[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To chore, stwierdził Dern, ale nie było w nim ani odrobiny współczucia dlawięznia.Nie czuł też budzącej się braterskiej więzi.Lester Reece to okrutny,zdegenerowany morderca, koniec, kropka.Im szybciej Dern przebije się przez tęcholerną biurokrację i dowie się, czy Reece ma jakiekolwiek pojęcie o losieNoaha, tym szybciej będzie mógł o nim zapomnieć.Natomiast Joe Biggs był w swoim żywiole.Uśmiechał się promiennie,wysiadając z samochodu, i zamiast wejść tylnymi drzwiami, zmierzał prosto dogłównego wejścia.Ochoczo udzielił zaimprowizowanego wywiadu i kilka razypowtórzył dumnie  mamy go" do mikrofonów podsuwanych mu pod nos.Tak, szeryf Joe T.Biggs był zdecydowanie w swoim żywiole.Tłum przedjego biurem gęstniał z każdą chwilą.Dern, który zdążył już wejść do środka,wyglądał przez zalane deszczem szyby.Z wymienianych mimochodem uwagwywnioskował, że mieszkańcy Anchorville są rozczarowani, że Reece nie zaszyłsię w mysiej dziurze i nie wypadł z niej z bronią w ręku, strzelając na prawo ilewo.Owszem, był kryminalistą bezwzględnym mordercą ale też miejscowąlegendą, człowiekiem znienawidzonym i podziwianym zarazem.Większośćmieszkańców odetchnie z ulgą, że grozny bandyta ponownie trafi za kratki,znajdą się jednak i tacy, którzy woleliby, żeby tajemnica została tajemnicą.Dern był zadowolony, że jest już po wszystkim, ale wkurzało go, że niemoże porozmawiać z Reece'em twarzą w twarz.Wystarczyło- by mu kilka minut rozmowy sam na sam, lecz Biggs oznajmił, że i takpowinien się cieszyć, że pozwolą mu obserwować przesłuchanie zza weneckiegolustra.Nie miało znaczenia, że to on przekazał informacje, które pozwoliły ująćReece'a, że sam go dopadł i że był jego krewnym.Szeryf był nieugięty.- Masz szczęście, że w ogóle cię tu wpuściłem - rzucił do Derna, zanimudał się na naradę z rzecznikiem prasowym.Był ciekaw, czy gubernator jużdzwonił z gratulacjami.Demowi nie pozostało nic innego, niż stać w ciemnym pomieszczeniu zaweneckim lustrem i obserwować, jak nieznana mu policjantka przesłuchujeLestera Reece'a.Przedstawiła się jako detektyw Kim.Była niska i drobna, miałaokulary bez oprawek, krótkie ciemne włosy i wydatny podbródek, znamionującyupór i rzeczowość.Zaczęła przesłuchanie od pytań o zabójstwa trzech kobiet popełnione wciągu kilku ostatnich dni.Reece twierdził uparcie, że nie ma z nimi nic wspólnego.W przeciwieństwie do opanowanej policjantki kręcił się niespokojnie.Skrzyżował ręce na piersi.W jego oczach błyszczała nienawiść.- Mówię przecież, że tego nie zrobiłem - powtórzył po raz piąty.- Niezabiłem żadnej z tych kobiet.Do cholery, dwóch nawet nie znałem! Chceciemnie wrobić, bo to łatwiejsze niż szukanie prawdziwego sprawcy!Policjantka była spokojna.Skupiona.Udawała, że mu wierzy, ale niedawała za wygraną.- Możesz mi w kółko zadawać te same pytania, a moja odpowiedz się niezmieni.Nie załatwiłem żadnej z nich  powiedział Reece, odsłaniając pożółkłezęby w gniewnym grymasie.Blade usta nikły w posiwiałej brodzie.Wbił wzrokw weneckie lustro, jakby wiedział, że Dem go obserwuje.- A Noah Church?- Kto?- Chłopczyk, który kilka lat temu zaginął na wyspie.- Co z nim?- Wie pan, co się z nim stało?- Oszaleliście? Nie, do cholery! Nie miałem z tym nic wspólnego! Nic! -Reece podniósł głos.- A co pan w ogóle o nim wie? - zapytała spokojnie policjantka.- Przecież mówię, że nic! - Czy jest pan jego ojcem?- Co?! - zdumiony, energicznie pokręcił głową.- Nie, do cholery! Co to mabyć?- Ale był pan związany z Jewel-Anne Church?- Znałem ją, tak.Ze szpitala.Ale nie pieprzyłem jej, a to różnica! Jezu!Porąbało was!- Czemu nie?- Czemu jej nie puknąłem? Bo nie chciałem, nie tam, w szpitalu.Jej ojciecby mnie zabił albo jeszcze gorzej.- Nagle wyraz jego twarzy się zmienił.Znamysłem zerknął w lustro.- Ale wiecie co? Ona tego chciała.Chciała, żebym jąprzeleciał.Strasznie mnie prowokowała.-Kiwał głową, oczy mu rozbłysły.-Kilka razy nawet pokazała mi cycki.Całkiem niezłe, tak przy okazji.- Ale pan nie.- Powiedziałem już, że nie, do cholery! Czego jeszcze chcecie? TestuDNA? Proszę bardzo! - Na jego policzku nerwowo drgał mięsień.- Może jestemszalony, ale nie aż tak.- A co za różnica?- Posłuchaj, suko.- Reece stracił panowanie nad sobą.- Nie zabiłem tychkobiet i nie przeleciałem Jewel-Anne Church, a już na pewno nie jestem tatusiemjej zaginionego bachora! Jasne? Więc nie staraj się mnie w to wrobić.- A pan niech mnie nie obraża.Jasne? - Zmierzyła go wzrokiem, a gdy sięopanował, dodała: - Wie pan, gdzie on jest?- Kto? Dzieciak? Nie!- Jakiś pomysł?- Pewnie już nie żyje.Kto to wie?  W kącikach jego ust zebrała się ślina.Wytarł ją wierzchem dłoni.Detektyw Kim nadal zachowywała stoicki spokój.- Opowiedz mi o Jewel-Anne Church, o tym, co was łączyło.- Już ci mówiłem, kręciła się po szpitalu, kiedy tam byłem.Pewniefascynował ją psychopatyczny morderca, nie wiem.W każdym razie jasnodawała mi do zrozumienia, że mógłbym ją przelecieć.- Skinął głową i podkreśliłswoje słowa wulgarnym gestem.- Posunęła się nawet do tego, że pomogła miuciec.Znalazła klucze tatusia, te, które, jak sądził, zgubił.- Jego oczy rozbłysły.-Między innymi dlatego wyleciał, nie? Za zgubienie kluczy i za to, że nie chciałomu się zmienić zamków.Jewel-Anne pewnie je ma do tej pory.- Więc pomogła panu uciec z zakładu.A potem?- A jak myślisz? Przewiozła mnie na stały ląd, dała trochę gotówki izwiałem.Do Kanady. - Dlaczego pan wrócił? Nie odpowiadał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •