[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozpaczliwie niepasowali do tego miejsca, stali z boku w swoich swetrach zwarkoczami i okularach, mama dygotała z powodu niskiej temperaturyw hali zdjęciowej, a tato mrużył oczy przed oślepiającymi reflek-torami.Podczas przerwy mama cmoknęła syna w policzek iwytłumaczyła, że nie najlepiej się czuje, a Graham ze ściśniętymżołądkiem patrzył, gdy wychodzili, i miał poczucie, że coś przepadłojuż na zawsze.Ale tym razem byłoby inaczej.Mógłby się nimi zająć, zaimponowaćswoją znajomością produkcji filmowej, pokazać się przy pracy wmiejscu, gdzie czuliby się swobodniej.Zabrałby ich na wycieczkę pomiasteczku, zaprosił na kolację w Lobster Pot, poszedł z nimi nafestyn, żeby mogli wspólnie podziwiać fajerwerki, tak jak wtedy, kiedybył młodszy.Może wyprawiłby się z tatą na ryby.Może nawetpoznaliby Ellie.Gdy w telefonie włączyła się poczta głosowa - z nagraną informacją,tą samą od wielu lat - Graham szybko oprzytomniał i odchrząknął. Cześć wam", powiedział1 się zawahał. To ja.Chciałem się dowiedzieć, czy macie jakieś plany na czwartego lipca.Jeśli nie, pomyślałem, że możebyście przyjechali i zajrzeli na plan filmowy.Spodobałoby się wamtutaj.To miejsce przypomina mi trochę dom.I moglibyście fajniespędzić weekend.Tak w ogóle, to jestem w Maine.Nie pamiętam, czywam mówiłem.Zresztą, mniejsza o to, dajcie znać, co o tymmyślicie."Zamilkł i szybko się rozłączył, ale od razu opadły go wątpliwości.Rodzice prawie nigdy nie podróżowali.Kiedy Graham był mały,wybierali się na rodzinne wakacje tylko raz w roku, jechali dwiegodziny do motelu nad oceanem, zatrzymywali się tam zawsze na trzydni i wracali do domu z zaróżowionymi policzkami, upojeni słońcempo godzinach wysiadywania na plaży.Nie chodzi o to, że nie byliciekawi świata; po prostu dwie pensje nauczycielskie nie pozwalały nawiele. Mieszkamy w Kalifornii", powtarzali wesoło. Całe nasze życie tojak jedne wielkie wakacje".Ale Kalifornia, w której dorastał Graham, bardzo różniła się od tej, wktórej mieszkał obecnie.A nawet od miejsca, gdzie znajdowała sięjego szkoła, oddalona dwadzieścia minut jazdy samochodem, położonaw tak odmiennym otoczeniu, że równie dobrze mogłoby dzielić ją odjego domu dwadzieścia godzin drogi.Tuż przed pierwszym rokiemstudiów udało mu się zdobyć częściowe stypendium w prywatnejszkole kilka miejscowości dalej, a rodzice przeznaczyli pieniądzepozostawione mu przez dziadków na pokrycie pozostałych kosztów.Była to kwota, która w owym czasie wydawała się Grahamowi takzawrotna, że przyjmując ją, miał wyrzuty sumienia, ponieważ rodzicemogli ją przeznaczyć na tyle innych rzeczy: remont domu, wymianęterkoczącego samocho- du, zapłacenie rachunków, które gromadziły się na biurku taty zzatrważającą częstotliwością.Oczywiście teraz Graham miał dość pieniędzy na wszystko: mógłkupić bliskim nowiutki dom albo całą flotę samochodów, wysłać ich wpodróż dookoła świata albo spłacić wszystkie długi bez mrugnięciaokiem.Tymczasem jedyną rzeczą, jakiej od zawsze pragnęli rodzice,były studia syna.Nie można im zarzucić, że nie wspierali jego kariery aktorskiej, lecztraktowali ją jako doświadczenie, które należy tolerować i uważać zaprzystanek na drodze do wyższego wykształcenia, nie zaś epizod, którymógłby ukształtować resztę jego życia.Jedynymi filmami, jakieoglądał jego ojciec, były stare czarno-białe klasyki; wszystko, conakręcono w ostatnich kilku dekadach, nie uchodziło jego zdaniem zasztukę.Kiedy Graham zabrał rodziców na premierę swego pierwszegofilmu, klaskali i uśmiechali się we wszystkich stosownych momentach,ale miał dotkliwą świadomość, co naprawdę myśleli.O sekwencjachwalki naszpikowanych niesłychanie dynamicznymi efektamispecjalnymi, przesadzonych dialogach i (najgorsze ze wszystkiego)scenie, w której całuje bohaterkę.Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jaktandetny to był obraz.Graham wiedział, że chociaż rodzice stąpali wokół niego na palcach -nowicjusze na nieznanym terenie jego nowego życia - mieli nadzieję,że odzyska zdrowy rozsądek i machnie ręką na całe to aktorstwo.Mielizwyczaj rozmawiania o jego karierze, jakby była czymś w rodzajurocznej przerwy przed studiami, jakby odkładał naukę na pózniej, żebyuciec na jeden sezon z cyr- kiem objazdowym albo spędzić kilka miesięcy na badaniu zwyczajówmałp na Bali.Prawda była tymczasem taka, że Graham nie miałzamiaru iść do college'u w następnym roku.Gdy ukończy liceum zpomocą towarzyszącego mu na planie zdjęciowym prywatnegonauczyciela, na tym poprzestanie.Po części dlatego, że szczerze polubił aktorstwo i nie potrafiłwyobrazić sobie rezygnacji z nieustannie rozszerzających sięperspektyw, porzucenia aktorów, z którymi chciałby pracować, ról,które chciałby zagrać.A także dlatego, że nie widział w tym sensu.Studia polegały na intensywnej nauce w celu zapewnienia sobie dobrejpracy i wysokich zarobków.Ale on już miał mnóstwo forsy, tyle, żewystarczy mu do końca życia.A przecież uczyć się można wszędzie,czyż nie?Gdyby miał być całkowicie szczery, były też inne powody.Jegowyobrażenia o college'u - bieganie na zajęcia odbywające się wporośniętych bluszczem gmachach, mozolne brnięcie w śnieguzaścielającym zimą alejki, siedzenie na trybunach podczas meczówfutbolowych i rozprawianie o filozofii w salach wypełnionychstudentami o jasnych spojrzeniach - wydawały mu się beznadziejnieodległe od nowego życia, w którym kompletnie zatracił umiejętnośćwmieszania się w tłum.Ostatnią zaś rzeczą, jakiej pragnął, to być jednąz tych sławnych osób, które uważają się za bardzo uczone, próbują bezprzekonania nie wyróżniać się spośród reszty studentów, ajednocześnie są nieustannie śledzone przez fotografów, obserwowanenatrętnie przez kolegów ze studiów; omijają egzaminy końcowe, bomuszą dotrzeć na plan niezależnego filmu kręconego w Vancouver.Graham nie miał najmniejszej ochoty na robienie zsiebie większego widowiska niż obecnie.Wiedział, że rodzice mają cichą nadzieję, że zmieni zdanie, i bardzonie chciał ich rozczarować.Był jednak pewien swojej decyzji.Todlatego między innymi przestali się rozumieć, stali się nie tyle rodziną,ile trzema osobami, które mieszkały niegdyś pod jednym dachem.Przydałyby im się, rozmyślał Graham, zbliżając się do domu Ellie,staromodne rodzinne wakacje.Piknik, chorągiewki i fajerwerki wmiejscu tak odległym od Kalifornii, że dalej już być nie mogło.Pozaledwie kilku krótkich dniach, które tutaj spędził, czuł się jak innaosoba.Może Henley podziałałoby cudownie także na jego rodziców.Kiedy otworzyły się drzwi i stanęła w nich Ellie - z długimi włosamiwilgotnymi po kąpieli, piękna w jasnozielonej sukience naramiączkach - zrozumiał, że to wcale nie zasługa Henley.Sprawiła to ona.Pochylił się, by ją pocałować - w odruchu tak automatycznym jakzawiązywanie sznurowadeł albo wchodzenie po schodach, jak coś, corobi się bezwiednie.Znajdował się już kilkanaście centymetrów odniej, gdy raptem gwałtownie odsunął głowę, uświadomił sobie bowiemwszystko tak wyraznie, że aż się przestraszył [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •