[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mogło być inaczej po tylugodzinach spędzonych w powozie.Podczas podróży z Londynu, która trwała kilka dni i nocy, wymienili ze sobązaledwie kilka słów.Zanim na dobre opuścili miasto, zdążył zastawić swoją szpadę,aby podczas podróży mieli czym zapłacić za jedzenie i zmianę koni.Kupił też słomępod jej nogi i owinął ją kocami, jakby była ze szkła.Właśnie kiedy delikatnie wsuwał kawałek wełnianego koca pod jej brodę, odezwałasię jeden jedyny raz.- Przypuszczam, że chcesz mnie gdzieś zaciągnąć i posiąść -powiedziała wówczas.- Niczego innego nie pragnę, i zrobię to - odrzekł.Spróbował uśmiechnąć się,gładząc jej policzek wierzchem dłoni.- Gdy tylko cię poślubię.Nic nie odpowiedziała, jedynie spojrzeniem przestraszonych ogromnych szarychoczu boleśnie kłuła go w serce.Jeśli rzeczywiście kochała Tiltwella, nie mógł liczyćna przebaczenie.Jechali w ciszy, jeśli nie liczyć zwyczajnych w podróży odgłosów turkotania idudnienia kół czy dzwięczenia podków uderzających o twardą drogę.Nie potrafiłnakłonić Jessalyn do jedzenia, gdy zatrzymywali się po drodze w gospodach.Tylkoraz, stojąc przed ogniskiem, wypiła "Szklaneczkę wina.Nie mógł nasycić oczu jej widokiem.Miał jej do powiedzenia tak wiele.Czuł, żemusi wytłumaczyć się ze swojego postępowania.Nie bardzo wiedział, od czegozacząć.Brakowało mu słów.Właściwie miałby kłopoty z wytłumaczeniem tegowszystkiego samemu sobie.Wiedział jedno.Porwał ją dlatego, że już dłużej niemógł znieść życia bez niej.W ciszy pokonywali milę za milą, jechali po trawie złoconej kwiatami jaskółczegoziela i mniszka, mijali prostokątne pola usiane mnóstwem zielonych i żółtychplamek.Na początku podróży drogi były suche.Jadąc, wzbijali kurz, który osiadałna drzewach i bielił je.Potem zaczęło padać.Nie patrzyła na niego, ale byłświadomy jej każdego westchnienia.Kiedy zasnęła, niemal spadając z wysokiego siedzenia powozu, zatrzymali się nakilka godzin, by odpocząć.Nie śmiał jej zostawić samej, dlatego siedział na krześleprzy kominku, w którym bardzo leniwie palił się torf, podczas gdy ona leżała wubraniu na rozkładanym łóżku.Znajdowali się dokładnie nad karczmą354 i podłoga drżała od krzyków i pijackich śmiechów.Nie spała.Leżała cicho ispokojnie w ciemności i tylko czuł na sobie pełne udręki spojrzenie jej szarych oczu.Gdy w końcu przybyli do Gretna Green, dobrze opłacił uwierzytelniającegoświadka, aby nie przywiązywał szczególnej wagi do wielce ważnej odpowiedzi napytanie, czy znalazła się tu z własnej i nieprzymuszonej woli.Lecz to nie byłokonieczne.Pojedyncze słowo nie było głośne, ale bez wątpienia brzmiało  tak".Zbyt pózno się zorientował, że ma tylko swój własny sygnet, który w charakterześlubnej obrączki może jej wsunąć na palec lewej ręki.Kiedy to się już stało, musiałazacisnąć palce, aby pierścień nie spadł.- Co Bóg połączy - powiedział na koniec pan Hargraves -człowiek niech się nieważy rozdzielać.- I była jego.Oczywiście wolałby, aby małżeńska sypialnia wyglądała bardziej elegancko.Stałotutaj solidne łóżko z wyblakłymi zielonymi draperiami i mała szafa na ubrania.Napodłodze leżał turecki dywan w przygaszonych barwach.Jedynie luzno utkanajedwabna zasłona w oknie ożywiała nieco izbę.Jessalyn przekroczyła próg i natychmiast podeszła do okna.McCady wątpił, bymiała na co patrzeć.Dzień był ponury i deszczowy.Osadę Gretna Green znano jakomiejsce zawierania potajemnych związków, bo chyba nikt nie przyjeżdżał tutaj dlamalowniczej scenerii: kilku kamiennych chat, jodłowego zagajnika, małegodrewnianego mostu nad rzeką.Rozniecił ogień w kominku, potem za pomocą kawałka papieru zapalił świece nametalowym świeczniku.Pasterz i pasterka, gipsowa para, siedzieli na obramowaniukominka.Długo spoglądał na figurki, jak gdyby mogły przemówić i podpowiedziećmu, w jaki sposób ma namówić żonę do czegoś, czego ona nie chciała.Podszedł do okna, stanął wystarczająco blisko, by jej dotknąć, ale nie uczynił tego.Patrzył na jej pochyloną głowę.Zapragnął przycisnąć usta do tego miejsca, którewydawało się blade i bezbronne pośród płomieni jej włosów, ale tego również nieuczynił.Zamiast tego próbował złożyć kilka zdań, zanim zdecydował się na jedno,najbardziej bezpośrednie.Ale kiedy postanowił się odezwać, zabrakło mu tchu.Odetchnął, dygocząc.364 - Jessalyn.bardzo bym chciał kochać się z tobą.Dotknęła palcem koronkowejlamówki przy zasłonie.- Wydaje mi się, że mąż nie musi koniecznie pytać o pozwolenie, by posiąść swojążonę.- Chcę cię posiąść.ale też chcę, żebyś i ty miała na to ochotę.- Coś takiego! - Odwróciła się tak gwałtownie, że aż się cofnął [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •