[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poleciwszy żołnierzowi usiąść na łóżku ceremonialnie zdjęła mu buty.Mężczyzna ów, muszę dodać, wyglądał na szalenie zdziwionego, szczególnie że, jak wkrótce stwierdziłyśmy, nie odniósł żadnej rany na wojnie, tylko był epileptykiem.Zupełnie nie pojmował, dlaczego wyniosła dama ściąga mu nagle w środku dnia buty.Dostałam się do szpitala, ale jedynie jako salowa i zabrałam się gorliwie do czyszczenia klamek.Po pięciu dniach przeniesiono mnie na salę.Wiele z pań w średnim wieku nie miało w ogóle do czynienia z prawdziwym pielęgnowaniem i osoby te, choć pełne współczucia i dobrych chęci, nie zdawały sobie sprawy, że opieka nad rannymi to przede wszystkim takie rzeczy, jak podawanie basenów i kaczek, oczyszczenie ceratowych podkładów, ścieranie wymiocin i odór ropiejących ran.W ich przekonaniu, jak mi się wydaje, miało to polegać głównie na poprawianiu poduszki i przekazywaniu naszym dzielnym chłopcom cichym, łagodnym głosem słów otuchy.Tak więc idealistki skwapliwie rezygnowały z tej działalności - nie myślały nigdy, że będą musiały robić coś takiego, mówiły.Młode wytrzymałe dziewczyny zajmowały ich miejsce przy łóżkach.Na początku trudno się było w tym wszystkim połapać.Biedne siostry z personelu szpitalnego doprowadzały niemal do białej gorączki chętne, ale kompletnie niewyszkolone ochotniczki, które dano im do dyspozycji.Nie dostały do pomocy nawet kilku stosunkowo dobrze wyszkolonych praktykantek, uczennic ze szkół pielęgniarskich.Ja i jeszcze jedna dziewczyna miałyśmy pod swoją pieczą dwa rzędy po dwanaście łóżek i nad sobą energiczną siostrę Bond, pielęgniarkę pierwszej klasy, choć nie grzeszącą nadmiarem cierpliwości w stosunku do niefortunnego personelu.Nie byłyśmy wcale nieinteligentne, tylko po prostu niewykwalifikowane.Nie nauczono nas właściwie niczego, co niezbędne w pracy szpitalnej - w gruncie rzeczy umiałyśmy tylko zakładać bandaże i znałyśmy ogólną teorię pielęgnacji chorych.Mogłyśmy się oprzeć jedynie na kilku informacjach, które uzyskałyśmy od pielęgniarki rejonowej.Najbardziej niepojęte wydawały nam się tajemnice sterylizacji, tym bardziej że siostra Bond była zbyt znękana, by je nam wytłumaczyć.Przynoszono pojemniki z opatrunkami gotowymi już do przyłożenia na rany i to my miałyśmy się nimi zajmować.Na tym etapie nie wiedziałyśmy nawet, że pojemniki w kształcie nerek przeznaczone są na opatrunki użyte, a okrągłe na czyste.A co więcej, ponieważ wszystkie sprawiały wrażenie brudnych, choć naprawdę były sterylnie czyste (sterylizowano je na dole), sprawa stawała się jeszcze bardziej zagadkowa.Wyjaśniło się to mniej więcej po tygodniu.Odkryłyśmy, czego się od nas oczekuje, i potrafiłyśmy temu sprostać.Siostra Bond wtedy jednak już się poddała i odeszła.Powiedziała, że nie ma na coś takiego nerwów.Siostrę Bond - znakomitą, jak myślę, pielęgniarkę na chirurgii - zastąpiła siostra Anderson również pierwszorzędna pielęgniarka, a ponadto kobieta o zdrowym rozsądku i dużej dozie cierpliwości.W jej oczach nie tyle byłyśmy nieinteligentne, ile źle wyszkolone.Podlegały jej cztery dziewczyny, które zajmowały się pacjentami z dwu rzędów łóżek na chirurgii i które starała się doszkolić.Miała w zwyczaju oceniać je po kilku dniach i dzielić na takie, które warto szkolić, i na takie, które „nadają się tylko do patrzenia, czy gotuje się woda w garnku”, jak to określała.Na końcu oddziału stały cztery olbrzymie naczynia z ukropem, stąd brało się wrzątek do ciepłych okładów.W tamtych czasach praktycznie na wszystkie rany przykładano okłady, dlatego też upewnienie się, czy woda się gotuje, stanowiło pierwszy i podstawowy krok podczas sprawdzianu.Jeśli pechowa dziewczyna, wysłana, „żeby zobaczyła, czy woda się gotuje”, wracała i meldowała, że się gotuje, a wcale tak nie było, siostra Anderson mówiła z wielką pogardą: - To siostrzyczka nawet nie wie, kiedy się woda gotuje?- Szła z niej para - broniła się nieszczęśnica.- To nie żadna para - oznajmiała siostra Andeerson.- Nie słyszysz tego dźwięku? Najpierw słychać gwizd, potem ucicha i nic nie widać, a dopiero później pojawia się para, prawdziwa para.- Demonstracyjnie odchodząc mruczała pod nosem: - Jeśli przysyłać mi będą więcej takich głuptasów, to nie wiem, co zrobię!Miałam szczęście, że znalazłam się pod komendą siostry Anderson.Była surowa, ale sprawiedliwa.Następne dwa rzędy łóżek nadzorowała siostra Stubbs, osóbka niewielka, wesoła i miła dla dziewcząt, które często nazywała „kochanymi” i którym dawała fałszywe poczucie bezpieczeństwa.Kiedy coś szło nie tak jak trzeba, wpadała w gwałtowną złość.Przypominało to zabawę z kapryśnym kociakiem: mógł się z tobą ładnie bawić albo cię podrapać.Praca pielęgniarki podobała mi się od samego początku.Łatwo do niej przywykłam, uważałam też - i nadal tak uważam - że to jeden z najwdzięczniejszych zawodów, jakiemu można się poświęcić.Myślę, że gdybym nie wyszła za mąż, po wojnie zdobyłabym kwalifikacje prawdziwej pielęgniarki i pracowała w szpitalu.Być może takie rzeczy się dziedziczy.Pierwsza żona mojego dziadka, moja amerykańska babka, była właśnie pielęgniarką z zawodu.Wkroczywszy w świat pielęgniarek musiałyśmy zrewidować nasze opinie co do własnej pozycji życiowej, a także obecnego miejsca w hierarchii szpitalnej.Doktorów zawsze traktowano jako coś zupełnie normalnego.Wzywano ich, gdy ktoś zachorował, i w mniejszym lub większym stopniu robiono to, co zalecili - z wyjątkiem mojej matki: ona zawsze wiedziała więcej od lekarzy, a w każdym razie tak mówiliśmy.Doktor zazwyczaj należał do przyjaciół naszej rodziny.Byłam zupełnie nie przygotowana na konieczność padania przed nim na kolana i czczenia go jak bóstwa.- Siostrzyczko, ręczniki do rąk dla pana doktora! Wkrótce nauczyłam się zrywać na baczność, stawać jako stojak na ręczniki w ludzkiej postaci i czekać potulnie, podczas gdy doktor mył ręce, wycierał je, po czym nie zawracając sobie głowy oddawaniem mi ręcznika, rzucał go z pogardą na podłogę.Nawet ci lekarze, których pielęgniarki skrycie niezbyt ceniły jako fachowców na poziomie, zyskiwali na oddziale uznanie i otaczani byli czcią bardziej odpowiednią dla istot wyższych.Odezwanie się do doktora, pokazanie mu, że się go poznaje, to już świadczyło o strasznym zarozumialstwie.Nawet jeśli należał do waszych serdecznych przyjaciół, nie powinnaś tego okazać.Z biegiem czasu można oczywiście przyswoić sobie tę surową etykietę, ale raz czy dwa przeciwko niej zgrzeszyłam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]