[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na twarzy miał wypisaną dręczącą beznadziejną udrękę.Całymi godzinami włóczył się po ulicach, nie wiedząc ani nie dbając o to, gdzie szedł.Wiedział jedno - nie może wrócić do pustki, jaka panowała w domu, nie może patrzeć narzeczy, których razem dotykali, trzymali, które znali.Nie mógł patrzeć na puste łóżko Kathy, na jej rzeczy, które bezużytecznie wisiały wzaciszu szafy, nie mógł znieść widoku łóżka, w którym spali z Virginią, widoku jej ubrań, jejbiżuterii, stojących na biurku perfum.W ogóle nie mógł zbliżyć się do domu.Kręcił się więc wokół, spacerował, nie wiedząc, gdzie jest, gdy obok niego zaczęliprzechodzić jacyś ludzie; ujął go za rękę jakiś mężczyzna, którego oddech o woni czosnkuowionął jego twarz.- Chodz, bracie, chodz - powiedział do Neville'a chrapliwym głosem, zgrzytającym jakobracające się żarna.Zobaczył, jak jego poruszające się gardło przypomina wilgotną, indycząskórę, dostrzegł na jego policzkach czerwone plamy, w oczach gorączkę, jego wymięty,czarny, przybrudzony już garnitur.- Chodz i bądz zbawiony, bracie, zbawiony!Robert Neville patrzył na niego szeroko otwartymi oczyma, nie rozumiejąc niczego.Tamten ciągnął go, jego kościste palce trzymały Neville'a.za rękę.- Nigdy nie jest za pózno, bracie - powiedział - zbawienie staje się udziałem tego,któ.Jego ostatnie słowa zagłuszył narastający szum, dochodzący z ogromnego namiotu, doktórego się zbliżali.Miał wrażenie, że to morze zamknięte pod namiotem burzy się, szukając ujścia.Robert Neville starał się uwolnić rękę.- Nie mam na to ochoty.Mężczyzna nie usłyszał.Ciągnął dalej Neville'a i obaj zbliżyli się do szumiącegowodospadu płaczu i tupania.Jego przewodnik nie chciał go puścić.Robert Neville miałodczucie, jakby wciągała ich fala odpływu.- Ale ja nie.W tym momencie namiot wchłonął go i porwał falą krzyków, tupania, klaskania.Instynktownie cofnął się, słysząc bicie swego serca.Otaczało go teraz morze ludzi, było ichsetki, przesuwali się wokół jak wszechogarniająca fala.Klaszcząc, wykrzykiwali przy tymsłowa, których Robert Neville nie mógł zrozumieć.Potem hałas przycichł, wśród trzasku i pisku dało się słyszeć głos, który wybrzmiewałprzez głośniki i jak miecz Sądu Ostatecznego przebijał panującą wewnątrz namiotu poświatę.- Czyż chcecie obawiać się Zwiętego Krzyża Pańskiego? Czy patrząc w lustro, chcecienie widzieć swojego oblicza, które dał wam Wszechmogący Bóg? Czyż chcecie wypełzać zgrobów jak potwory z głębi piekielnych?Głos ten pulsował jak szorstki nakaz, który do czegoś przynaglał.- Czy chcecie zamieniać się w czarne, nieczyste zwierzę? Czy chcecie splamić niebowieczorne skrzydłem nietoperza z piekła rodem? Pytam was, czy chcecie zmieniać się wistoty skazane na potępienie wieczne?- Nie - wybuchnęli ogarnięci przerażeniem ludzie.- Nie, zbaw nas!Robert Neville cofnął się, wpadając na wymachujących rękami fanatycznych wiernycho białych szczękach, którzy krzykiem dopraszali się pomocy od pochylonych nad niminiebios.- Mówię wam! Mówię, słuchajcie Słowa Bożego! Oto zło rozprzestrzeni się z ludu nalud, a karzący miecz Pański przejdzie w owym dniu przez ziemię, od jednego jej krańca podrugi! Czyż to jest kłamstwo, czyż jest to kłamstwo?- Nie, nie!- Powiadam wam, że jeśli nie staniemy jak małe dzieci, nieskalani i czyści przedoczyma naszego Pana, jeśli nie powstaniemy i nie będziemy głosić chwały WszechmogącegoBoga i Jego jedynego Syna Jezusa Chrystusa, naszego Zbawiciela, jeśli nie upadniemy nakolana i nie będziemy błagać o przebaczenie naszych strasznych przewinień, jesteśmy zgu-bieni! Powtarzam to jeszcze raz, więc słuchajcie mnie! Będziemy potępieni, potępieni,potępieni!- Amen. - Zbaw nas.Ludzie ogarnięci śmiertelnym przerażeniem zaczęli jęczeć, łapać się za głowę iwykrzykiwać jakieś przerażone  alleluja.Tłum rozpychał się wokół Neville'a, który potykał się zgubiony w kieracie oczekiwań,nadziei, w krzyżowym ogniu oszalałego kultu.- Bóg ukarał nas za nasze straszne winy! Bóg spuścił na nas straszną moc Swojegowszechmocnego gniewu! Bóg karze nas kolejnym potopem! Potop, zalewa nas fala piekiel-nych istot, która pochłania cały świat! Otworzył groby, odpieczętował krypty, zbudziłumarłych z czeluści ich grobów, skierował ich przeciw nam! Zmierć i piekło uwolniło umar-łych, którzy byli w ich mocy.To jest słowo Boga! O, Boże, ukarałeś nas, o Boże, ujrzałeśobrzydliwość naszych grzechów.O, Boże, chłoszczesz nas mocą swojego gniewu!Klaskali w dłonie, a odgłos ten przypominał nieregularny ogień z broni palnej.Ichciała falowały jak łodygi na wietrze, rozbrzmiewały jęki już niemal umarłych i krzyki tych,którzy walczyli o życie.Robert Neville przecisnął się przez ten szalejący tłum z bladą twarząi wyciągniętymi przed siebie rękoma, jak ślepiec, który szuka schronienia.Słaby i drżący wydostał się stamtąd chwiejnym krokiem.Z wnętrza namiotudochodziły krzyki.Mimo wszystko zapadała noc.Siedząc teraz w dużym pokoju, myślał o tamtym dniu.Na kolanach miał jakiś tekstpsychologiczny, w dłoni ściskał słabego drinka.Pewien cytat dał początek całemu strumieniowi myśli, zaprowadził go w przeszłość dotamtego wieczora przed kilkoma miesiącami, kiedy zaciągnięty został na ten obłąkańczymeeting ruchu odrodzonych. Stan ten, zwany zaślepieniem histerycznym, może być częściowy lub całkowity.Może w nim uczestniczyć jedna, kilka albo też wszystkie osoby.Przeczytał to w książce, którą miał przed sobą.Skłoniło go to do dalszych rozmyślań.Starał się zmienić podejście.Przedtem uparcie wiązał wszystkie zjawiska łączące się zwampirami z zarazkiem.Jeśli czegoś nie dało się zamknąć w tych ramach, był skłonny szukaćprzyczyny w przesądzie.Wprawdzie dopuszczał możliwość przyczyn natury psychologicznej,ale tak naprawdę nigdy w taką możliwość nie wierzył.Teraz odrzuciwszy w końcudogmatyczne założenia, uwierzył.Wiedział o tym, że nie było powodów, dla których pewne zjawiska mogły byćspowodowane czynnikami psychologicznymi.Teraz zaś, kiedy tę możliwość przyjął dowiadomości, zarysowało się przed nim oczywiste rozwiązanie, którego jedynie ślepiec mógł nie zauważyć. No cóż, zawsze byłem typem człowieka zaślepionego - pomyślał rozba-wiony. Trzeba wziąć pod uwagę szok, w jakim znajduje się ofiara epidemii - przyszło mudo głowy.Pod koniec epidemii brukowe dziennikarstwo rozprzestrzeniło szerzący się jaknowotwór strach przed wampirami po wszystkich zakątkach kraju [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •