[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Premier service”.Elsie wstała, zdjęła ciężkie futro i zerknąwszy w maleńkie lusterko zabrała torebkę oraz kuferek na biżuterię i wyszła na korytarz.Zdołała ujść ledwie kilka kroków, gdy ponownie pojawił się posłaniec z restauracji pędzący z powrotem.Ustępując mu z drogi, na chwilkę weszła w drzwi sąsiedniego przedziału, w którym teraz nikogo nie było.Chłopak minął ją i już miała ruszyć dalej korytarzem, gdy jej wzrok padł na nalepkę przyklejoną do walizki leżącej na siedzeniu.Była to wypchana waliza ze świńskiej skóry, cokolwiek już podniszczona.Na nalepce widniały słowa: “J.Parker Pyne, cel podróży: Istambuł”.Sama walizka opatrzona była inicjałami “P.P.”Na twarzy dziewczyny pojawił się wyraz zdumienia.Przez chwilę niezdecydowanie stała na korytarzu, po czym wróciła do swojego przedziału i wzięła do ręki egzemplarz Timesa, który odłożyła na stolik wraz z innymi czasopismami i książkami.Przebiegła wzrokiem kolumnę z ogłoszeniami na pierwszej stronie, ale nie znalazła tego, czego szukała.Lekko zmarszczywszy brwi ruszyła w kierunku wagonu restauracyjnego.Kelner poprowadził ją do małego stolika, przy którym siedziała już jedna osoba.Był to mężczyzna, z którym nieomalże zderzyła się na korytarzu, a zarazem właściciel walizki ze świńskiej skóry.Elsie przyjrzała mu się dyskretnie.Wydawał się bardzo miły, bardzo dobroduszny i w jakiś niewyjaśnialny sposób budził w człowieku otuchę.Zachowując typowo brytyjską rezerwę, odezwał się dopiero wtedy, gdy na stół wjechały owoce.— W takich miejscach zawsze jest potwornie gorąco — zauważył.— To prawda — zgodziła się Elsie.— Żeby chociaż można było otworzyć okno.Mężczyzna uśmiechnął się smutno.— To niemożliwe! Poza nami zaprotestowałyby wszystkie obecne tu osoby.Uśmiechnęła się w odpowiedzi, a polem żadne z nich już nic nie mówiło.Przyniesiono kawę i jak zwykle zupełnie nieczytelny rachunek.Elsie położyła na nim kilka banknotów i nagle zebrała się na odwagę.— Przepraszam pana — odezwała się cichym głosem — ale zauważyłam pańskie nazwisko na walizce… Parker Pyne.Czy to pan… Czy jest pan może…Zawahała się, a on niezwłocznie pośpieszył jej z pomocą.— Zdaje się, że jestem.To znaczy… — zacytował ogłoszenie, które Elsie kilkakrotnie widziała w Timesie i którego niedawno na próżno szukała: — “Czy jesteś szczęśliwy? Jeśli nie, zasięgnij rady pana Parkera Pyne’a”.Tak, to właśnie ja.— Och — westchnęła Elsie.— To takie… takie nadzwyczajne!Przecząco pokręcił głową.— Wcale nie.Być może z pani punktu widzenia, ale nie z mojego — uśmiechnął się ciepło, a potem pochylił do przodu.Większość pasażerów opuściła już wagon restauracyjny.— Zatem jest pani nieszczęśliwa? — zapytał.— Ja… — zaczęła Elsie, lecz zaraz urwała.— W innym przypadku nic powiedziałaby pani, że to nadzwyczajne — wyjaśnił.Elsie milczała przez chwilę.O dziwo sama obecność pana Pyne’a podnosiła ją na duchu.— Tak — przyznała wreszcie.— Jestem… nieszczęśliwa.A przynajmniej bardzo zmartwiona.Ze współczuciem pokiwał głową.— Widzi pan — ciągnęła — przydarzyła mi się bardzo dziwna rzecz i w ogóle nie wiem, co o niej myśleć.— Proszę mi o tym opowiedzieć — zaproponował pan Pyne.Elsie przypomniała sobie, że ona i Edward często komentowali to ogłoszenie i śmiali się z niego.Nigdy by nic przypuszczała, że akurat ona… Może lepiej tego nie robić… Jeśli pan Pyne okaże się zwykłym szarlatanem… Ale wygląda tak sympatycznie!Podjęła decyzję.Zrobi wszystko, byleby zrzucić ten ciężar z serca.— Opowiem panu.Jadę do Konstantynopola, do mojego męża.Prowadzi interesy na Wschodzie i w tym roku uznał, że musi tam pojechać.Wyjechał dwa tygodnie temu.Miał wszystko przygotować na mój przyjazd.Byłam tym wszystkim bardzo podekscytowana.Widzi pan, spędziliśmy w Anglii sześć miesięcy, a ja nigdy przedtem nie byłam za granicą.— Oboje pochodzicie ze Stanów?— Tak.— I, jak przypuszczam, jesteście małżeństwem od niedawna?— Od półtora roku.— Szczęśliwym?— Och, tak! Edward to istny anioł — zawahała się.— Może jest zbyt zasadniczy.Trochę pruderyjny, powiedziałabym.To całe purytańskie dziedzictwo i tak dalej.Ale jest bardzo kochany — dodała pośpiesznie.Pan Parker Pyne przyglądał jej się chwilę w zadumie, po czym poprosił:— Niech pani mówi dalej.— To się wydarzyło mniej więcej tydzień po wyjeździe Edwarda.Pisałam list w jego gabinecie i zauważyłam, że na prawie zupełnie nowej i czystej bibule są odciśnięte jakieś słowa.Niedawno przeczytałam kryminał, w którym główna wskazówka znajdowała się na bibularzu, więc tak dla zabawy przyłożyłam do niej lusterko.To naprawdę miała być tylko zabawa, panie Pyne.Edward jest łagodny jak baranek i w życiu nic złego nie przyszłoby mi nawet do głowy.— Tak, tak, doskonale rozumiem.— Odczytałam wszystko bez problemów.Najpierw było słowo “żona”, potem “Ekspres Simplon”, a poniżej zdanie: “Najlepiej zrobić to tuż przed Wenecją” — urwała.— Ciekawe — zauważył pan Pyne.— Niewątpliwie ciekawe.To było pismo pani męża?— Och, tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]