[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wróciwszy do dużego pokoju, matka zwróciła się do ojca:- Musimy Jaona puścić.Ten chłopiec siedzi sam.Jego matka niebędzie na wigilii.Ojciec wyszedł.- Wszystko nieprawda.Pan Szachowski kazał szoferowi powiedzieć,że go nie ma.Nie mogą znieść, że coś im się nie uda.Musząwszystko mieć, każdą rzecz, każdego człowieka, którego zapragną.Jedyny rodzaj nieszczęścia jaki znajdą, to gdy coś im się wymyka.Najchętniej by Jaona od nas kupili i postawili pod choinkę.Matka spojrzała bezradnie na Jaona:- Mężu, może niech Jaon zadecyduje?- To będzie tyle co gra w orła i reszkę, bo Jaon jest za mały, byzrozumieć wszystkie elementy sytuacji.- Jakież tu elementy? Czy nie rozdmuchujemy drobiazgu? Czynie jesteśmy biednymi ludzmi, którzy z dumy odtrącają bogactwo?Boże! - matka zasłoniła usta ręką - Nie chciałam cię urazić.Wobecpaństwa Szachowskich wszyscy są nędzarzami.Ojciec zmusił się do promiennego spojrzenia, i zaraz spoważniał:- Ulegniemy, to uzależnimy się od zachcianek małego Szachowskiego- powiedział.- Mam nadzieję, że nie piśniesz słowa o tej rozmowie małemuSzachowskiemu - matka popatrzyła na Jaona.- Każda rodzina matajemnice.Nie wolno ich wydawać obcym.Nie zorientował się w jakim momencie podjęli decyzję,porozumiewając się w sposób nieuchwytny dla niego i nie wiedziałjaką: szykować się do Szachowskiego, czy na zostanie w domu.Matkawyszła do przedpokoju, zamykając za sobą drzwi i odcinając Jaona.Wróciła i nie wyjaśniła ani słowem niczego.W każdym razie niekazała się Jaonowi ubierać.Tak trwało chwilę i Jaon upewnił się,że zostaje w domu i że szofer widać poszedł.- Nazwał Jaona chorowitym - powiedziała matka po chwili.- Czyżtak jest?- Nie wiem.Dosłownie nie wiem - odrzekł ojciec.- W związku z tym, co się rozegrało przed chwilą - powiedziałamatka - niepokoję się.Jesteśmy spóznieni.Moi rodzice i twoi żyliw osiemnastym wieku.Niewiele poszliśmy naprzód! To była scena zmodrzewiowego dworku.Przysyłają od wielkiego magnata i zapraszająna komnaty, a mały szlachetka odmawia.- To bym zostawił na chwilę, gdy Jaon będzie spał - odparł ojciec.Nazajutrz ojciec wcześniej wrócił z biura i wyciągnął pudła zozdobami choinkowymi.Frania przyniosła składaną drabinę.Jaonpodawał zabawki.Ojciec zaczął od gwiazdy na szczycie.Jaon wyjąłz kredensu papugę od pani Aatyńskiej.Ojciec zawiesił ją nanajbardziej wystającej gałęzi.Wyglądała jak prawdziwa papuga, która przyleciała między jodły północy.Weszła matka:- Papuga ma wisieć na naszej choince? Ma przypominać namnieszczęsną panią Aatyńską?- To moja papuga - zaoponował Jaon.- Oddajmy ją biednemu dziecku.- Mamo, tak chciałem mieć tę papugę.- Czułeś, że coś niemiłego, smutnego jest w twoim tryumfie, bo gdyją dostałeś, nie cieszyłeś się.Jaon nie wiedział jakim sposobem matka to odgadła.- Zdejmiemy ją - matka wyciągnęła rękę, zawahała się i powiedziała:- Biedne dziecko.Wczoraj nie pozwoliliśmy mu jechać do kolegi,dziś chcemy mu zdjąć papugę z choinki.Zbliżał się bolesny moment, gdy wypraszano go do gabinetu iprzylatywał aniołek.Co zrobią rodzice? Matka, przenikając myślJaona, zwyczajnie wypowiedziała te same słowa, co przed rokiem:- Jaonie, idz do gabinetu, to przewietrzymy pokój.Jaon poszedł, stanął w oknie.Nie opierał się o parapet i nieprzybliżał z nadzieją twarzy do szyby, ale patrzył i szukałwzrokiem windy.Stało się to, na co miał nadzieję: od najwyższegopiętra naprzeciw oderwała się jasna oświetlona, pusta klatka windyi zjeżdżała w dół.Jaon widział, jak mijała kolejne piętra istanęła na dole.Nie pojechała z powrotem na górę, jakby ktośniewidzialny z niej wysiadł.Jaon patrzył w przestrzeń podwórka:tak, anioł musi być niewidzialny, powiew od ruchu jego skrzydełnie dociera przez podwójne szyby! Rodzice nie widzą anioła izwątpili w jego istnienie, a to on kieruje ich ruchami, gdyukładają podarki.- Jaon, prosimy - powiedziała matka za jego plecami.Pod choinką leżały prezenty.Poznał rzeczy przeznaczone dla ojca,dla matki, dla panny Frani, nie widział tylko pudeł z żołnierzami.Dokąd kazano mu wierzyć w anioła, był, spełniał jego prośby.Terazanioł go ominął.- Nie bierzesz tego, co jest dla ciebie? - spytała matka.Wtedy zobaczył stos książek przewiązanych tęczową kokardą.- Synu, to jest "Trylogia" Henryka Sienkiewicza, jedna książka wwielu tomach, pisana dla dorosłych, a ty wykazujesz tyle chęcibycia dorosłym, że zasłużyłeś na nią i już możesz zacząć jączytać.Nie miej takiej miny! Kiedyś to docenisz.Może to będziepamiątka po twoich rodzicach, po twoim dzieciństwie.Zawód był tak wielki, że oszołomił go.Podszedł do matki,pocałował ją w rękę i podziękował za prezent, jak nieprzytomny.- Aadnie, że nie wspominasz o żołnierzach - odezwała się.- Twojaarmia jest już potężna.Ojciec obliczył ją na stu pięćdziesięciużołnierzy.Książka jest najpiękniej szą zabawką daną człowiekowi.Zaczęło się łamanie opłatkiem: rodzice zaprosili pannę Franię, byzjadła z nimi pierwsze danie.Maniunia odmawiała i stała przyframudze, panna Frania usiadła przy czwartym talerzu.Dotąd bywałpusty, zostawiony dla wuja.Zapanowało skrępowanie.Gdy trzebabyło coś podać, panna Frania zrywała się od stołu i obsługiwałarodziców. - Czekam dzwonka - powiedziała matka.- Ten Rudolf sam w tympustym domu, nie ma nawet z kim przełamać się opłatkiem.Maświadomość, że przez całe święta i potem, nie wiadomo jak długonikogo nie zobaczy, nie będzie miał do kogo się odezwać.- Rudolf najpierw pozował na osamotnionego, a potem to okazało sięprawdą - odparł ojciec.- W wigilię przemawiają zwierzęta, więc niech państwo pozwolą midodać słówko - wtrąciła się panna Frania.- To moja pierwszawigilia od czasów u pani generałowej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •