[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ashley zamurowało.Z otwartymi ustami patrzyła na profesor, któraniemal nie podniosła głowy znad stosów dokumentów, slajdów i wiel-kich luksusowo wydanych książek o sztuce, zawalających blat biurka.Ashley próbowała rozejrzeć się dookoła, znalezć jakiś przedmiot, naktórym mogłaby skupić wzrok i zapanować nad sobą, bo kręciło się jej wgłowie.- Ale to niemożliwe.- powiedziała.- Byłam obecna na wszystkichzajęciach.Na listach obecności mój podpis powinien się znajdować nasamym środku.- Niech mnie pani nie okłamuje, proszę - odparła chłodno profesor.- Ale ja nie.- Jeden z asystentów sprawdza te arkusze, a potem przekazuje je dowydziałowego systemu dokumentacji - powiedziała oschłym tonem pro-fesor.- Mieliśmy dotąd więcej niż dwadzieścia cotygodniowych wykła-dów i dodatkowych pokazów slajdów.Pani nazwisko figuruje jedynie nadwóch takich arkuszach, a jednym z nich jest ten dotyczący zajęć, któreodbyły się dzisiaj.- Ale ja byłam na wszystkich zajęciach - broniła się Ashley.- Nie ro-zumiem tego zupełnie.Pozwoli pani, że pokażę jej moje notatki.- Każdy może znalezć sobie kogoś, kto będzie robił dla niego notatki.137Albo kogoś, kto pozwoli przepisać własne.- Ale ja byłam na tych zajęciach.Naprawdę.Zapewniam panią.Ktośmusiał popełnić jakiś błąd.- Oczywiście.Ktoś.Jakiś błąd.To wszystko jest naszą winą.- od-parła z sarkazmem profesor.- Pani profesor, myślę, że ktoś rozmyślnie usunął moje podpisy.Profesor zawahała się, potem pokręciła głową.- Nigdy dotąd nie słyszałam o czymś takim.Jaki cel mógłby miećktokolwiek.- Pewien były mój chłopak.- powiedziała Ashley.- Powtarzam, panno Freeman: Jaki to miałoby cel?- On chce uzyskać władzę nade mną.Profesor znowu się zawahała.- No cóż - zaczęła powoli.- Czy może pani to udowodnić?Ashley powoli zaczerpnęła powietrza.- Nie wiem, jak to zrobić.- Rozumie pani, że ja nie mogę pani uwierzyć tak po prostu na sło-wo?Ashley próbowała coś wyjaśniać, ale profesor uniosła dłoń i przerwa-ła jej w połowie zdania.- Mówiłam wszystkim od początku, zaraz na pierwszym wykładzie,że obecność na zajęciach jest obowiązkowa.Nie jestem osobą bez serca,panno Freeman.Jeżeli ktoś musi opuścić jedno nasze spotkanie lubnawet dwa, potrafię to zrozumieć.Zdarzają się różne problemy.Ludziemiewają rozmaite kłopoty.Ale uczęszczanie na zajęcia i studiowaniepodręczników jest waszym obowiązkiem.Nie sądzę, że będzie pani mo-gła zaliczyć te zajęcia.- Proszę poddać mnie testowi.Egzaminowi pisemnemu.Niech tobędzie jakikolwiek sprawdzian, który pozwoliłby mi wykazać, że opano-wałam elementy każdego wykładu.- Nie mam zwyczaju udzielania specjalnych zwolnień ani szczegól-nie traktować kogokolwiek.Gdybym miała, musiałabym postępować taksamo wobec każdego leniwego lub niezbyt pracowitego studenta, którysiedział na tym samym miejscu, gdzie pani teraz siedzi, panno Freeman,kłamiąc mi prosto w oczy i wymyślając takie lub inne usprawiedliwienie,łącznie z historią o psie, który pożarł pracę domową, i o babci, któraumarła.Po raz kolejny.Wydaje się, że babcie umierają w moich grupachzatrważająco często, bardzo regularnie i niejednokrotnie po kilka razy.Więc nie ma mowy, panno Freeman.Niech pani zacznie przychodzić nazajęcia i uzyska doskonałą ocenę na egzaminie, jeśli pani zdoła, w cowątpię.Może będę mogła podciągnąć pani stopień.To się jeszcze okaże.Czy nie myślała pani o zajęciu się czymś innym? Chodzi mi o to, że być138może sztuka i studia magisterskie nie są tym, czemu powinna się panipoświęcać.- Sztuka była zawsze.Profesor znowu uniosła dłoń, uniemożliwiając Ashley odpowiedz.- Doprawdy? Być może się mylę.Mimo wszystko życzę szczęścia,panno Freeman.Będzie pani z pewnością potrzebne.Szczęście, pomyślała Ashley, nie ma z tym nic wspólnego.Wyszła z gabinetu profesor na korytarz.Usłyszała śmiech, roz-brzmiewający gdzieś na klatce schodowej lub na innym piętrze; był jakiśbezcielesny, niemal upiorny.Przystanęła i zastygła w bezruchu.On byłtutaj, na pewno jej się przyglądał.Odwróciła się powoli, jakby spodzie-wała się, że pozostaje poza polem jej widzenia, niczym cień wlokący sięza nią.Nasłuchiwała jakiegoś dzwięku, oddechu, szeptu, czegokolwiekkonkretnego, co powiedziałoby jej, że on rzeczywiście był tutaj, ale nieusłyszała niczego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]