[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.po podłodze biegają75szczury i w letnie popołudnia chłopcy biją konia w ciemnej stęchłej sypialni,jedząc jagody wyrastające z jego ciała, ćmy z gęstym fioletowym sokiem.Stary ćpun znalazł żyłę.krew rozkwita w pompce niczym chińskikwiat.ładuje herę w kanał i w jego zniszczonej twarzy lśni niewinniechłopiec, który bił konia pięćdziesiąt lat temu, a wychodek wypełnia sięsłodką orzechową wonią młodzieńczej żądzy.?Ile lat nawleczonych na igłę krwi? Siedział z dłońmi na kolanach,patrząc na zimowy świt pustym wzrokiem maku.Stara ciota wierci się nakamiennej ławce w parku Chapultepec, gdy obok przechodzą indiańscychłopcy obejmując się za szyje albo w talii, i wysila konające ciało, bydosięgnąć młodych pośladków i ud, jędrnych jąder i ejakulujących fiutów.Mark i Johnny siedzą naprzeciwko siebie na fotelu wibracyjnym,Johnny nadziany na fiuta Marka. Gotowe, Johnny? Włączaj.Mark wciska guzik i fotel zaczyna wibrować.Marie przekrzywia głowę,spoglądając na Johnny'ego z nieobecną twarzą, z oczyma chłodnymii szyderczymi.Johnny krzyczy i jęczy.Jego twarz rozpada się, jakbyroztopiona od środka.Krzyczy jak mandragora, mdleje w chwili wytrysku,opada bezwładnie na pierś Marka jak drzemiący anioł, Mark w zamyśleniuklepie Johnny'ego po plecach.Sala podobna do gimnastycznej.Podłogawyłożona gumową pianką przykrytą białym jedwabiem.Jedna ze ścian jestze szkła.Wschodzące słońce wypełnia salę różową poświatą.Mary i Markwprowadzają Johnny'ego z rękoma związanymi na plecach.Johnnyspostrzega szubienicę i chwieje się na nogach z głośnym jękiem: Ooooooooch.Opuszcza głowę i uginają się pod nim kolana.Tryska sperma,lecąc łukiem przed jego twarzą.Mark i Mary robią się nagle niecierpliwii podnieceni.Wpychają Johnny'ego na szafot, pokryty spleśniałymi pasamido podtrzymywania jąder i przepoconymi koszulami.Mark poprawia pętlę. No, jazda! Zaczyna spychać Johnny'ego z szafotu.Mary: Nie, ja to zrobię.Kładzie dłonie na pośladkach Johnny'ego, opieramu czoło na piersi i uśmiecha się do niego.Wreszcie cofa się i spada wrazz nim w pustkę.Jego twarz puchnie od krwi.Mark przysuwa się i zręcznie76łamie Johnny'emu kark.Odgłos pękającej gałęzi owiniętej mokrymręcznikiem.Ciałem Johnny'ego wstrząsa dreszcz.Jedna z jego nóg dygocejak zraniony ptak.Mark naśladuje konwulsje Johnny'ego, zamyka oczyi wysuwa język.Penis Johnny'ego unosi się i Mary wsadza go do swojejcipy, wijąc się w płynnym tańcu brzucha, jęcząc z rozkoszy.Oblewa siępotem, a na twarz opadają jej wilgotne pasemka włosów. Odetnij go, Mark! krzyczy.Mark wyciąga scyzoryk, przecina linęi kładzie Johnny'ego na wznak.Mary leży na nim.Odgryza mu wargi, nos,wysysa oczy.Odrywa wielkie kawałki policzków.Wreszcie rzuca się na jegopenis.Mark zbliża się do niej, a ona unosi wzrok znad nagryzionychgenitaliów Johnny'ego.Twarz ma zakrwawioną, fosforyzujące oczy.Markkopnięciem przewraca ją na plecy.Skacze na nią i pieprzy jak szalony.Turlają się po całej sali, skaczą wysoko w powietrze niczym ryby na patelni. Pozwól mi się powiesić, Mark.Pozwól mi się powiesić.Proszę,Mark, pozwól mi się powiesić! Jasne, mała.Stawia ją brutalnie na nogi i wykręca jej ręce do tyłu. Nie, Mark! Nie! Nie! Nie! krzyczy Mary, sikając i srając ze strachu.Mark ciągnie ją ku szafotowi.Pozostawia ją związaną na stosie używanychkondomów, przeciąga linę przez salę, po czym wraca, niosąc pętlę nasrebrnej tacy.Stawia Mary na nogi i zaciska pętlę.Wsadza w nią fiuta,tańczy wokół szafotu i rzuca się w próżnię, liiiiiiii! krzyczy, potrącającJohnny'ego.Mary pęka kręgosłup.Jej ciałem wstrząsa potężny dreszcz.Johnny spada na podłogę i stoi czujny niczym młode zwierzę.Skacze wokół pokoju.Z krzykiem tęsknoty, od której pęka z hukiemszklana ściana, rzuca się w pustkę.Leci tysiąc metrów w dół, bijąc konia,otoczony kroplami spermy.Wrzeszczy wśród druzgocąco błękitnego nieba,gdy wschodzące słońce pali jego ciało jak benzyna; mija wielkie dęby i cyp-rysy, po czym roztrzaskuje się wśród czerwonych bryzgów na zrujnowanymplacu wyłożonym wapiennymi płytami.Między kamieniami rosną chwastyi pnącza, a w białym wapieniu tkwią zardzewiałe żelazne bolce o grubościmetra, brązowe jak gówno.77 Johnny polewa Mary benzyną z obscenicznej wazy Chimu z białegojadeitu.Namaszcza własne ciało.Obejmują się i padają na podłogę i tur-lają pod wielkie szkło powiększające w dachu.Wybuchają płomieniemz krzykiem, od którego pęka szklana tafla, staczają się w pustkę, pieprzą sięi krzyczą w locie, wybuchają krwią, ogniem i kopciem osiadającym nabrązowych kamieniach pod pustynnym niebem.Johnny skacze w męce popokoju.Z okrzykiem, od którego pęka szkło, staje z rozkrzyżowanymi rękomaprzed wschodzącym słońcem, a z jego fiuta tryska krew.Biały marmurowybóg zmienia się w konwulsjach w starego medżuba wijącego się w gówniei odpadkach pod glinianą ścianą w blasku słońca, które rani i garbujeskórę.Jest chłopcem śpiącym pod murem meczetu, ejakuluje w tysiące cip,różowych i gładkich niczym muszle, czując rozkoszne łaskotanie włosówłonowych wślizgujących się do penisa.John i Mary w pokoju hotelowym (muzyka z East Saint LouisToodleoo ).Ciepły wiosenny wiatr powiewa spłowiałymi różowymi zasłonamiw otwartym oknie.Na pustych parkingach kumkają żaby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]