[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tata wziął mnie za drugą i mocno ją trzymał.Jego złota obrączka była zimna w dotyku.Opowiadał mi o życiu w Londynie, o kolegach, którzy przekazywali dla mnie wiadomości inie mogli się mnie doczekać.o Annie i o Benie.- Moglibyśmy ich wszystkich zaprosić - powiedział.- Urządzić jakieś.przyjęcie.?Mówił pytająco, więc pokiwałam głową - właściwie to zupełnie nie słuchałam.Chciałam tylko powstrzymać jego pytania, wszystko jedno, jak dobre miał intencje.Zamknęłam oczy, bo nagle coś do mnie dotarło.Wydawało się, że nikt nie miał pojęcia, cosię ze mną działo, nikt nie wiedział, o czym tak naprawdę myślę.Jakbym istniała w jakimśrównoległym wszechświecie, przez co nikt nie rozumiał moich myśli ani uczuć.Może pozatobą.Ale nawet tego nie wiedziałam na pewno.Oparłam głowę o okno, drżało pod moją skronią.Patrzyłam, jak ziemia przesuwa siępod nami.Stąd pustynia miała tyle kolorów.tyle odcieni brązu, czerwieni i oranżu.Białewyschnięte koryta rzek i jeziorka.Ciemna rzeka, wijąca się jak wąż.Wypalona czerń.Wiry ikoła, linie i faktury.Maleńkie kropki drzew.Ciemne smugi skał.Wszystko rozciągające się wnieskończony wzór.Pokonanie tych setek kilometrów, tych miliardów ziarenek piasku, całego tego życiazajęło nam dwie godziny.Stąd, z tak wysoka, ziemia wyglądała jak obraz - jak jedno z twoichdzieł.Wyglądała jak twoje ciało, kiedy je pomalowałeś.Mrużąc oczy, mogłam sobie niemalwyobrazić, że ziemia to ty.powiększony do ogromnych rozmiarów, tuż pode mną.I wtedy coś do mnie dotarło.Zrozumiałam, co robiłeś przez cały ten czas, w tej swojejszopie na pustyni.Malowałeś ziemię taką, jak wyglądała z góry, jak widziałby ją ptak alboduch, albo ja.te twoje wiry i kropki, i plamy wyznaczały wzory ziemi.Reporterzy czekali.Skądś się dowiedzieli, że musimy przejść z krajowego terminaluna międzynarodowy, wiedzieli również, że na lot do domu musimy czekać trzy godziny.Cisnęli się dookoła nas, byli coraz bliżej, ich flesze błyskały.- Gemmo! Gem! - krzyczeli.- Możemy zamienić parę słów?! - mówili do mnie, jakbymnie znali, jakbym była córką ich sąsiadów.Tata próbował mnie zasłonić, odepchnąć ich, jednak oni nie ustępowali.Nawet zwykliludzie na lotnisku, inni pasażerowie, taksówkarze i obsługa kawiarni - nawet oni mnie znali.Iwidziałam, że niektórzy z nich też robią mi zdjęcia.To było idiotyczne.W końcu mamazdjęła żakiet i zarzuciła mi go na głowę.Tata bardzo się rozzłościł, no, w każdym raziebardzo jak na niego.chyba nawet kazał komuś się odpieprzyć.To mnie zaskoczyło,zatrzymałam się na chwilę, żeby popatrzeć mu w twarz.Czyli naprawdę mu na mnie zależało,naprawdę chciał, żebym była bezpieczna.Przycisnął mnie mocno do siebie, kiedy mijaliśmyekipę telewizyjną.Ale jedno było jasne, nie byłam już zwykłą dziewczyną.Stałam się celebrytką.Mojatwarz sprzedawała gazety.Miliony gazet.Sprawiała, że ludzie oglądali dzienniki.Ale wtamtej chwili, z żakietem na głowie, kiedy ci wszyscy faceci w skórzanych kurtkach na mniewrzeszczeli, czułam się raczej jak przestępca.Byli jak pijawki, chcieli wyssać każdydrobiazg, jaki zaistniał między nami dwojgiem na pustyni.chcieli wiedzieć wszystko.Uczyniłeś mnie sławną, Tyler.Sprawiłeś, że cały świat się we mnie zakochał.A ja toznienawidziłam.Dotarliśmy do drugiego terminalu.Tam też byli dziennikarze i gapie, i policja, i hałas,i hałas, i światła, i hałas.Mój oddech przyśpieszył.Wciąż myślałam o tym wielkim samolociestojącym na pasie, jak czeka, żeby zabrać mnie z powrotem do Anglii, do zimna, do miasta ido szarości.czeka, by odciągnąć mnie daleko od ciebie.Czułam pot na swojej skórze,ubranie kleiło mi się do ciała.Nie mogłam tego zrobić.Oderwałam się od rodziców.I pobiegłam.Mama próbowałazłapać mnie za sweter, lecz ja się z niego wyślizgnęłam i została z pustymi rękawami wdłoniach.Przebiegłam tuż obok dziennikarzy z ich błyskającymi światłami i hałasem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]