[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bracia zające zniezmiernym patrzyły na niego podziwem, wreszcie rzekł jeden: Czy przypadkiem nie zwariowałeś, miły kuzynie? Ha! ha!  zakrzyczał Skoczybruzda dziwnym głosem  jestem przy zdrowychzmysłach, ale jeśli oszaleję, to z wściekłości! A cóż ciebie tak wściekło? Jak to co? Nie słyszałeś, o czym ryczała niedawno ta beczka sadła, którą głupionazywają niedzwiedziem? Słyszałem, i cóż z tego? Co to obchodzi zająca? Bardzo mnie właśnie obchodzi, bo dzisiaj, dzisiaj właśnie miałem apetyt na kawałludzkiego mięsa i dobry łyk psiej krwi. Ty, zając? Tak, ja! Zające! ratujmy się, to wariat! Chcesz zjeść człowieka? Zjem go! zjem go!Skoczybruzda, wykrzykując straszliwe swoje grozby, dawał równocześnie jakieś tajemnicze znaki osłupiałym zającom i wciąż spozierał na boki.Patrzyły na niego przerażone,niczego nie rozumiejąc, aż się uspokoił po chwili i cicho powiada: Czy byłem dość straszny i okrutny? Przerazliwie byłeś straszny i niebywale okrutny, ale po co wyprawiałeś te sztuki? Zaraz wam powiem: nie opodal, w krzakach, zobaczyłem lisa, dlatego więckrzyczałem, że zjem człowieka, aby się nastraszył, zrozumiawszy, jaka jest we mniewściekłość i siła.Przeraził się i uciekł! Odtąd będzie mnie unikał jak śmierci! Ja jestembohater! Ty jesteś kapuściana głowa.Twój ojciec musiał dużo zjeść kapusty, jeśli syn mataką głowę& W nogi!  wrzasnął nagle bohaterski zając.Nie pytając, co się stało, zające pognały jak szalone i, kiedy ubiegły ze dwie mile,przystanęły zdyszane. Co to było?  szeptały, ledwie zipiąc. Człowiek z psem!  rzekł bohater. Człowiek wielki, jak góra, a pies takiogromny, jak dwa wilki, i ogień buchał mu z pyska.Ani Janek, ani Robak nie wiedzieli o niczym; ani o tym, że byli pod opieką lasu, ani otym, że Wojtek Skoczybruzda dybał na ich życie.Dziwił się Janek nieco, że ile razy z nagłanapotykali zwierza, wnet każdy przepadał jak cień, bezszelestny i nieuchwytny.Robak jeżyłczasem sierść na grzbiecie i w oczach rozpalał zielone błyski, kiedy czuł wilki w pobliżu, ależaden nie zaszedł im drogi.Janek nie myślał nawet o niebezpieczeństwie; urodził się w lesie iw jego wychował się cieniu; rozumiał jego mowę, znał jego duszę, rozszumianą i bogatą,rozśpiewaną na wiosnę, w lecie i w jesieni, a niemą i okropne męki cierpiącą w zimie.Kochałten las z całej duszy, choć nie wiedział, że las mu teraz tę miłość serdeczną oddaje.Szedł przed siebie, nie wiedząc, dokąd idzie.Wierny Robak biegł przed nim, jakostraż przednia, myszkując i zaglądając w każdy wykrot.%7ływili się po drodze obaj tymsamym: jagodami, pies bowiem, wielki filozof, wiedział, że lepiej zjeść byle co niż nic, jadłwięc, co się dało. Dokąd my tak zajdziemy?  rzekł wreszcie Janek.Robak machnął lekceważąco ogonem, w prosty ten sposób wyrażając swoje zdanie, żemu to zupełnie obojętne.Wszędzie był las, wszystko więc było jedno, dokąd się zajdzie.Głęboko był przekonany, że świat cały składa się z nieba i z lasu; na niebie jest miłe słońce inieprzyjemny, wciąż z biednego psa naśmiewający się księżyc, a w lesie są zające i innahołota.Reszta się nie liczy. Janek mówił: Patrz, Robaczku, już gwiazdy wiszą na gałęziach.Noc nadchodzi.Trzeba nambędzie odpocząć.Ty masz cztery nogi, więc ci łatwiej chodzić, ale ja mam tylko dwie.Robak wykrzywił śmiesznie poczciwą psią gębę, przez co wyraził zdumienie, żechłopak tak zacny, jak Janek, ma tylko dwie nogi, chociaż w pełni zasługuje na to, żeby miećcztery, co jest udziałem najszlachetniejszych stworzeń, jak pies na przykład. A kot? Kot ma też cztery& Prawda!  kiwnął ogonem Robak. Widać z tego, że i zwyczajne tałałajstwo teżna czterech ugania nogach.Wielki nieporządek jest na świecie! Ale mimo tego odpocząćmożna, bo moje cztery nogi są w stanie dość opłakanym; jakiś głupawy jeż musiał tędyprzechodzić i pogubił kolce, które ja zbieram nogami. O, biedaku! Szczerze mi cię żal& Dziwny ty jesteś, przyjacielu Janku  rzekł Robak. Na siebie nie zwracaszuwagi, choć masz nogi we krwi, a mnie żałujesz& Bo ja sobie dam radę, a ty nie. Ej, Janku, coś mi się zdaje, że uczciwy kundel ma w tych sprawach większedoświadczenie.Czy potrafisz, na przykład, zębami złapać pchłę na prawej łopatce? Ha! ha!  zdumiał się Janek. Nie potrafię. Widzisz, a ja potrafię.Pokazałbym ci od razu tę sztukę, bo czuję, jak mi się jednawierci w okolicy ogona, ale ją chcę zachować przy życiu. Po co? Jak to po co? Na wieczerzę albo lepiej jeszcze na jutrzejsze śniadanie. A jeśli ci ucieknie? Pchła? Nigdy! %7łyje ze mnie, więc mnie nie opuści.Ale spojrzyj, jakie to miłeschronienie na nocleg: jest tu wygodnie i zródło gdzieś w pobliżu gada.Było to zaciszne miejsce na polance; las dokoła stał jak mur, tu zaś było nieco jaśniej.Janek wyciągnął się na trawie, Robak przysiadł przed nim. Będziemy spali, piesku! Nie wszyscy  rzekł Robak. Dlaczego, wszak i ty będziesz spał? Kiepski pies może by to zrobił, ale ja nie jestem kiepskim psem.Uczciwy pies nieśpi, kiedy śpi jego pan. Ja nie jestem twoim panem! Jestem twoim przyjacielem& Tym lepszy powód, abym nie spał.  Przecie nam nic nie grozi, spokojnie jest dokoła i cicho.Dzikie zwierzęta też jakbywymarły. Tak.ale może przyjść najgorsze i wtedy biada nam! Jakie najgorsze? Jak się nazywa? Księżyc& mój ciężki wróg& Mnie jednego się boi i odlatuje, kiedy na niegozawyję.Janek uśmiechnął się po raz pierwszy. Dzisiaj go nie będzie  rzekł. Możesz spać spokojnie. Wszystko mi jedno.Nad ranem, kiedy ci już nic grozić nie będzie, trochę sięzdrzemnę, ale nie prędzej. Dobrze już, dobrze.Przytul się do mnie, będzie nam cieplej. Nie mogę tego uczynić& Czemu?  zdumiał się Janek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •