[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skuliła się w kłębek, nasłuchując.Ciszę zakłócał jedynie szum wiatru.W dali zobaczyła światła zbliżającego się samochodu.Błagam, niech to będzie Robert, pomyślała.Auto minęłoją i skręciło z głównej drogi w stronę namiotu.Kari ze-rwała się do biegu.Drzwi samochodu otworzyły się, ktośwysiadł.Podbiegła bliżej i rozpoznała Roberta.Zatrzymała się tuż przed nim.- Nie wolno ci tak po prostu znikać! - wrzasnęła.Pró-bował ją objąć, ale go odepchnęła.- Gdzie byłeś?- Musiałem coś załatwić.Przepraszam, nie chciałemcię przestraszyć.Rozejrzała się.Byli sami.Czy to tylko złudzenie? Prze-szła obok niego i schyliła się, by wejść do namiotu.- Koniec rozmowy - mruknęła.Szedł za nią jak szcze-niak.- Nie chciałabyś zobaczyć.? - spytał prosząco.- Nie - ucięła i wczołgała się do śpiwora, ostentacyjnieodwracając się do niego plecami.24039Czwartek był jedną wielką męczarnią.Elina krążyła popokoju, nie mogła usiedzieć na miejscu.Telefon milczał.Heidi Jenssen nie oddzwoniła.Może powinna się jej przy-pomnieć? Chyba jeszcze na to za wcześnie i skutek mógł-by być odwrotny od zamierzonego.Czy Heidi Jenssenrozumie, co to znaczy, że został już tylko tydzień? Jedentydzień z dwudziestu pięciu lat.Pewnie pojęła znaczeniesłów, ale czy to do niej naprawdę dotarło? To była walka Eli-ny z zegarem.Miała wrażenie, jakby czas przestał dla niejistnieć i wkrótce ktoś go spod niej wyszarpnie, jak dywanspod stóp.Czy potem będzie jeszcze mogła stać prosto?Coś się wydarzyło między Ulfem Nymanem a jegouczennicą w Szkole Pomocy Humanitarnej.Coś, co zo-stało wyciszone przez wszystkich zainteresowanych.Eli-na zastanawiała się, jakie to mogło mieć znaczenie dla jejśledztwa.Wątpiła, by miało bezpośredni związek z Ylvą,mogło jej jednak dać lepszy obraz tego, do czego Ulf Ny-man był zdolny, i pozwolić na uzyskanie przewagi, kiedy będzie go w końcu przesłuchiwała.Może jej wiedza wy-prowadzi go z równowagi, zmusi do defensywy.Może onpowie wtedy coś, czego nie zamierzał mówić.Około jedenastej wieczorem Elina leżała w swoim łóżku.Była już na granicy snu, kiedy sygnał telefonu brutal-nie sprowadził ją na ziemię.Kobiecy głos, norweski z ak-centem, który Elina rozpoznawała w mowie imigrantóww Szwecji, ale nie potrafiła umiejscowić na mapie.- Heidi Jenssen prosiła, żebym do pani zadzwoniła.Elina natychmiast oprzytomniała.- Podobno chodzi o Ulfa Nymana - ciągnęła kobieta.- Tak.Pani jest zapewne jego byłą uczennicą.- Mam na imię Grace.Heidi mówiła, że to ważne.- To bardzo ważne.Chciałabym się dowiedzieć, co sięwydarzyło między Ulfem Nymanem a panią.- Dlaczego?- To długa historia.Ta informacja może mi pomócw rozwikłaniu sprawy bardzo poważnego przestępstwa.Muszę jednak wiedzieć, co się stało.Kobieta umilkła.- W takim razie powinna pani tu przyjechać.- Do Norwegii? Nie wiem, gdzie pani mieszka.- W Oslo.- Chętnie się z panią spotkam, ale dlaczego uważa pani,że powinnam przyjechać osobiście?- Chcę pani pokazać.- Co pokazać?- Zobaczy pani.Po krótkiej chwili wahania Elina wyciągnęła długopisi poprosiła o adres.- Będę jutro - obiecała.- Nie, proszę przyjechać w niedzielę.- Wolałabym jutro.- To niemożliwe.Sobota.Kolejny dzień stracony, pomyślała Elina.Ale chyba niemam wyboru.242243- W porządku.A więc w sobotę.- Będę czekać.Elina położyła się z powrotem do łóżka.Gonitwa myśliuniemożliwiała jej zaśnięcie.Co pokazać? Skrzywdził ją?Został jej po nim jakiś ślad? Kim była? No i sprawy prak-tyczne: przesłuchanie w Norwegii, czy to dozwolone dlaszwedzkiej policji? Mało prawdopodobne, ale postanowiła na wszelki wypadek nie sprawdzać.Nie miała czasu nazałatwianie miliona formalności.Wsiądzie do samochoduw sobotę rano i nie będzie nikogo pytać o pozwolenie.40- Jens Paulus Karlsen? Knut Niklas Einarsen? LeifOskar Bjerre? - Kari wytrzeszczała oczy, wpatrując sięw żółtą karteczkę.- Leif Oskar? To oni?- W rzeczy samej, przybrane dzieci.- Jak udało ci się zdobyć te nazwiska?Stali przed namiotem, wcześniej poszli umyć się dokempingowej toalety.Do tej pory Kari milczała, a Robertbał się odezwać.W końcu podał jej karteczkę z nazwiska-mi.Robert uśmiechnął się, nie spiesząc się z odpowiedzią.Chciał jej zaimponować.- Otworzyłem okno i wspiąłem się do środka.- Otworzyłeś okno? Jak? Kiedy?- Dziś w nocy.Przepraszam, że ci nie powiedziałem, alespałaś.To była łatwizna, a teczka leżała na jego biurku.Nikt mnie nie widział.- Jesteś nienormalny - stwierdziła Kari.Robert spochmurniał.- Zrobiłem to dla ciebie.Kari zobaczyła, że było mu przykro, potrząsnęła więcgłową i uśmiechnęła się do niego leciutko.Robert znówsię rozjaśnił.Spojrzała na nazwiska na kartce.- Który z nich nie żyje? Napisali w papierach?245- Nie.- Jak ich odnajdziemy?Robert wzruszył ramionami.Kari popatrzyła nakartkę.- Może w książce telefonicznej? - powiedziała.- Czyw norweskich książkach telefonicznych podają adresy?- Aatwo sprawdzić.- Robert widział wahanie Kari.-Musimy - stwierdził.- A jeśli jeden z nich to twój tata?Kari wycofała się.Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć,ale nie wydała dzwięku.- Nie przyszło ci to do głowy? - zapytał Robert, ostroż-nie biorąc ją za rękę.Czuł, jaka była gorąca w jego dłoniach,i modlił się, żeby się nie wyrwała.Nie zrobiła tego.- Jao tym pomyślałem - mówił dalej.Kiedy nie odpowiedziała,przysunął się do niej.- Sama mówiłaś, że ten, co zostawiłcię na schodach, wiedział, że Reidar i twoja przybranamama chcieli mieć dziecko, ale nie mogli mieć własnego.Ci chłopcy mieszkali w tym domu, musieli słyszeć gadkę o dzieciach.Kari wyglądała na przerażoną.- Wszyscy trzej dawali popalić - ciągnął Robert.- Możektóryś wpadł z jakąś bardzo młodą panną, a potem niemogli zająć się dzieckiem.No i zostawili je przed domemReidara.To tylko domysły, ale przecież mogło tak być.Moim zdaniem ten gość ze zdjęcia, Leif Oskar, nie byłtaki całkiem niepodobny do ciebie.- Co robimy? - spytała Kari, patrząc na Roberta.Dolnawarga jej drżała.- Sprawdzimy w książce telefonicznej, gdzie mieszkają.Potem pojedziemy zobaczyć, jak wyglądają.Nie z bliska,żeby nas nie zobaczyli.- Po co?- %7łeby sprawdzić, czy któryś z nich cię przypomina,oczywiście.Kari wybuchnęła płaczem.Robert wziął ją w ramiona.Skuliła się w jego objęciach, łkając gwałtownie.Po długiejchwili puścił ją i poszli do polowej łazienki po papier.Kariwydmuchała nos.- No, chodz - powiedział i pociągnął ją do samo-chodu.Zatrzymali się przy centrum handlowym w Rambergu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •