[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kolejno chorowali wszyscy, również siostry.Na osobliwośćzakrawało, że surowemu misjonarzowi nagle nie dość było po-magania chorym: stracił swoją mrukliwość i troszczył się jakojciec, znosząc wszystko, co tylko przywróciłoby im zdrowie.Co parę minut zaglądał pod plandekę, pytając, czy jest już le-piej, aż wreszcie siostra Frances przywołała go do porządku.One także chciały same uporać się z febrą.I nie trwałodługo, gdy siostra Constantia zgłosiła, że jeśli chodzi o nią,to można ruszać dalej.Również siostra Amica stwierdziła, żeprzejaśniło się jej w głowie.Ojciec Hartmann wydał z siebiealpejski zaśpiew mogący przynieść zaszczyt jego rodzinnymstronom, a potem zaprzężono woły.Należało oczywiście nadrobić stracony czas.Po krótkichpostojach w ciągu dnia odbywały się długie nocne wędrówki,wypoczęte woły mogły pracować dłuższy czas.Jechano po rów-ninie i między wzniesieniami, przez busz i rumowiska skalne.Kolejny poranny popas i - ogólne przerażenie! Nagle wszy-scy poganiacze wydali z siebie przenikliwy wrzask, diabelskiewycie i wściekły jazgot, aż chore i zdrowe siostry zerwały sięna równe nogi, tuląc się z drżeniem do siebie.Napad Matabe-le - już teraz? Chyba nie naruszono jeszcze granicy królestwaLobenguli? Dzikie zwierzęta? Wataha wilków?53 Ojciec Prestage zapukał uspokajająco w ścianę wozu:- Hallo, sisters! Bez obaw.Zapomniałem o tym powiedzieć,mieliśmy pełnię księżyca.Czarnoskórzy przepędzają teraz złeduchy ze stepu, zawsze tak robią.Niestety, ochrzczeni uczestniczą w tym również.Pół godziny i będziemy to mieli za sobą!Pół godziny szarpiących nerwy krzyków i zawodzeń, jakgdyby rozwarły się otchłanie piekieł, chcąc pochłonąć tubyl-ców.Oduczyć ich tego? Niemożliwe!Siostra Amica chlipała cicho pod nosem; myślała pewnie,że w mroku nikt nie zauważy jej łez.Nagle poczuła na ramio-nach rękę matki Patricii.- Było aż tak zle, mała siostro? Nie, wypłacz się spokojnie,to ci dobrze zrobi.Mnie też zakłuło w sercu, ze względu na was.No, wreszcie się uspokoili.Poproszę ojca Prestage'a o dłuższypopas w ciągu dnia i przygotuję wam ciepłe śniadanie!Ciepłe śniadanie stanowiło rzadki wyjątek, a dzisiaj matkaPatricia sama balansowała patelnią nad ogniskiem.Ktoś zna-lazł dwa strusie jaja i przyniósł je siostrom: wystarczyły dlawszystkich wraz z ojcami.Ojciec Hartmann musiał pomimotego zjeść jajecznicę na zimno, ponieważ nie potrafił na czasrozstać się z kaplicą.Miał kwaśną minę za każdym razem,gdy znowu trzeba ją było składać.Wszyscy wyglądali na nie-wyspanych, ojcowie i siostry.Ta noc okazała się wyjątkowozimna.Wieczorem próbowano wprawdzie zagrzać w ogniukilka cegieł i wziąć je do  łóżka", ale wystygały w jednejchwili.Należałoby chyba spać na skraju wulkanu, gdyż ostryziąb przenikał cienkie płótno namiotów niczym dobrze wy-ostrzony sztylet!Nagle jednostajny dotąd krajobraz począł się zmieniać.Zro-biło się górzyście, pomiędzy błękitnymi łańcuchami skalnychszczytów rozwierały się szerokie, słoneczne doliny, a w ichzaciszu rozkwitała przyroda afrykańskiej pory suchej.Niektó-54 re kwiaty miały kielichy wielkości talerzyków i połyskiwaływszystkimi kolorami tęczy: cytrynową żółcią, błękitem bzui czerwienią malwy, nie konkurowało z nimi nawet wspaniałeupierzenie licznie pojawiających się papug kakadu.Ale brako-wało im niejednego: rosły prawie wyłącznie pośród długich,ostrych kolców i nie wydawały zapachu.Wydawało się, że bra-kuje im duszy.Również drzewa przybierały coraz dziwaczniej sze kształty.Czasami tworzyły ogromne, zwrócone w stronę wiatru para-sole albo kandelabry obsypane niezliczonymi punktami bia-łych i żółtych kwiatów; rosły także i takie, których kwiatosta-ny zwieszały się na długich, metrowych łodyżkach ku ziemi,a pomiędzy nimi, niczym niemo brzęczące dzwonki, kołysałysię kunsztownie wyplecione z traw gniazda wikłaczy!Ale co z wodą? yródła pojawiały się bardzo skąpo, rzad-ko słyszało się szemranie chłodnej strugi.Tak, zaopatrzeniew wodę stanowiło jeden z największych problemów.Ilekroćmijali poletka kukurydzy i prosa należące do Tsuanów, mielinadzieję, że znajdą jakąś krynicę.Ale równie dobrze tubylcymogli wędrować po nią całymi milami, gdyż ujęcie wody leżałoz dala od szlaku.Znacznie praktyczniejsze okazywały się spo-tkania ze stadami bydła: któryś z małych, murzyńskich chłop-ców zawsze był gotów, żeby za garść cukru nadoić mleka dodużego wolego rogu.Stopniowo pojawiły się pierwsze wioski tubylców, wznie-sione najczęściej przy zródle lub sadzawce, a wtedy zaczynanozacięte targi.Ze wszystkich dóbr najbardziej pożądane byłybroń i amunicja.Osiągnięto już krainę Khamy zamieszkiwa-ną przez dobrze uzbrojony lud, który niejednokrotnie wyko-rzystywał oręż w walce z hordami Matabelów.Tubylcy mieliświadomość, że jedynie przewaga uzyskana dzięki broni palnejbiałego człowieka pomogła im pokonać Lobengulę.55 56Father Prestage zwracał uwagę na porządek podczas han-dlu.Wcześniej Batongowie zamordowali ojca Teroerde, ponie-waż nie chciał oddać złotego kielicha mszalnego, który wpadłw oko wodzowi.Ostatecznie i u  chrześcijańskiego Khamy" nie wszyscypoddani zostali ochrzczeni.Podobnie jak wszędzie, gdzie do-tarli Brytyjczycy, również i tu osiadło wiele sekt.Khama zostałmetodystą, zaś wesleyanie szczycili się wielce ochrzczeniemsetek tubylców w ciągu kilku dni.Tymczasem ci  ochrzczeni"nie wiedzieli nawet, kim był Jezus Chrystus, o czym częstoprzekonywano się w wioskach Kafrów.- Religia, słabo - orzekł lakonicznie ojciec Hartmann.Męż-czyzni poruszali się jeszcze prawie nago, w przeciwieństwiedo kobiet zdumiewająco wystrojonych w ogromne kapelusze,trend najnowszej mody z Kraju Przylądkowego, oraz jedwab-ne spódnice we wszystkich kolorach tęczy.Pierwsza zimowa niepogoda zaskoczyła ich na pustkowiu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •