[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sprawę mogło odmienić tylko zeznanie jakiegoś świadka, który nagle powie:  Tak,widziałem, jak ją ciągnęli , albo odnalezienie przez policję miejsca, w którymHonorata była przetrzymywana.Nie muszę mówić, że po oskarżeniu tamtej trójkiniczego już nie zrobiono w tej sprawie.Policję rozlicza się z zatrzymanych, nie zeskazanych. I co, puścili ich?  zapytał Kamil. Chwila.Za moment wszystkiego się dowiecie.Był koniec września, wyszedłemz sądu dość zniesmaczony, zbyt wielu widziałem już przestępców puszczonychwolno, bo babeczkom na państwowych posadach w prokuraturze nie chciało sięnadzorować śledztwa. Lepiej uwolnić dziesięciu winnych niż skazać jednego niewinnego  odezwałasię Agnieszka. Teoretycznie masz rację, ale wierz mi, szybko zmieniłabyś zdanie po kilkuprocesach.W każdym razie wyszedłem z sądu i zacząłem się szwendać pokwadracie Krucza-Wilcza-Marszałkowska-Hoża.Tam Honorata i jej dwóch kolegów chodzili do szkoły, tam mieszkał jeden z nich, tuż obok drugi i Teresa C.,w tej samej kamienicy zresztą.Szkoła gastronomiczna była dalej, przy Poznańskiej.Chodziłem tak i zastanawiałem się, jak to możliwe, że nikt nie zauważył momentuporwania.Jedna z tez oskarżenia mówiła, że Honorata poszła do domu EdmundaF., tam została napadnięta, ogłuszona i tak dalej.Ale to było szyte grubymi nićmi.Pomyślałem: a może ona w ogóle nie opuściła szkoły?Stałem przed dwupiętrowym budynkiem, obłożonym płytami z piaskowca,patrzyłem w ciemne otwory okien i zastanawiałem się: czy to możliwe, że niewyszła ze szkoły? Czy nie byłoby to zbyt proste? Jak można nie sprawdzić czegośtak oczywistego? Był już wieczór, dzieci i nauczyciele poszli dawno do domu. Zignorowałem kartkę DZIENNIKARZOM WSTP WZBRONIONY na drzwiach,wlazłem do środka i przekupiłem ciecia, żeby móc się pokręcić po budynku.To dość typowe szkolne gmaszysko.Dwa piętra, dwie potężne klatki schodowez wyślizganymi poręczami.Wielkie korytarze z oknami na boisko po jednej stroniei drzwiami do klas z drugiej.Główny budynek flankowany jest dwomakwadratowymi skrzydłami.W jednym skrzydle na dole znajdują się stołówkai kuchnia, w drugim sala gimnastyczna.Absolutny standard. Chyba nie szukałeś śladów po klasach? Bystry z ciebie chłopiec.Od razu wskoczyłem do sutereny i zacząłem ją badaćcentymetr po centymetrze.Suterena jak suterena.Przede wszystkim boksyz szatniami poszczególnych klas, poza tym pomieszczenia gospodarcze, węzełcieplny, szatnie gimnastyczne i natryski, wejście do sali, harcówka.Normalka,pomyślałem w pierwszej chwili.Potem stanąłem przed drzwiami z napisemSKAADNICA MEBLI (ktoś przeprawił MEBLI na KNEBLI).To były masywne,ognioodporne drzwi w grubej stalowej ramie, zamknięte co prawda na kłódkę, aledziura w środku świadczyła, że pierwotnie były zamykane na zamek z okrągłądzwignią, taki jak przy wejściach do schronów.Rozumiecie, o czym mówię?Przytaknęli. Kolejne pięćdziesiąt złotych kosztowało mnie przekonanie ciecia, żeby zdjąłkłódkę i wszedł tam ze mną i ze swoją latarką. Naprawdę podejrzewałeś, że przez miesiąc przetrzymywali ją w szkolnymskładziku z meblami? Prawdę mówiąc, to nie, ale miałem dziennikarski przymus, żeby sprawdzićwszystko.Koledzy fotoreporterzy mnie za to nienawidzili.Zawsze było jakieś:zajrzyjmy jeszcze tutaj, sprawdzmy tam, porozmawiajmy z nią, zaczekajmy naniego.Wlazłem do tego składziku.Cóż, napis nie kłamał.W wąskim korytarzubyły szafy, ławki, połamane krzesła, sportowe podium, relikty przeszłości szkoły,takie jak orły bez koron, popiersie Lenina, wielka tarcza z nazwą  SP 203 im.JankaKrasickiego. Kto to był? A kto go tam wie.Zginął z nazw wielu szkół po osiemdziesiątym dziewiątymroku.Ale to nieistotne.Brnąłem dalej, bo przecież wąski korytarz nie mógł służyć za schron dla całejszkoły.Musiało gdzieś być jakieś pomieszczenie centralne, właściwe.I rzeczywiście, po obu stronach korytarza były dwie pary drzwi.Jedne, jakwyjaśnił cieć, prowadziły do harcówki, a drugie gdzieś tam, gdzie on nigdy niebył. Oczywiście kazałeś je otworzyć? Oczywiście.Cieć był już w tej chwili równie podniecony jak ja, nawet niezażądał pieniędzy za dodatkową usługę.Ale co z tego? Drzwi nie miały żadnejkłódki, do której mógłby mieć klucz, zamki wyglądały na zepsute, słowem,zamknięte na amen. Albo od drugiej strony. Tak jakby.Kiedy przyłożyłem oko do dziury w środku drzwi, wizjera jakby,i zaświeciłem latarką przez dziurkę od klucza, to widziałem tylko tyle, że wewnątrz jest duża przestrzeń, sala.Z tego, co udało mi się dostrzec, raczej pusta. I co zrobiłeś? Udało ci się nakłonić policję, żeby wyważyli te drzwi? W tej chwili nic innego nie przychodziło mi do głowy.Wiedziałem, że sam niewskóram więcej.Pożegnałem się serdecznie z cieciem, dałem mu jeszcze pięć dych,żeby trzymał gębę na kłódkę, sami rozumiecie, nie chciałem zobaczyć za chwilępod szkołą wozów telewizyjnych, i wyszedłem z budynku z zamiaremodwiedzenia policjantów na Wilczej.Miałem tam dobrego znajomego.Przedszkołą zapaliłem i patrzyłem, jak dozorczyni z bloku obok przekopuje ogródek kołotrzepaka.Patrzyłem tak, patrzyłem, i nagle coś mi kliknęło w głowie.Pośrodkuogródka sterczał z ziemi metalowy grzybek  ani chybi wentylacja czegoś, co jestpod ziemią.Nie mogły to być piwnice lokatorskie, bo grzybek znajdował się dobredziesięć metrów od budynku.W jednej trzeciej odległości pomiędzy nim a szkołą.Podszedłem do dozorczyni, zagaiłem, trochę napomknąłem o sprawie.%7łestraszne, i to w tej okolicy, czy znała tych ludzi, ble, ble, ble.Nie spodziewałem się,że mi powie cokolwiek, a ona jak nie wystrzeli.%7łe ta Tereska to dziwka, że takiwstyd dla dzielnicy, że ona ją tutaj nieraz widywała z jakimiś gachami, prawiecodziennie z innym, nieraz nawet, pokazuje na zielone drzwi na klatkę,  z mojegobloku wychodziła, pewnie tutaj też kogoś miała, kurew jedna.Pytam, czy mówiła o tym policji.Nie mówiła.Zresztą nikt z nią nie rozmawiał.Pozbyłem się kolejnego banknotu i zaczynam zwiedzanie.Tym razem byłem sam,poleciałem więc jeszcze do sklepu na Skorupki po latarkę: wielki reflektor,czerwony, na sześć baterii R20.Drzwi do piwnicy znajdowały się obok windy.Otwarte.Zapalam światło,zapalam latarkę, robię trzy głębokie oddechy i schodzę w stęchliznę.Pamiętajcie,że jesteśmy w Zródmieściu.Tam piwnice są ceglanymi lochami, a nie żelbetowymisterylnymi korytarzami jak tutaj.Wyjątkowo paskudne miejsce, dużo zakrętów, zakamarków, już widzę, że więcejmiejsca zajmują te kazamaty niż sam budynek, który nad nimi stoi.Staram sięorientować tak, żeby iść w stronę szkoły.Mijam komórki lokatorskie i dochodzędo końca korytarza.Mało nie padłem z wrażenia  na końcu były identycznedrzwi, jak te ze szkoły.Tutaj miały jeszcze oryginalny zamek, zamknięty.Musiałem niezle się wytężyć, żeby przekręcić to koło i ruszyć zasuwy. Dlaczego nie robiłeś tego wszystkiego z policją? %7łartujesz chyba.A potem stać w tłumie na konferencji prasowej, żeby siędowiedzieć czegokolwiek?Za drzwiami był kolejny korytarz.Węższy i niższy niż piwnice wcześniej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •