[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Eileen, i w dodatku O’Hara.Niemal za bardzo irlandzkie, nie sądzisz?— Wreszcie jest coś, na czym można się oprzeć.Czy wiesz, Tuppence, co mam zamiar zrobić? Dam ogłoszenie do gazety.— Co takiego?— Tak.Wszelkie informacje dotyczące panny Eileen O’Hara, która podróżowała takim to a takim statkiem, w takim to a takim terminie.Albo zgłosi się ona sama, jeśli istnieje naprawdę, albo ktoś inny poda nam informacje na jej temat.Na razie jest to jedyna nadzieja na odnalezienie jakiegoś śladu.— Pamiętaj, że dla niej będzie to ostrzeżenie.— No cóż, czasem trzeba zaryzykować.Tuppence zmarszczyła czoło.— Nadal nie widzę w tym żadnego sensu.Jeśli banda przestępców przechwyciła torbę ambasadora na parę godzin, a potem odesłała ją z powrotem, to jaki mogli mieć w tym cel? Chyba, że były tam dokumenty, które chcieli skopiować, ale pan Wilmott przysięga, że niczego takiego nie miał ze sobą.Tommy popatrzył na nią w zamyśleniu.— Dobrze to uporządkowałaś, Tuppence — powiedział w końcu.— Podsunęłaś mi pewną myśl.* * *Minęły dwa dni.Tuppence wyszła na lunch, a Tommy, siedząc samotnie w surowym gabinecie pana Blunta, rozszerzał swoje horyzonty myślowe czytając najnowszą powieść sensacyjną.Drzwi gabinetu otworzyły się i pojawił się w nich Albert.— Jakaś młoda dama chce się z panem widzieć, proszę pana.Panna Cicely March.Mówi, że przyszła w odpowiedzi na ogłoszenie.— Wprowadź ją tu natychmiast — zawołał Tommy, szybko wrzucając książkę do szuflady.Po chwili Albert wprowadził młodą kobietę.Tommy zdążył jedynie zauważyć, że była bardzo ładna i jasnowłosa, gdy zdarzyła się dziwna rzecz.Drzwi, przez które przed chwilą wyszedł Albert, otworzyły się z impetem i pojawiła się w nich malownicza postać — wielki, smagły mężczyzna, z wyglądu Hiszpan, w płomiennoczerwonym krawacie.Twarz miał wykrzywioną z wściekłości, a w ręku trzymał lśniący pistolet.— A więc to jest biuro pana Szperacza Blunta — powiedział znakomitą angielszczyzną.Głos miał niski i drżący z furii.— Natychmiast ręce do góry albo będę strzelał.Groźba nie wyglądała na bluff.Tommy posłusznie podniósł ręce do góry.Dziewczyna, która przywarła do ściany, teraz jęknęła z przerażenia.— Ta młoda dama pójdzie ze mną — powiedział napastnik.— Tak, moja droga, zrobisz to.Nigdy mnie jeszcze nie widziałaś, ale to nie ma znaczenia.Nie mogę pozwolić, by taka głupia mała istota jak ty zrujnowała wszystkie moje plany.Zdaje się, że byłaś jedną z pasażerek Nomadicu.Na pewno wtykałaś nos w sprawy, które nic cię nie powinny obchodzić, ale nie mam zamiaru dopuścić do tego, byś zdradziła jakieś tajemnice temu tutaj Bluntowi.Pan Blunt jest bardzo sprytny i wymyślił sobie błyskotliwe ogłoszenie.Ale tak się składa, że ja zawsze przeglądam kolumny ogłoszeń.W ten sposób dowiedziałem się o tej niewinnej zabawie.— Niezmiernie mnie pan zaciekawia — powiedział Tommy.— Zechce pan mówić dalej?— Nic już panu nie pomoże, panie Blunt.Od tej chwili jest pan napiętnowany.Niech pan da sobie spokój z tym dochodzeniem, a zostawimy pana w spokoju.W przeciwnym razie niech Bóg ma pana w swojej opiece! Śmierć przychodzi szybko do tych, którzy zagrażają naszym planom.Tommy nie odpowiedział, tylko patrzył ponad ramieniem mężczyzny, jakby zobaczył upiora.Rzeczywiście to, co tam ujrzał, napełniło go większą grozą, niż mogłaby to uczynić jakakolwiek zjawa.Do tej chwili nie brał w ogóle pod uwagę Alberta jako elementu w tej rozgrywce.Sądził, że tajemniczy obcy poradził sobie już z chłopcem.Jeśli w ogóle o nim pomyślał, to tylko wyobrażając sobie ogłuszonego na dywanie w sąsiednim pomieszczeniu.Teraz natomiast zobaczył, że Albert w cudowny sposób uchronił się przed uwagą obcego, ale zamiast wybiec i sprowadzić policjanta według najlepszych brytyjskich tradycji, postanowił zadziałać na własną rękę.Drzwi za plecami obcego uchyliły się bezszelestnie i ukazał się w nich Albert ze zwojem liny.Tommy wydał z siebie zdławiony okrzyk protestu, ale było już za późno.Pełen entuzjazmu Albert zarzucił pętlę na głowę intruza i szarpnął.Obcy zachwiał się i nastąpiło nieuniknione.Pistolet wystrzelił z hukiem.Przelatująca kula drasnęła Tommy’ego w ucho, po czym utkwiła w gipsowej ścianie.— Mam go, proszę pana — wykrzyknął triumfalnie zaczerwieniony Albert.— Złapałem go na lasso.Ćwiczyłem rzucanie lassem w wolnych chwilach.Czy może mi pan pomóc? On się bardzo szarpie.Tommy pośpiesznie rzucił się na pomoc swemu wiernemu wspólnikowi, zapisując sobie w pamięci, że na przyszłość należy zadbać o to, by Albert miał jak najmniej wolnych chwil.— Ty przeklęty idioto — powiedział.— Dlaczego nie wyszedłeś poszukać policjanta? Przez to twoje głupie działanie o mało nie trafił mnie w głowę! Uff! Nigdy jeszcze nie byłem tak bliski śmierci.— Złapałem go na to lasso od razu — pysznił się Albert, zupełnie nie pognębiony.— Ci faceci na preriach potrafią robić z lassem niesamowite rzeczy, proszę pana.— Zgadza się, ale ty nie jesteś na prerii.Tak się składa, że żyjemy w bardzo cywilizowanym mieście
[ Pobierz całość w formacie PDF ]