[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyglądałaprześlicznie w harmonizującym z jej ciemną cerą i kruczoczarnymi włosami purpurowymszlafroczku.Widząc mnie zawahała się, ale bez słowa przysunęła sobie krzesło i usiadła na nimopierając smukłe nogi o poręcz balkonu.Siedzieliśmy w ciszy zapatrzeni w misterium mgieł, słońca i wyniosłych gór przednami.Aż nadeszła chwila, w której poczułem, że coś dobrego zaczyna mnie z Marią łączyć.Już chciałem przerwać milczenie i powiedzieć:  Słuchaj, Mario, jak to jest z tym pistoletem, zwaszym czyhaniem na odkrycie Aleksandra? Wyjaśnijmy to wszystko i rozjedzmy się wspokoju.Ale właśnie wtedy Maria bez słowa wstała z krzesła i wróciła do swego pokoju.Przy śniadaniu Aleksander, jak to ustaliliśmy wcześniej, uskarżał się nadal na serce.Profesor wyraził zdziwienie, że lekarstwo Marii nie pomogło.- Ależ pomogło, pomogło - tłumaczył się Aleksander.- Ale jeszcze odrobinę niejestem w formie.A tam trzeba będzie się trochę wspinać.Nie chciałbym wam w razie czegoprzysporzyć kłopotu.- To do miejsca pańskiego odkrycia trzeba się wspinać? - w czarnych oczach Mariibłysnęło zainteresowanie.- Gdzie to jest?- Kawałeczek - plątał się Kobiatko.- Ja wszystko pokażę.Ale może jutro.Postanowiłem przyjść biedakowi z pomocą.- Może, skoro Aleksander nie czuje się najlepiej, ograniczymy się dzisiaj dozwiedzenia niedzickiego zamku? Przy okazji zobaczą państwo słynny próg, pod którym Andrzej Benesz odkrył tajemnicze kipu.Jeśli będziemy mieli szczęście, to historię o nimopowie nam przewodnik i gawędziarz, Franciszek Szydlak.- Przecież nie rozumiemy po polsku - uśmiechnął się ironicznie de la Vega.Odpowiedziałem podobnym uśmiechem.- Postaram się przetłumaczyć słowa pana Szydlaka jak najdokładniej.Nie zatrzymując się przy zaporze zajechaliśmy prosto na parking pod zamkiem.Niespodziewałem się tu takiego ruchu! Autokary i samochody osobowe.Wycieczki i turyściindywidualni.Na pana Szydlaka musieliśmy zaczekać, bo właśnie oprowadzał po zamkukolejną grupę zwiedzających.Chciałem podjąć się roli przewodnika, ale wyręczył mnie wtym Aleksander, który zapomniał o swej udawanej chorobie.Najpierw pokazał nam na placu przed zamkiem odziomek  dębu Palocsayów ,liczącego za życia 6 metrów obwodu.Jak głosi legenda, zasadzić go miała Cyganka za życiaGyórgyego Horvatha w XVI wieku twierdząc, że jak długo dąb będzie zielony i zdrowy, takdługo będzie trwał ród Horvathów.Przepowiednia spełniła się.Dąb zaczął usychać za życiaostatniego męskiego potomka rodu (około 1845 roku).- Pierwsza wzmianka o zamku - opowiadał Aleksander - pochodzi z 1325 roku.Wtestamencie z 1330 roku mowa jest o  novum castrum de Dunajecz.W umowie z 1412 rokuzamek wymieniono jako miejsce zwrotu sum pożyczonych przez Węgry od WładysławaJagiełły pod zastaw trzynastu miast spiskich.W 1528 roku zamek i ziemie do niego należącedarował król węgierski Jan Zapolya swemu dyplomacie, Polakowi Hieronimowi Aaskiemu.Syn Hieronima, Olbracht, sprzedał w 1589 roku zamek Gyórgiemu Horvathowi z Palocsy,który zamek rozbudował i przekształcił w renesansową rezydencję.Od około 1670 do 1775roku zamkiem władał ród baronów Giovanellich; po ich wymarciu powrócił do Horvathów.Zniszczony obiekt odnowił w 1817 roku Andreas Horvath.Z nim właśnie wiążą się pierwszeturystyczne spływy Dunajcem.Drogą dziedziczenia po kądzieli przeszła Niedzica w 1858roku w ręce rodu Salamonów, który dzierżył ją do 1945 roku.Zobaczyłem, że Maria dyskretnie ziewnęła.Na szczęście nadchodził już Franciszek Szydlak.Przywitał nas serdecznie (pamiętałmnie, a z Aleksandrem znal się od dawna) i wyraził żal, że z naszymi gośćmi będzie mógłporozumieć się tylko przez tłumacza.Ale po zamku solennie oprowadził i opowiedział przedewszystkim historię kipu i Inków na niedzickim zamku.Siedzieliśmy na ławce opodal słynnego progu, kryjącego przez wieki tajemnicę złotaInków.Oczywiście naszym gościom tłumaczyłem opowieść pana Franciszka na angielski, ale tu postaram się przedstawić ją w oryginale.A rzecz zaczęła się od stroju, w jaki słynnygawędziarz był ubrany, bo zainteresowało to de la Vegę:- My spiscy gorole mamy motyw madziarski w stroju, ale ja mam może taki więcejzamkowy strój.Zamek mi go uszył jako może hajduka albo strażnika.Ja nie mam porteksuknianych jak nasi gorole, tylko zielone, z białym obszyciem.A lejbik, kamizelę, czerwonyze złotymi haftami i czterema zapinkami też złotymi.Na to brązowa cucha, pelerynajakbyście ją nazwali.Do tego czarny kapelusz z czerwoną wstążką podwinięty po bokach.Ale co ja tam będę o stroju gadał, jak wy o tym kipu chcecie słuchać.To posłuchajcie.Zacznę trochę inaczej: w 1947 roku przyjechał tutaj Geza Salamon, z tych, co do nichNiedzica należała.Nie zwiedzał zamku, bo to mu na serce.że to już utracone.Siostra tylkojego zwiedzała ze mną.No i ona mi mówi:  Wisz, Franek, brat tu mój jest ze mną, ale tamstoi pod dębem, powiedział, że nie może tu iść patrzeć na to.No i ja poszedłem ku niemu,kłaniam się, witam z nim.A on goda po słowacku tak:  Pan Franek, nie wercie o tyntestament.To je neni prawda.To je bujda na risorach.U nas toho nie było w zamku, wkronikach.%7ładny testament.No a jak wy wericie w tu legendu, to możecie si tu werić.Aletoho tu ne było.Ten próg nigdy nie był rusany.Jak go wstawili w sedemnastym storociu, taknikt go nie ruszał - pan Franciszek popatrzył na nas nieufnie.- Ale wy wierzycie?Potwierdziliśmy swą wiarę gorliwie i różnojęzycznie.Nasz przewodnik skinął z uznaniem głową.- No to słuchajcie dalej: Andrzej Benesz przyjechał w 1946 roku do zamku, 31 lipca ogodzinie dwunastej w południe, autem ze swoją żoną i z kolegami dwoma.No a ja byłemprawie jako opiekun społeczny.No i on mi mówi:  Panie, pan idzie na obiad? Ja mówię:Tak, chciałem zamknąć..On na to:  Niech pan nie zamyka, bo ja chciałem tu.mam tu dowykopania jedną rzecz.Gdzie jest tu u was milicja? To ja godom:  W Niedzicy. A sołtysjest?  Jest, Bukański. A na placówce WOP-u jest ktoś?  Jest.No i pojechał.Przywiózłmilicję, z placówki kapitana Dąbrowskiego, porucznika Wiśniowskiego, trzech żołnierzy zkilofami i łopatami.No i tu przyjechał.On tak patrzył na mnie:  Pan jest tu opiekunem? Tak. To niech się pan nie boi, nie będziemy walać zamku, tylko ja sobie odkryjętestament.No i tuśmy przyszli.On pierwszy z żołnierzami.Podkładał, wicie, lewarek z auta,ale potem żołnierze z kilofami pomogli mu to odkryć.I w tym miejscu.Tam jest taki żółtypiasek jak z rzeki, specjalnie przywieziony czy co.W prawym rogu.Tam pogrzebał i wyjął tęrurkę ołowianą.Osiemnastocentymetrowa była, na końcach zaklepana.Z jednego końcarozkrajał tę rurkę i wyciągnął dwanaście niby rzemieni, niby sznurków, no i pokazał to władzom.Kapitan Dąbrowski, pod siwym wąsem, mówi:  Ale, panie, niech pan towytłumaczy, co to ma znaczyć? A on mówi:  To jest sprawa testamentu mojego ojca.Pan Franciszek spojrzał na nas uważnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •