[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bóg raczy wiedzieć, co to za człowiek.Aatwiej o każdyminnym mieć opinię niż o takim wichrze.Przy Radziwille został, potemgdzieś jechał.I znowu ostrzegł nas, iż książę z Kiejdan ciągnie.Trud-no negować, jak znaczną nam przysługę oddał, bo gdyby nie owoostrzeżenie, byłby wojewoda wileński na ubezpieczone wojska napadałi pojedynczo chorągwie znosił.Sam nie wiem, miłościwy panie, comam myśleć.Jeśli to oszczerstwo, co książę Bogusław powiadał. Zaraz się to okaże  rzekł król.I zaklaskał w dłonie. Zawołaj tu pana Babinicza  rzekł do pazia, który ukazał się wprogu.Paz zniknął, a po chwili drzwi komnaty królewskiej otwarły się istanął w nich pan Andrzej.Pan Wołodyjowski nie poznał go zrazu, byłbowiem młody rycerz bardzo zmieniony i wybladły, jako że od ostat-niej walki w wąwozie nie mógł jeszcze przyjść do siebie.Patrzył tedyna niego pan Michał nie poznawając. Dziw!  ozwał się wreszcie  gdyby nie chudość gęby i nie to, żewasza królewska mość inne powiedziała nazwisko, rzekłbym: panKmicic!Król uśmiechnął się i odrzekł: Opowiadał mi tu właśnie ów mały rycerz o jednym okrutnym hul-taju, który się tak nazywał, ale jam mu jako na dłoni wywiódł, że się wswym sądzie pomylił, i pewien jestem, że mi pan Babinicz przyświad-czy. Miłościwy panie  odparł prędko Babinicz  jedno słowo waszejkrólewskiej mości lepiej tego hultaja oczyści niż największe mojeprzysięgi! I głos ten sam  mówił ze wzrastającym zdumieniem mały puł-kownik  jeno tej blizny przez gębę nie było.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG396 Mości panie  rzekł na to Kmicic  łeb szlachecki to rejestr, naktórym coraz inna ręka szablą pisze.Ale jest tu i twoja konotatka, po-znajże mnie.To rzekłszy schylił podgoloną głowę i wskazał palcem na długą,białawą bruzdę ciągnącą się tuż koło czuba. Moja ręka!  krzyknął pan Wołodyjowski. To Kmicic! A ja ci mówię, że ty Kmicica nie znasz!  wtrącił król. Jak to, miłościwy panie?. Boś znał wielkiego żołnierza, ale swawolnika i radziwiłłowskiegow zdradzie socjusza.A tu stoi Hektor częstochowski, któremu JasnaGóra po księdzu Kordeckim najwięcej zawdzięcza, tu stoi obrońca oj-czyzny i sługa mój wierny, który mnie własną piersią zastawił i życiemi ocalił, gdym w wąwozach, jako między stado wilków, dostał sięmiędzy Szwedów.Taki to ów nowy Kmicic.Poznajże go i pokochaj,bo wart tego!Pan Wołodyjowski począł ruszać żółtymi wąsikami, nie wiedząc,co rzec, a król dodał: I wiedz o tym, że nie tylko on nic księciu Bogusławowi nie obie-cywał, ale pierwszy na nim za ich praktyki zemstę wywarł, bo go po-rwał i chciał go w wasze ręce wydać. I nas ostrzegł przed księciem wojewodą wileńskim!  zawołałmały rycerz. Jakiż anioł tak waszmości nawrócił? Uściskajcie się!  rzekł król. Od razum waszmości pokochał!  ozwał się pan Kmicic.Więc padli sobie w objęcia, a król patrzył na to i usta raz po razu,wedle swojego zwyczaju, z zadowoleniem wydymał.Kmicic zaś ści-skał tak serdecznie małego rycerza, że aż go w górę podniósł jak kota inieprędko na powrót na nogi postawił.Po czym król wyszedł na codzienną naradę, zwłaszcza że i obajhetmani koronni przybyli do Lwowa, którzy mieli tam wojsko tworzyć,aby pózniej poprowadzić je w pomoc panu Czarnieckiemu i konfede-rackim oddziałom uwijającym się pod różnymi wodzami po kraju.Rycerze zostali sami. Pójdz waszmość pan do mojej kwatery  rzekł Wołodyjowski znajdziesz tam Skrzetuskich i pana Zagłobę, którzy radzi usłyszą to, comnie król jegomość powiadał.Jest też tam i pan Charłamp.Lecz Kmicic przystąpił do małego rycerza z wielkim niepokojem wtwarzy.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG397 Siła ludzi znalezliście przy księciu Radziwille?  spytał. Ze starszyzny jeden Charłamp był przy nim. Nie o wojskowych pytam, dla Boga!.a z niewiast?. Zgaduję, o co chodzi  odparł zapłoniwszy się nieco mały rycerz pannę Billewiczównę książę Bogusław wywiózł do Taurogów.Na to zmieniło się w oczach oblicze Kmicica; więc naprzód stałosię blade jak pergamin, potem czerwone, potem jeszcze bielsze niż po-przednio.Zrazu słowa nie znalazł, jeno nozdrzami parskał chwytającpowietrze, którego widocznie nie stawało mu w piersiach.Następniechwycił się obu rękoma za skronie i biegając jak szalony po komnacie,jął powtarzać: Gorze mnie, gorze, gorze! Chodz waść, Charłamp lepszą ci zda relację, bo był przy tym rzekł Wołodyjowski.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG398ROZDZIAA 32Wyszedłszy od króla szli obaj rycerze w milczeniu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •