[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A potem już szły historiejedna za drugą, jak się winni zachowywać względem siebie narzeczeni, potem małżeństwo.Potem o gimnastyce i tu po długich a bardzo ciekawych wywodach stanął bez trudu narękach, w całym oporządzeniu do szabli i rewolweru włącznie.Potem o leczeniu ziołami, otelepatii, o muzyce i tak dalej a dalej.Był to porucznik Podgórski17, adwokat z Warszawy,urodzony i wychowany gdzieś hen nad Amurem, liznął coś niecoś z nauki jogów, szamanów ibonzów chińskich.Jeszcze go raz w życiu spotkałem w 1943 roku, w obozie364jeńców w Sandbostel, a potem w Lubece, gdzie jako rotmistrz, popularnie zwany  Kitką", z 7pułku ułanów, propagował gimnastykę i czystość.Wręczenie buławy odbyło się bardzo uroczyście pod kolumną Zygmunta w Warszawie.Wręczali najstarszy i najmłodszy wiekiem kawalerzy orderu Virtuti Militari.Potem był rautna Zamku, ale się tam nie docisnęliśmy.W tym czasie zaczęto przyznawać już pierwszeodznaczenia Krzyżem Walecznych, który nadawali dowódcy armii, co szło szybciej, podczasgdy krzyż Virtuti Militari wtedy jeszcze nadawała kapituła, co szło dużo wolniej.W każdymrazie w Grodnie dotarł do mnie pierwszy Krzyż Walecznych.W Grodnie też u grawerazrobiłem trzy sztuki srebrnego monogramu mego pomysłu (jeden mam do dzisiaj),poświęcając na to dwa srebrne Krzyże św.Jerzego, które nie wiem skąd stale wśród mychrzeczy się pętały.Hucznie były obchodzone moje imieniny, jednocześnie pożegnanie ze sztabem, bo na własneżądanie odchodziłem do linii, do 2 kompanii III batalionu saperów.Imieniny, pożegnanietrwały długo, bo najprzód sztab żegnał mnie, potem ja sztab.Potem było  pożegnanie" u Jasia Wańkowicza i u Tatarek.Skończyła się moja służba sztabowa, w czasie której wiele sięnauczyłem, wiele poznałem arkanów dowodzenia i otarłem się o szereg wybitnych postaciwojskowych.Może nie wszystkich wymieniłem, ale z wszystkimi kolegami ze sztabówżyliśmy w zgodzie i przyjazni i zawsze potem przy spotkaniach wspominaliśmy  dobre"wileńskie, mińskie czy grodzieńskie czasy.Trzeba przyznać, że podczas tych miesięcy od rozbrojenia Niemców w Warszawie aż doopuszczenia Grodna żyłem jak w transie.Okoliczności zmieniały się jak w kalejdoskopie, niebyło czasu zastanawiać się nad zdarzeniami nieraz epokowymi, koło których przechodziliśmynieświadomi ich doniosłości.Byliśmy młodzi, zagonieni i zapracowani, ambitni, aby wykonać powierzone zadania, caływysiłek skierowując na ich realizację.-'ś365To, że zawarto zawieszenie broni, że toczą się pertraktacje pokojowe, dochodziło do naszejświadomości fragmentarycznie, zważywszy że żadne gazety nie docierały do Zwira, gdzieteraz przebywałem, a przez całą wojnę bardzo rzadko brało się gazetę do ręki.O ważnychwydarzeniach dowiadywaliśmy się pośrednio z rozmów w sztabie lub z przygodnymiobywatelami.O zastanawianiu się nad tym, co się działo, nie było mowy.Wyczerpanifizycznym wysiłkiem, napięciem nerwów, w wolnych chwilach szukaliśmy odprężenia wzabawie, wódce, psikusach i kawałach.Nie obserwowałem w najbliższym moim otoczeniukarto-grajstwa, które się zjawiło dopiero w garnizonach pokojowych.Ot, czasem przyprzejazdach wlokącym się transportem kolejowym zaczynano równie wlokące się pule prefe-ransa.Dopiero po wojnie, gdy przebywaliśmy we dwójkę z Olesiem Stankiewiczem,zaczynały nurtować nas nieśmiałe pytania i wątpliwości: co dalej?Oleś zdecydowany był iść drogą wojskową, miał zresztą do tego pewniejsze podstawy:korpus kadetów, szkołę wojskową, jego dwaj bracia byli oficerami marynarki.Już mu sięmajaczyła Akademia Sztabu Generalnego.Ja zaś myślałem o powrocie na studia, aczkolwiekobrany przeze mnie kierunek - prawo, nie najlepiej mi odpowiadał.Tymczasem jednak ozwolnieniu nie mogło być mowy.Zwalniano studentów-szeregowych, ale oficerówbrakowało, mimo że zewsząd napływali z byłych armii zaborczych, z armii sojuszniczych,lecz był to element, który musiał być bardzo przesiewany i skrupulatnie badany.Bardzo wieluoficerów zgłaszających się do wojska nie posiadało żadnych dokumentów, ale wystarczałozaświadczenie podpisane przez dwóch oficerów sztabowych.Opowiadano wtedy taką historię- oto do pułkownika M.z byłej armii rosyjskiej zwraca się któryś z kierowników referatupersonalnego z zapytaniem: - Czy pan pułkownik zna dobrze kapitana Kalinowskiego? - Znaćto nie znam, ale go widziałem.- Przecież mu pan pułkownik podpisał zaświadczenie.- Nu, japodpisał, bo tam już jakiś pułkownik był pod-366pisany.- Ale taki pułkownik nie istnieje! - Nu wot! To ja swego podpisu nie trzymam.Książkę Edgara D'Abernona: Osiemnasta decydująca bitwa w dziejach świata pod Warszawąw 1920 r.18 czytałem dopiero kilka lat potem.Wtedy zaś, dysputując z Ole-siem,wiedzieliśmy jedno: państwo polskie jest bardzo biedne, kolosalne czekają je wydatki naodbudowę i nikt za darmo kredytu ani pożyczki nie da.To, że powstrzymaliśmy na swychbarkach pochód zagłady cywilizacji i ocaliliśmy kulturalny zachód, nie dochodziło jeszcze donaszej świadomości.Ale zdawaliśmy sobie sprawę, jak ta wojna w zasięgu naszych doświadczeń nieraz oddrobnego wypadku zależała.Chociażby powstrzymanie zagonu Korpusu Gaja pod Płockiemprzez tak skromniutkie siły! A znów nasze doborowe oddziały pryskające w panice przedwłaściwie bardzo słabo uzbrojoną, prymitywnie dowodzoną Konną Armią Budionnego.Do polityki żeśmy się nie pchali, całkowicie uznając znaną francuską zasadę: La GrandęMuette- Wielka Niemowa, Armia do polityki się nie miesza.Stoi na straży granic i prawa. Zagadnienia natomiast sportowe bardzo nas pasjonowały.Często robiliśmy zawody konne iatletyczne.Kompania miała dwie drużyny piłki nożnej.O siatkówce i koszykówce jeszczewtedy było głucho, najwyżej tu i ówdzie grano w szczypiorniaka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •