[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Matt powiedział, że bez Jasona nie ma zwiedzania?Nie drocz się z Laurą, wujku, to nie fair.Jeżeli mamy nakłonićtatę do ustępstw, musimy mu przedstawi dokładny plan.Nie można pożartować? - spytał Jason, patrząc na Laurę.Nie może być dla niego niemiła ani pozwolić sobie na sarka-styczny ton, przynajmniej na razie.Jednocześnie na samą myślo tym, że będzie przez cały czas skazana na jego towarzystwo,ściskało ją w żołądku.Nie rozpoznał jej do tej pory, lecz samabliskość mogła pobudzić jego pamięć, a wtedy chybaby umarła.-Lubię żarty jak każdy.Ale to - powiedziała i zatoczyła świa-tłem krąg wokół jaskini -jest czymś poważniejszym.Jason pokiwał głową.-Racja.-Poprawił się na kamieniu, podciągnął kolana i objął jerękami.-Musisz zrozumieć, że mam swoją robotę i zobowiąza-nia.Jak sądzisz, ile godzin dziennie potrzebą, żebyś ukończyłatę pracę?Wreszcie przemówił przez niego rozsądek.Laura postanowiłaodpowiedzieć w tym samym duchu.-Jeszcze nie wiem: Najpierw dokładnie się rozejrzę, a potembędę mogła ułożyć plan zajęć.- Proszę bardzo.Jason podał latarkę Austinowi, żeby mieli więcej światła, a po-tem patrzył, jak obchodzą jaskinię, rozmawiają przyciszonymgłosem i świecą to wyżej, to niżej, to znów dokoła.Kiedy taksiedział; śledząc w zamyśleniu każdy ich nich; nagle tknęło gopoczucie; że spotkał kiedyś Laurę, tylko nie mógł sobie przy-pomnieć, kiedySR i gdzie.Może mignęła mu w miasteczku uniwersyteckim, kiedyzabierał stamtąd Austina na weekend.Tak, doszedł do wniosku,to musiało być wtedy.Uprzytomnił sobie, że otaczające go ciemności zgęstniały i niesłyszał już wyraznych ludzkich głosów, tylko cichy pomruk, odktórego ciarki przechodziły po grzbiecie.Nie widział też tań-czących po ścianach świateł.Zerwał się przestraszony na równe nogi, zrozumiawszy, że jegopodopieczni udali się w głąb jaskini.-Laura, Austin! Nie idzcie dalej.Tam się zaczął zawał.Odetchnął, gdy Austin zawołał, że już wracają, ale uspokoił sięcałkiem dopiero wówczas, gdy zobaczył zbliżające się światła.Jeżeli ma się opiekować Laurą i Austinem, stanowczo musi za-chować większą czujność.Ponieważ tym razem mu się nie uda-ło, rozgniewał się i wyładował na nich.-Cholera jasna, nie znikajcie mi tak z oczu!Austin był zaskoczony tonem głosu wuja, ale domyślił się przyczyny.-Przepraszamy.Trochę się zapomnieliśmy.- Zadrżał i objął sięrękami, - Wujku, Laura uważa, że jest jeszcze jedna jaskinia,tylko zasypało do niej wejście.- Nie wspominałbym o, tym twojemu ojcu.Jeżeli pomyśli, żektóreś z was zechce się tam wczołgiwać, natychmiast cofniepozwolenie na całe przedsięwzięcie.A ja przyznam mu rację.Jego spojrzenie przeskoczyło z Austina na Laurę i z powrotem.- Wyglądacie jak duchy - obwieścił.Kiedy obchodzili jaskinię, wzbili z podłoża tyle wapiennegopyłu, że byli teraz cali nim obsypani.SR -Obejrzyj sam siebie - odgryzła się Laura, wytrząsając pył zwłosów.- Może powinniśmy cię nazwać duszkiem Casprem.Jason spojrzał w dół na siebie i stwierdził, że jest w bardzo po-dobnym stanie co Austin i Laura.Już miał to skomentować, gdyspostrzegł, że Austin drży, i uzmysłowił sobie, jak jest zimno.-Musimy stąd wyjść, zanim zmarzniemy na kość - rzekł.- Czymasz już pojęcie, ile zajmie ci praca?Laurze łatwiej było z nim rozmawiać, kiedy nie widziała gowyraznie.- Dwa, najwyżej trzy tygodnie.Czy to będzie dla ciebie pro-blem?-Nie, wujek Jason.- Austin! - skarcił go Jason takim samym tonem, jakiego użyłbyMatt, i ze zdziwieniem spostrzegł jego skuteczność.Austin znów zadrżał, tym razem gwałtowniej, i Jason poczuł sięjak drań.-Chodzmy, musimy się rozgrzać - powiedział, pocierając zzięb-nięte ręce.- Potem uzgodnimy, co dalej.Laura chciała zostać dłużej i najchętniej podyskutowałaby i do-szła do jakiegoś porozumienia z tym cholernym Jasonem odrazu tu, na miejscu.Nawykła do trudnych warunków na arche-ologicznych wykopkach i łatwo się przystosowywała.Spostrze-gła jednak, że Austin naprawdę przemarzł i zaczął szczękać zę-bami.Ruszyli w drogę powrotną.Laura szła na końcu i żeby Austinnie myślał o tym, jak mu zimno, zabawiała go hiszpańską pio-senką, do której zamiast kastanietów posłużyły za akompania-ment jego szczękające zęby.Kiedy dotarli do piwnicy z winem,Jason przyłączył się do śpie-SR wu dzwięcznym basem i Austin bardziej się trząsł ze śmiechuniż z zimna.Kiedy wyszli na dwór przez dwuskrzydłowe drzwi, uderzyło ichgorące powietrze, zapierając Laurze oddech tak, jakby czyjaśręka przydusiła jej gardło.Oślepił ją blask słońca.Odruchowozacisnęła powieki, ale nie zatrzymała się i wpadła na Jasona.Tracąc równowagę, chwyciła się go, a ponieważ on właśniewykonał półobrót, żeby ją podtrzymać, sam nie stał pewnie nanogach i w rezultacie oboje rymnęli na ziemię.Chciała spytać, czy nic mu się nie stało, ale atak śmiechu zdusiłwyrazy zatroskania.-O Boże.Znowu to nam się przydarza.Nie była osobą niezręczną i nie mogła zrozumieć, dlaczegowciąż wpada na tego człowieka.Jason spróbował usiąść, spojrzał na Laurę, uśmiechnął się, poczym opadł na ziemię i podłożył ręce pod głowę.-Wyplącz się sama.Tylko uważaj, gdzie kładziesz ręce.Laura, już na klęczkach, spostrzegła stojącego nieopodal star-szego człowieka, który z zaciekawieniem im się przyglądał.Nasunięty nisko na czoło stetson ocieniał mu twarz, ale Laurawyczuła; że ten człowiek marszczy brwi.Wstała i zaczęła sięenergicznie otrzepywać.Jason od razu spostrzegł, że Laura zwróciła na coś uwagę, więcsię rozejrzał.Cześć, Jericho.Co się stało? - spytał.Nie rozumiał, dlaczegostary milczy, zwłaszcza w obecności ładnej kobiety.- Lauro, tojest Jericho Jones [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •