[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pierwsze dni w domu spędzamw łóżku, wstaję tylko do toalety.Kiedy się czuję na siłach, bawięsię z Dayiel.Taka z niej już bystra dziewuszka, wszystkiemu sięuważnie przygląda.To jak nowy początek.Obliczam, że za siedemlat będę miała następne dziecko.W ten sposób każdym z tej trójkibędę mogła się zajmować tak, jakby to było jedyne dziecko.Pozatym starsze będą już dość duże, żeby mi pomóc.Wszystko sobiezaplanowałam.Czegoś jednak nie przewidziałam.Rozdział IVDayiel jest aniołkiem, ale ma też w sobie diabełka.Kiedy kończy trzeci miesiąc, zaczyna mnie gryźć podczas karmienia, a nie ma jeszcze ani jednego zęba.Bert uważa, że to zabawne, a ja, żeDayiel robi to specjalnie, aby go rozśmieszyć.Staje na czworakach zaraz jak tylko opanowuje sztukę przewracania się na brzuszek.Kołysze się w przód i w tył, śmieje się na głos i ma taką zadowoloną minę, jakby właśnie obrabowałabank.Opracowuje swój własny sposób raczkowania — nie naczworakach, ale na rękach i stopach — i buszuje po całym mieszkaniu jak mały piesek.Nic, co znajdzie się w zasięgu jej rączek, nie jest bezpieczne.Staram się schować wszystko, co mogłabyzniszczyć, ale Dayiel zawsze okazuje się sprytniejsza.Nigdy nie przesypia całej nocy, budzi się trzy albo cztery razy.Nakarmiona chce się bawić.Nawet kiedy ma już sześć miesięcy,śpi mniej niż osiem godzin na dobę.Tak bardzo kocha życie, żenie lubi zamykać oczek.Jakby coś przeczuwała.Bert i ja zamieniamy się w automaty do opieki nad niemowlę,ciem.Na zmianę wstajemy do Dayiel.Później pozwalamy jej spaćw łóżku między nami.Wydaje mi się, że nic jej tu nie grozi, aleDayiel znajduje sposób, żeby się stąd wydostać.Tej nocy, kiedyrobi to po raz pierwszy, czuję nagle, że Bert szarpie mnie za ramię.— Kate, gdzie jest Day?Jestem wpółprzytomna.— Nie wiem, może któreś z nas przeniosło ją do jej łóżeczka?— Ja nie.58Bert zrywa się z materaca.Po chwili wsuwa głowę do naszego pokoju.— Tam jej nie ma!Siadam, teraz już naprawdę wystraszona.— Może jest u Willsa.Może zabrał ją do swojego łóżka, kiedypłakała.Wyczołguję się z materaca na podłogę i wstaję.Potwornie bolimnie głowa.Bert biega po korytarzu.Coraz bardziej się boję.Gdzie, u licha, w zamkniętym mieszkaniu może się podziać niemowlę? Może coś jej się stało?Wtedy słyszę śmiech Berta i zaraz potem śmiech Dayiel.Sąw łazience.Day siedzi pod prysznicem i bawi się zabawkami do kąpieli.Wiem, że bardzo lubi się kąpać, to jedno z jej ulubionych zajęć,ale żeby w środku nocy, po ciemku i bez wody? Dayiel pokazujepaluszkiem na kurki — chce żebyśmy odkręcili wodę.Jest brudna i przesiusiana.Bert pochyla się i zaczyna ją rozbierać.Day wciąż wskazuje na kurki.— Okay, Day.Tylko ten jeden raz.Ale żadnych więcej kąpielio trzeciej nad ranem.Zrozumiano?Dayiel uśmiecha się i klapie rączkami o podłogę kabiny prysznicu jak wówczas, kiedy jest tam woda.— Bert, nie będziesz miał mi za złe, jeśli wrócę do łóżka?Jestem wykończona i strasznie boli mnie głowa.— Jasne, już cię tu nie ma, dziecino.Zmykaj do łóżka i postaraj się zasnąć.Może po kąpieli uda mi się ją położyć.Kurczę, zanosi się na to, że jutro będę baaardzo niemiłym panem od matematyki.Odkręca wodę.Słyszę, jak szumi, kiedy idę do naszego pokojui kładę się do łóżka.Nie wiem, kiedy Bert wraca do mnie; mo­żliwe, że w ogóle nie wraca, ponieważ kiedy budzi mnie płaczDayiel, nie ma go już w domu.Kilka razy odwiedzają nas rodzice.Tato fantastycznie bawi sięz Dayiel.Nigdy bym się tego nie spodziewała.Chodzi za nią po59całym mieszkaniu i pozwola jej robić wszystko, na co ma ochotę, pod warunkiem, że niczym to jej nie grozi.Tato mówi, że to jakwyprowadzanie szczeniaka na spacer, a poza tym, że spędzająctyle czasu na podłodze, on sam zyskuje całkiem nowy ogląd rzeczywistości.Robi Dayiel „samolot", sadza ją sobie na kolanach albo pozwala skakać na swoim brzuchu.Teraz przypominam sobie, jak robił to wszystko ze mną, Mattem i Camille.Zupełnie już o tym zapomniałam.Pojawienie się dziecka zawsze wywołuje masę wspomnieńz własnego dzieciństwa, o których w innej sytuacji nigdy byśmynie pamiętali.Gdybym nie widziała taty z Dayiel, nigdy bym nieprzypomniała sobie tych wszystkich sztuczek, które z nami wyczyniał.Zabawne, jak łatwo się zapomina.Myślę, że niepamięć jest najbliższym śmierci stanem, którego doświadczają żyjący.Tocoś innego niż sen.Mama dużo czyta Dayiel.Wydaje mi się, że to ją uspokaja.Mama opowiada mi o wynikach badań naukowych, według których małemu dziecku, począwszy od niemowlęctwa powinno się czytać nie mniej niż trzy książeczki dziennie.Zdaniem tych samych naukowców każde normalne dziecko, któremu przeczytano trzy tysiące książeczek, zanim zaczęło chodzić do szkoły, późniejradzi sobie dużo lepiej z nauką, nawet na uniwersytecie.Mój Bo­że! Trzy tysiące książeczek.Kiedy Day podrasta, a pogoda się poprawia, mama zabiera jądo ogródka i nad jezioro, gdzie razem karmią kaczki i łabędzie.Day jest kochanym dzieckiem, dopóki nie próbujemy zrobić z niączegoś, czego ona nie chce, albo nie dajemy jej tego, na co akuratma ochotę.Wtedy potrafi być taka uparta, że chętnie bym ją stłuk-ła.Ale kochamy ją pomimo to, a może właśnie z powodu tychwszystkich jej szelmostw i ciągłej opieki, której od nas wymaga,Wszystko układa się już całkiem dobrze, kiedy okazuje się, żeznowu jestem w ciąży.Day ma tylko trzynaście miesięcy i, oczywiście, nie wyrosła jeszcze z pieluch.Nawet Bert, który już wie, ile sił kosztuje wychowywanie dzieci, jest zaniepokojony.60Jadę do mojej Frauenklinik, gdzie nie są zachwyceni, że tak krótko po cesarskim będę miała kolejne dziecko.My jednak decydujemy, że je urodzę, a potem Bert podda się sterylizacji, albo ja każę sobie podwiązać jajniki.Wiem, że nigdy nie będzie nasstać na więcej niż troje dzieci.Tym razem mdłości mam już od samego początku, a oprócztego bardzo niskie ciśnienie.Ledwo mogę jeść, a kiedy uda misię coś przełknąć, zwykle wszystko zwracam.Bert bardzo sięo mnie martwi.Chce, żebym rozważyła możliwość przerwaniaciąży; jeszcze nie jest za późno.Odkładam decyzję, ale rano już wiem, że chcę tego dziecka.Tym sposobem, zanim skończę czterdziestkę, wszystkie naszedzieci będą już w szkole.Mając dzieci w tej samej szkole co my,będziemy mogli dalej uczyć, może nawet tu, w Starnberg.Nie takto sobie zaplanowałam, ale teraz wydaje mi się, że to niezłe rozwiązanie.Jeśli tylko przeżyję następne cięcie.Mia przychodzi na świat siedemnastego grudnia.Błagam lekarzy, żeby na Wigilię puścili mnie do domu.Zgadzają się, ale pod warunkiem,, że zaraz po świętach wrócę do szpitala.W pierwsze święto mój lekarz przychodzi, żeby mnie zbadać.Mówi, że niechętnie znowu mnie kroił i psuł te wszystkie piękne szwy, którezałożył mi poprzednim razem, ale że teraz wszystko poszło równiedobrze.Myślał nawet, że wystarczy nacięcie krocza.To pierwsze świadome święta Dayiel i mała jest zachwycona.Moi rodzice przyjeżdżają z Paryża i są już u nas, kiedy wracamze szpitala [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •