubiony i zmieszany.Nie miał pojęcia, co robi.97 ROZDZIAA 10Jak długo zamierzasz mnie unikać? - zapytał ze wzburze- niem Brice, zachodzącFrancescę od tyłu.- Nie pochlebiaj sobie, Brice - zirytowała się Frances- ca.- Poza tym to nie pora nawyrzuty.Właśnie rozmawia- łam z jakimś podejrzanym dziennikarzem, który chyba miałmnie za wariatkę.Zdaje się, że tobie powinnam za to po- dziękować.Brice miał w sobie jeszcze tyle przyzwoitości, że poczuł wstyd, choć jednocześniepróbował całą sprawę skwitować lekceważącym wzruszeniem ramion.- Powiedziałem mu tylko prawdę.Zbadałaś moją pa- cjentkę.Pacjentka była wtedyśmiertelnie chora.Co do te- go nie ma cienia wątpliwości.Jej stan został doskonałe udo-kumentowany.Po twojej wizycie badanie krwi wykazało, że pacjentka jest zdrowa.Zostałacałkowicie wyleczona.To nie była moja zasługa i nie mam pojęcia, jak to się mogło stać.- I dlatego wygadałeś się o mnie przed jakimś dzien- nikarzyną, przed maniakiemposzukującym cudów.Dopil- nowałeś, żeby moja prywatność została naruszona.I dalejliczysz na moją przychylność? - Francesca pokręciła głową tak gwałtownie, że zafalowały jejgęste granatowoczarne włosy.- Zapomniałeś, Brice, że nie chcę mieć nic wspólne- go zprasą? Nie mam czasu na takie bzdury.- Francesco, to nie tak.Przecież mnie znasz.Przyznaję, że lubię rozgłos, ale nie jarozmawiałem z dziennikarzami, - Brice chwycił Francescę za ramię, zmuszając, by się zatrzy-mała.- Przestań przede mną uciekać.Jestem już tym zmę- czony.To nie ja.To rodzicedziewczynki.Chelsea Grant.Jej ojciec jest senatorem.Nie zastanowiłem się, wspomina- jąc otobie matce dziewczynki.Chelsea nie miała żadnych szans.Zero.Jej rodzice byli tegoświadomi.Chelsea badało wielu lekarzy, nie tylko ja.Pan Grant kazał cię sprawdzić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •