[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ten popis logiki spowodował, że Frances ścisnęło się serce.Rzuciłaokiem na Rosę, z której twarzy znikł uśmiech.- Mówiłeś już Frances o wyjezdzie do Christiny? - spytała pośpiesznie.Jack pokręcił głową.- Co roku jeżdżę w lecie do cioci Christiny do Brighton.Mam tylko jednąciocię i jednego wujka.Ale wujek Graham mieszka w Nowej Zelandii, więcdawno się nie widzieliśmy.Mam tam dwoje kuzynów, Karen i Jamesa.Może wprzyszłym roku do nas przyjadą.A jak nie, to my do nich pojedziemy, prawda,babciu?- Może.To zależy, czy tata będzie mógł.Skończywszy posiłek, Jackodsunął krzesło.- Czy mogę teraz zabrać Fran do mojego pokoju? Słysząc to, Rosaznieruchomiała.- Przecież nawet nie zaczęła zupy!- Zaraz przyjdę - uśmiechnęła się Frances.- Może ty pójdziesz pierwszy iwszystko przygotujesz?- 66 -SR Nie trzeba było mu tego dwa razy powtarzać.Gdy zniknął, Rosa z irytacjąpokręciła głową.- Jedyne, co go obchodzi, to ta piekielna maszyna.- To ma swoje dobre strony, komputery są już we wszystkich szkołach.Zakilka lat podręczniki przejdą do historii.- To samo mówi Christina.Jest informatykiem w dużymprzedsiębiorstwie przemysłowym.Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, czym sięzajmuje.- To pewnie Jack jest u niej w swoim żywiole.- Tak, Christina stara się nim zajmować najlepiej, jak potrafi.Ona i Nigel,jej mąż, są już dobrze po trzydziestce.Zdecydowali, że nie będą mieli dzieci.Lindsay też nie miała instynktu macierzyńskiego.Myślę, że urodziła dziecko,żeby sprawić przyjemność Brunowi.Bo dla niej to nie było.coś naturalnego.Frances, zdumiona, wpatrywała się w Rosę.- Lindsay i Christina były siostrami.twoimi córkami?- Nie wiedziałaś o tym?Frances z wolna pokręciła głową.Bruno i Rosa byli sobie tak bliscy, żenie przyszło jej.do głowy, iż mogą nie być spokrewnieni.- Myślałaś, że Bruno jest moim synem? Frances zarumieniła się.Zrobiłojej się głupio.- Ja.ja.chyba tak.Właściwie nie zastanawiałam się nad tym.- Rodzice Bruna nie żyją od czterech lat, a Graham, jego brat, wyjechał doNowej Zelandii.Ma tam farmę.Szkoda.Karen i James są prawie w wiekuJacka, a więcej kuzynów nie ma.- Uśmiechnęła się ze współczuciem.- Niemieliście z Brunem za dużo czasu, żeby się czegoś o sobie dowiedzieć.Frances jeszcze nie ochłonęła z wrażenia.Jak mogła się tak pomylić?- Nie.- Pod wpływem zaciekawionego spojrzenia starszej pani znów sięzaczerwieniła.- Lekarz i pielęgniarka nie muszą wiele o sobie wiedzieć, azresztą ja tu przyjechałam na krótko.Bardzo krótko.- 67 -SR - Ale zdawało mi się, że jakoś przylgnęliście do siebie.Musisz miwybaczyć, moja miła.Zdaje się, że ja też trochę się pomyliłam.Bruna czasemtrudno zrozumieć.W ogóle czasem jest trudny.Zmienił się od śmierciLindsay.To chyba taki pancerz ochronny.Grając z Jackiem w gry komputerowe, Frances ciągle wracała myślą dotej wypowiedzi.Co Rosa miała na myśli mówiąc, że się pomyliła?- Przyjedziesz za tydzień? - spytał uroczyście Jack, gdy żegnali się przydrzwiach.- Frances ma też inne zajęcia, kochanie - wtrąciła Rosa.- Już i takzajęliśmy jej dużo czasu.Na widok rozczarowanej miny chłopca i jego przygarbionych barkówFrances się zawahała.- A.co byście powiedzieli na piknik, skoro już dawno go nieurządzaliście? Tylko nas troje?- Cudownie! - Niebieskie oczy Jacka zapłonęły i rzucił się Frances naszyję.Nękana wyrzutami sumienia, Frances odwzajemniła uścisk.To szczupłeciałko w jej ramionach tak wyraznie pragnęło czułości.- Na pewno możesz? - Rosa spojrzała na nią pytająco.- Zadzwonię, żeby potwierdzić.- Zapytam tatę, czy mógłby z nami jechać - wtrącił Jack.Rosa przygryzławargę.- Lepiej nie zawracać mu głowy, kochanie - zmitygowała go łagodnie.-Jest teraz strasznie zajęty.Może innym razem.Frances spojrzała na nią z wdzięcznością.- No i nie wiadomo, jaka będzie pogoda - powiedziała.- Może sięzdarzyć, że w ostatniej chwili będziemy musieli odwołać piknik.Nie obiecujsobie za wiele!- 68 -SR W piątek po południu Gill z pytająco uniesionymi brwiami podałaFrances słuchawkę.- Do ciebie albo doktora Quillana.- Kto to? - Frances zakryła membranę dłonią, żeby jej nie było słychać.- Madjur Rasti.Głos ma straszny.- Madjur? - Frances ścisnęła mocniej słuchawkę.- Mówi Frances Duncan.Z drugiej strony słyszała tylko niewyrazne mamrotanie.- Jadę prosto do pani, Madjur.Jeśli pani może, proszę zostawić otwartedrzwi.Frances spakowała torbę.Serce biło jej szybko.Odwróciła głowę w stronęGill.- Czy możesz zawiadomić doktora Quillana? Powiedz mu, że ja już doniej pojechałam.Gill skinęła głową i podniosła słuchawkę.Z powodu dużego ruchu na drodze Frances dotarła do domu Madjurdopiero po kwadransie.Drzwi frontowe były zamknięte, a w oknie nikt się niepojawił.Na szczęście dostała się do domu przez tylne wejście, od ogrodu.- Madjur?Nikt nie odpowiedział.Zawołała jeszcze raz.- Tutaj - odezwał się zapłakany głos.Frances wbiegła do przedpokoju.Znalazła Madjur na podłodze przyoknie.Jej czarne jak węgiel oczy nabiegły krwią, a policzki opuchły od płaczu.- Co się stało? Upadła pani?Po twarzy chorej popłynęły strużki łez.- Nogi odmówiły mi posłuszeństwa.Nie mogę się podnieść.- Nic pani sobie nie zrobiła? - Frances uklękła obok, tak że Madjur mogłasię o nią oprzeć.- Nie.Chyba nie.- Proszę się nie martwić.Doktor Quillan zaraz tu będzie.- 69 -SR Z pomocą Frances Madjur, krzywiąc się z bólu, pomalutku dotarła dokanapy.Frances westchnęła na widok jej nabrzmiałych stawów kolanowych.- Tak dalej nie można, Madjur.Coś z tym trzeba zrobić.Odpowiedzią był nowy potok łez.Tymczasem przez tylne drzwi do domu wszedł Bruno.Jednym spojrzeniem ocenił sytuację, podszedł i przysunął sobie krzesło.- Nie ma złamania? - spytał spokojnie.- Nie, ale bardzo duży obrzęk - odparła Frances.Starannie zbadał chorą.- Madjur, teraz już naprawdę nie ma innego wyjścia.Zciągnę trochę tegopłynu z prawego kolana, ale potem załatwiam pani miejsce w szpitalu.Frances z lękiem czekała kolejnej odmowy.Ale Madjur najwyrazniejdoszła już do kresu wytrzymałości.Odwróciła tylko twarz i ukryła ją wpoduszce [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •