[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. ROZDZIAA 2Aie, przestań! Rozkazuję ci, przestań natychmiast.- Głos Randa nie brzmiał tak stanowczo,jak chciałby tego jego właściciel.Aie nie zamierzała jednak rezygnować.Klęczała przy sofie z drewnianym nożem wdłoni i nakłaniała swojego szefa, żeby wyszedł z kryjówki.- Aie, odstąp natychmiast!- Ale musisz się przecież nauczyć.- Niczego się nie będę uczył!- Nie leż tam - prosiła dziewczyna.- Wyjdz.- Odstąp! Bo zaraz ktoś wejdzie i wiesz, co będą o nas mówić?- No co? - szepnęła wyraznie zaciekawiona.- Dam sobie rękę uciąć, że już jutro pojawi się następująca plotka:  A wiesz, jak sięskończyła ostatnia kłótnia pomiędzy Randem i Aie? No jak? Aie przyszła do niego nakolanach! Poważnie? I co mówiła? Krzyczała: Wyłaz spod sofy, ty tchórzu!.Dziewczyna zaczęła się śmiać.Potem odłożyła drewniany nóż, którym przecież i taknikomu nie można było zrobić krzywdy.Westchnęła ciężko.- No to wyłaz spod sofy, ty tchórzu.Rand wyjrzał spod mebla dopiero po dłuższej chwili, a i to najpierw omiatającotoczenie ostrożnym spojrzeniem.Nauka zabijania najwyrazniej im nie szła.Aie nie potrafiła mu wytłumaczyćnajprostszych rzeczy.Rand na przykład nie chciał zbliżyć się do ofiary.Usiłował zadaćsłomianej kukle z naciągniętą tuniką cios sztyletem, stojąc od niej na odległość ramienia.Tłumaczyła cierpliwie, że musi stać bliżej.Musi wręcz dotknąć własnym ciałem ciała ofiary.Stojąc na odległość ramienia, nie ma już przecież żadnego marginesu ani możliwości, by dalejwyciągnąć rękę i pogłębić cios.Niestety.Rand nie mógł się zbliżyć do kukły.Coś goblokowało. Przecież on mnie wtedy będzie mógł zabić - tłumaczył mętnie. Alezamachowiec przyjdzie tam wyłącznie po to, żeby cię zabić! - odpowiadała. On z górybędzie zdecydowany, żeby cię dopaść.Po to tam przyjdzie.Unikanie go nie ma sensu, bowtedy wbije ci nóż w plecy.Stanie dwa kroki dalej też nic nie da, bo on te dwa kroki zrobi.Ito natychmiast!Nic nie skutkowało.Trudno.Aie popchnęła Randa w stronę kukły na siłę.No iowszem, wbił sztylet w korpus.I to nawet w miejsce, które mu pokazywała.Puścił rękojeść i obserwował z zaciekawieniem, podziwiając chyba, jak pięknie sterczy.Dziewczynie opadłyręce.Usiłowała mu tłumaczyć, że jeśli będzie stał i patrzył, to nawet martwy teoretyczniezamachowiec zada mu i tak jeszcze kilka ciosów.Po drugie ofiara, choć ugodzonaśmiertelnie, może nie umrzeć od razu.Jeśli znajdzie się medyk w pobliżu, to może nawet iuratować napastnika, a wtedy po wydobrzeniu czeka go przesłuchanie, w trakcie któregozostanie ujawnione dosłownie wszystko.Nie! Rand ma człowieka zabić na miejscu, a nietylko wbić sztylet i patrzeć, co się stanie.Ponieważ nie wiedział, jak tego dokonać,tłumaczyła mu jak dziecku, że po wbiciu powinien z całej siły napierać na rękojeść, ruszać niąw każdą stronę i kręcić.Powinien poszarpać wszystkie naczynia krwionośne wokół i sprawić,że upływ krwi zabije zamachowca bardzo szybko.Rand oświadczył, że wtedy przecieżubrudzi się krwią.Postanowiła więc zrezygnować z kukły.Z kilku witek związanych sznurkiem irękojeści do chochli, która leżała przy naczyniu ze słodzonym winem, wykonała drewnianynóż, którym nikomu nie można było zrobić krzywdy.I zaatakowała nim Randa.Niestety, właśnie w wyniku tej akcji mężczyzna ukrył się pod sofą.Była bezradna.- No wychodz wreszcie.Nic ci nie zrobię.Rand, jeszcze nieufny, powoli wysunął się spod sofy.Wstał ostrożnie i usiadł na zydlu.W sporej odległości od własnej ochroniarki.- O co chodzi? - zapytał.- No nie nadaję się na mordercę i już.Aie westchnęła.Potem uśmiechnęła się kojąco.- Nie znam ludzi, którzy nie nadają się na morderców - powiedziała szczerze.- Takichnie ma.Czysto teoretycznie był skłonny przyznać jej rację.Każdego można było doprowadzićdo stanu, że mógłby kogoś zabić.Wielokrotnie jego organizacja korzystała z tej chyba jednakwrodzonej ludzkiej cechy.Ale akurat nie on.Pamiętał, jak strzelił z rewolweru do leżącego nabruku mężczyzny.Pamiętał, jak to odchorował.A przecież nie strzelał do niewiniątka.Dobiłfaceta, który chciał zabić jego.I co? O mało sam nie zszedł z tego świata.Nie, to nie dlaniego.- No to widzisz - po chwili namysłu powrócił do rozmowy.- Właśnie trafiłaś nawyjątek.Pierwszego takiego, co się nie nadaje.- Brednie - skwitowała.- Ale zaraz sobie poradzę z tym, co cię blokuje.- A co mnie blokuje? - Był szczerze zaciekawiony.- Przede wszystkim się boisz.I nie ma w tym nic dziwnego.Każdy się boi.- Ty też? - Oczywiście.- I potrafisz sobie radzić z tym strachem?- Nie radzę sobie.- Wyraznie się obruszyła.- Po prostu przyzwyczajam się do myśli,że strach jest zawsze, bo taka jego uroda.I już.Towarzyszy mi w każdej chwili i jedynametoda to się z tym pogodzić.Nie mógł jej zrozumieć.Czasami tęsknił do czasów, kiedy swoje wypowiedzi musiałazapisywać na tabliczce przymocowanej do ramienia.Sprawiało to, że wydawała się bardziejlakoniczna i stokroć bardziej precyzyjna w swoim przekazie od innych kobiet.Teraz jednak,odkąd Polacy podleczyli jej gardło i struny głosowe, okazała się gadułą jak każda baba.I niebyłoby w tym nic złego.Rand przecież uwielbiał rozmawiać z kobietami.Ale złe było to, żesię z nim nie zgadzała i nie potakiwała.Ot co!- Strach, jak i miłość, jest naturalnym stanem ducha każdego człowieka - podjęła Aie.- I nikt właściwie nie ma nad tymi uczuciami kontroli.A nawet gorzej jest, jak się w czyimśżyciu nigdy nie pojawi ani prawdziwy strach, ani prawdziwa miłość.Wtedy życie takiegoczłowieka można nazwać smutnym i straconym.- Do brzegu, Aie - upomniał ją surowo.- Musisz teraz zacząć strach oswajać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •