[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.totumfacka w te pędy przyniosła faks dociebie.Wiedziałeś już, że was przejrzałem.Dziwi mnie tylko, że nie dałeś za wygraną.Choćmoże nie powinienem się dziwić.John Davenport musiał cię naciskać jak diabli.Duncan milczał.David pokiwał głową.- Tak było, co? W piątek więc zacząłeś agitować załogę, a we wtorek złożyłeś wizytęmojemu ojcu.Konsekwencje tej wizyty znamy.Giles Barker zakaszlał nerwowo.- I co teraz? - spytał David.- Może ty mi to powiesz, Duncanie?Caple podniósł się z krzesła, splatając dłonie.- Nadal możemy sfinalizować tę transakcję - zaczął.- Twoja rodzina odniosłabyznaczny zysk.Rozważ tylko.Na twarzy Davida odmalowała się zgroza.- Nie wierzę własnym uszom! Człowieku, ty chyba masz skórę pieprzonegonosorożca! O nie, dosyć tej zabawy.Pozwól, że ci przypomnę, iż trzydzieści cztery i półprocent udziału w Glendumich należy do mnie.W zaistniałej sytuacji jako pełnomocnikzarządzam też udziałami mojego ojca w tej samej wysokości.To daje razem sześćdziesiątdziewięć procent, Duncanie; mówię to na wypadek, gdyby twoje zdolności matematyczne niedorównywały twemu intryganctwu.Choćbyś wylazł ze skóry, nie uda ci się przeprowadzić tejtransakcji.Zresztą widzę, że nie zrozumiałeś pytania.Brzmiało ono w istocie: co wy macieteraz zamiar zrobić?Duncan milczał.Potarł podbródek i wymienił spojrzenia z Barkerem i Archibaldem.- Nie wiem - rzekł w końcu.- Co proponujesz?- Jeżeli o mnie chodzi, macie tylko jedną opcję: wyjdziecie stąd natychmiast i nigdywięcej nie zapuścicie się w pobliże Glendurnich.Ale jeśli ta opcja wam nie odpowiada,zdradzę wam, co zrobię: jutro zaraz z samego rana zadzwonię do szkockiego korespondenta„Financial Times”, a także do redaktorów działów gospodarczych w „The Scotsman” i „TheHerald”.Zapewnię im temat na pierwszą stronę, opowiadając, co zaszło w Glendurnich.Achyba przyznacie, że znam tę historię dość dokładnie? Kiedy ukaże się drukiem, żaden z wasnie dostanie już pracy w tym kraju.- Oparł się w krześle.- I nie liczcie na to, że JohnDavenport zechce się do was przyznać.Spisze was na straty razem z tym projektem i czymprędzej kategorycznie się od was odetnie.Niestety, panowie: to wy poniesiecie wszystkiekoszty.Spojrzał na Dougiego, który kiwał głową, wpatrując się w dywan.Rozległ się szmerodsuwanych krzeseł: Giles Barker i Keith Archibald wstali i skierowali się do wyjścia.Davidodprowadził ich wzrokiem.Duncan Caple wciąż patrzył na niego z pogardą, jak gdyby gotówbył podjąć próbę sił.W tejże chwili ktoś zapukał do drzwi.- Proszę! - zawołał David.W drzwiach stanęła Margaret.Zauważył, że ma łzy w oczach.- Słucham cię, Margaret - rzekł z niepokojem.- Paniczu, tak mi przykro.Przed chwilą dzwoniła lady Inchelvie.- Głos jej sięzałamał.- Piętnaście minut temu pański ojciec rozstał się z życiem.David spojrzał na nią, potem na Duncana.- Ty sukinsynu!Jakby nagle przepalił mu się w mózgu bezpiecznik - nagromadzony gniew i nienawiśćeksplodowały.Rzucił się na Duncana tak szybko, że ten nie zdążył nawet zerwać się zkrzesła, osłonił tylko głowę przed ciosem.David zamachnął się z całej siły, lecz nimposłyszał kojący chrzęst pięści o kość policzkową, jego ramię zatrzymało się o parę cali zawcześnie, uwięzione jak w imadle w sękatej dłoni Massona.- Nie, Davie!Obrócił się, usiłując skupić na nim wzrok.- To nic nie da, chłopcze - rzekł Dougie.- To już teraz nic nie da.David jęknął głucho, przeciągle.Podniósł wzrok na portret ojca wiszący nadkominkiem.Ogarnęło go życzliwe, uśmiechnięte spojrzenie starego człowieka i naglezaświtało mu, że matka miała rację.Ojciec sam wybrał porę.Zrobił, co mógł, trzymał się natyle długo, by się upewnić, że syn godnie go zastąpi.Odwrócił się.Sala była pusta, pozostały tylko odsunięte do stołu krzesła.Batalia oGlendurnich dobiegła końca.ROZDZIAŁ 35Kiedy tęskne tony The Dark Island grane przez dudziarza Pierwszego SzkockiegoBatalionu poniosły się echem wśród wzgórz nad Dalnachoil, George, czwarty lord Inchelvie,został złożony do grobu nieopodal swej synowej.W osadzie było cicho jak makiem siał, nieporuszał się żaden pojazd, wszyscy bowiem mieszkańcy oraz wszyscy pracownicyGlendurnich Distilleries Ltd.brali udział w pogrzebie, szczelnie wypełniając maleńkicmentarz.Pastor odczytał ostatni werset.David upuścił linę do wykopu i dał znak tym, którzywraz z nim nieśli trumnę, że mogą się już cofnąć.Stojąc u stóp otwartego grobu, skłoniłgłowę, potem podszedł do matki, ujął jej obleczoną w rękawiczkę dłoń i ścisnął ją krzepiąco.Stojąca za nią Sophie wysunęła się do przodu, trzymając za ręce Charliego i Harriet.RodzinaInchelvie stała teraz w szeregu przed grobem George'a.Każde skłoniło głowę, potem kolejnoodwracali się i omijając inne nagrobki szli w stronę dróżki prowadzącej do bramy.Gdy stanęli na ścieżce, David zatrzymał się i spojrzał na matkę.- Lepiej zrobić to teraz - rzekł cicho.- O wiele lepiej tu niż w Inchelvie.Alicja rozejrzała się po zebranych i skinęła głową.- Chyba masz rację [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl