[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz minęło już251tyle lat.Proszę także zrozumieć, że Tom był bardzo młody, pełen obaw o przyszłość, jeszcze nie gotów, by się żenić.Ale powiem pani coś, z czego pewnie nie zdawała sobie panisprawy.W czasie pierwszej u mnie wizyty - pierwszej i ostatniej - powiedział mi, jak bardzopanią kocha i że odkąd się ożenił, z roku na rok jego małżeństwo wydaje mu się lepsze.-Monika ściszyła głos.- Pani mąż bardzo panią kocha, pani Gardner.Myślę, że złamała mupani serce, zmuszając go do odejścia.Macie państwo dwoje udanych dzieci, które pragną, byich rodzice byli razem.Proszę dać mu szansę i przyjąć go z powrotem.Claire podniosła pełne łez oczy na Monikę, która ciągnęła: - Tyle jest dziś rozwodów,tyle rozbitych rodzin.Pracując w szkole, sama pani wie najlepiej.Co prawda nie mam sięczego wstydzić, wychowując samotnie Kenta, jednak zdaję sobie sprawę, że taki właśniemodel jest najlepszy: matka i ojciec wspólnie wychowujący dzieci.O tym marzy całaAmeryka, choć spotyka się to coraz rzadziej.Gdybym była teraz na pani miejscu, gdybymmiała dwoje wspaniałych dzieci i tyle szczęśliwych lat za sobą, walczyłabym o mojego męża,a nie wyrzucała go z domu.Nic więcej nie mam do dodania.Zrobi pani, co uważa zastosowne.Zapadła cisza.Siedziały bez ruchu - dwie pokrewne dusze, połączone wspólnymiprzeżyciami.Claire wyjęła z kieszeni chusteczkę i wytarła oczy.Siedziała z opuszczonągłową, czując ulgę, wdzięczność i ogromny szacunek dla Moniki.Jej serce przepełniałanadzieja i niepokój przed powrotem do domu i ponownym spotkaniem z Tomem.Na koniecwestchnęła i zwróciła się do swej towarzyszki:- Czy pani wie, że od początku byłam do pani uprzedzona?R S- To zrozumiałe.- Wczoraj na wywiadówce próbowałam jakoś się usprawiedliwić, znaleźć u pani jakąśwadę, ale nie udało mi się.Bardzo mnie to złościło.Chciałam, żeby pani.- wzruszyłaramionami.- No, nie wiem.Żeby czegoś pani brakowało.Żeby niegrzecznie się panizachowała albo nie miała racji, albo żeby była pani wyniosła, bym mogła panią krytykować -jeśli nie otwarcie, to przynajmniej przed sobą samą.Teraz już rozumiem, dlaczego Kent jesttakim wspaniałym chłopcem.- Dziękuję pani.- Może i o nim powinnyśmy porozmawiać.- Jeśli ma pani ochotę.- Szkoda, że nie zrobiłyśmy tego na wywiadówce.- To by skomplikowało nasz układ: matka - nauczycielka, prawda?- Mimo wszystko należało się na to zdobyć.- Och, proszę sobie nie robić wyrzutów, przecież teraz o tym rozmawiamy.- Nieźle nam wczoraj poszło, biorąc pod uwagę to, co starałyśmy się ukryć, prawda? -podsumowała Claire.252- Święta prawda.- Gdyby były przyjaciółkami, teraz by się uśmiechnęły do siebie, wiedziały jednak, że nigdy nimi nie zostaną.- A co do Kenta.- odezwała się Claire.- Zdaję sobie sprawę, że trudno go pani zaakceptować.- Będę jednak musiała i dobrze o tym wiem.- Tak, choćby ze względu na dzieci.- I na Toma.- I na Toma.Wiem, że nasze dzieci chcą tego, i wydaje mi się, że Tom też.Prawdopodobnie wie pani, że spotyka się z Kentem, od kiedy wyprowadził się z domu.Próbują się odnaleźć w roli ojca i syna, ale na to potrzeba czasu.- Czasu i pomocy z mojej strony.To chciała pani powiedzieć?- Hm.Tak, ma pani rację.Znów zrobiło się cicho, ale Claire coraz lepiej czuła się w towarzystwie Moniki.-Powiem pani coś, czego nie powiedziałam nawet Tomowi.Miałam dużo czasu, by sięzastanowić, co zrobić, jeśli do siebie wrócimy.Uświadomiłam sobie, że ten rok szkolny jestzaledwie krótkim epizodem w porównaniu z latami, które nas jeszcze czekają.Gdy sięskończy i Kent pójdzie do college'u, myślę, że łatwiej mi będzie zdobyć się na obiektywizm.Nie będę pani okłamywać i twierdzić, że oczekiwania moich dzieci się nie liczą, bo tak niejest.Jakżebym mogła stanąć im na drodze, jeśli chcą poznać swego brata?- Czy chce pani przez to powiedzieć, że Kent może przychodzić do waszego domu?Claire potrzebowała chwili na zastanowienie.- Przyparła mnie pani do muru.R S- W takim razie proszę zapomnieć o moim pytaniu, na wszystko przyjdzie czas.- Czas.Tak.Czas leczy rany, prawda?- Chyba tak, tylko trzeba dać mu szansę.- Chciałabym o coś panią zapytać.Co pani czuła, jak moje dzieci zjawiły się u pani?- Byłam oszołomiona, ale kiedy się oswoiłam z ich obecnością, nie było to takiestraszne, szczególnie że cała trójka oświadczyła mi, że postanowiła się ze sobą zaprzyjaźnić -bez względu na to, co sądzą rodzice.I jeszcze jedno: wyraziła się pani pochlebnie o moimsynu, ja także muszę pochwalić pani dzieci.Są naprawdę bardzo miłe.- Dziękuję.- Zatem.tylko od pani i ode mnie zależy, czy zawrzemy między sobą pokój.- Jaka korzyść z tego, że stałoby się inaczej? Wyrządziłybyśmy sobie tylko krzywdę.- Właśnie.Claire odetchnęła z ulgą.Z minuty na minutę poprawiał jej się humor.- Cóż to były za okropne dni [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •