[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nadal wygląda.W górze byłem.jestem. Królem niezmierzonej przestrzeni?  podsunął Pascoe.  O tak.Właśnie tak.Królem niezmierzonej przestrzeni.Dlatego zrobiłemuprawnienia instruktorskie, takie podstawowe, do latania na maszynach szkoleniowych.Wiedziałem, że nigdy już nie usiądę za sterami prawdziwej maszyny, ale przynajmniejmogłem się od czasu do czasu wzbić w powietrze.Na dodatek można z tego żyć.Dostałemrobotę w aeroklubie w Surrey, dwa razy większym niż ten tutejszy.Podobało mi się tam,wszystko mi się podobało, nawet współpraca z personelem naziemnym.Słowa Greenalla  jakby odzwierciedlając jego psychiczne odbicie się od dna płynęły teraz gładko i swobodnie.Pottle na pewno umiałby to wytłumaczyć, pomyślał Pascoe.I pewnie kazałby minasłuchiwać, kiedy znów pojawi się zgrzyt. Czy w tym okresie widywał się pan z żoną? Nie widziałem się z nią.W ogóle nie dała znaku życia.Ale kiedy się trochęwziąłem w garść, znów zacząłem szukać.Zabawiłem się w detektywa, kogoś takiego jakpan.To ciężki kawałek chleba, prawda? Sprawdziłem adres zwrotny tego jednego jedynegolistu, ale trafiłem tylko do internatu.Szukałem w miejscowych szkołach, pytałem wministerstwie.Nie mogli mi pomóc.Albo nie chcieli.Nie było łatwo. A policja?  zasugerował Pascoe. Zawiadomił ją pan? A po co?  Greenall szczerze się zdziwił. To nie była sprawa dla policji.Zresztą,w końcu przestałem szukać.Nie poddałem się, o nie, po prostu postanowiłem czekać.Wiedziałem, że pewnego dnia coś się musi.I miałem rację.To była gazeta.Dosłowniejeden akapit.Tragiczny wypadek: mężczyzna rozjechany przez ciągnik na WystawieRolniczej.Peter Dinwoodie.Pozostawił żonę Mary i córkę Alison.Czysty przypadek.Nie,nie przypadek.To było coś więcej.To była gazeta sprzed paru miesięcy.Wynajmowałemwtedy mały domek, z kominkiem.Używałem na podpałkę gazet, które przez całe latogromadziły się w wielki stos.Kiedy napisali o tym w lecie, przegapiłem artykuł.Dopiero wpewien zimny poranek w styczniu tego roku szykowałem się do napalenia w kominku.Zgarnąłem trochę gazet i nekrolog wpadł mi w oko.Przypadek? Nie wydaje mi się.Tymrazem okazałem się lepszym detektywem.Najpierw przez tydzień albo dwa zastanawiałemsię, co zrobić.Miałem tylko ten jeden akapit, nic więcej.Wystawa Rolnicza.Przyjechałemdo Yorkshire i zacząłem grzebać w gazetach.Aatwo poszło.W  Yorkshire Post znalazłemwięcej szczegółów: miasto i nazwę tego Centrum Ogrodniczego, Linden.No, wtedy jużprawie miałem pewność.Ale skoro już tu przyjechałem, postanowiłem przejrzeć porządniearchiwalne numery gazet i w jednej z nich znalazłem zdjęcie.Dinwoodie.Powinienemodczuwać triumf, ale wcale tak nie było.Prawie mnie zemdliło; niewiele brakowało, żebym od razu wrócił na południe.Ale doszedłem tak daleko.tak daleko.Wieczorem pojechałemdo Centrum Ogrodniczego Linden.Mary była sama.Mój widok ją zaskoczył, ale tylkotrochę.Usiedliśmy i zaczęliśmy rozmawiać.Opowiedziałem jej o sobie.Uspokoiłem ją,powiedziałem, że nie chowam urazy.Zrobiło się pózno, a Alison nie wracała.Maryzasugerowała, że może powinienem wpaść następnego dnia, ale ja się już zaczynałemmartwić.Alison miała dopiero siedemnaście lat, była jeszcze dzieckiem; nie podobało mi się,że o tak póznej porze włóczy się poza domem.Wtedy usłyszeliśmy samochód.Wyjrzałemprzez okno.Rozpoznałem ją: siedziała na fotelu pasażera.Obściskiwała się z kierowcą, i totak konkretnie, wie pan.Chciałem wyjść.Mary mnie nie puściła, a po jakimś czasie Alisonweszła do domu.Boże, ależ się zmieniła! Ja rozumiem, nie widziałem jej sześć lat, aleprzecież nie przestała być moim dzieckiem.Moją córeczką.A jak się ubierała! I ta fryzura,ten makijaż.I ten pierścionek.Na lewej ręce.W pierwszej chwili w ogóle mnie niezauważyła, taka była podekscytowana.Pokazywała pierścionek matce i mówiła, że sięzaręczyła.Musiałem coś powiedzieć.Nie chciałem psuć tego spotkania, ale musiałem sięodezwać.To ją uciszyło.Zaskoczyłem ją znacznie bardziej niż Mary.Chyba ucieszyła się namój widok, tak mi się wydawało, ale zarazem miała pretensje.Jakby to wszystko była mojawina.I taka była przy tym uparta.Jak jej matka.Powiedziała, że niedługo wychodzi za mąż.Za mąż! A co ona wiedziała o życiu? Dziecko.Powiedziała, że jej chłopak przyjechał doYorkshire na jakiś kurs rolniczy; poznali się na tej wystawie, na której zginął Dinwoodie.Tosię nazywa ironia losu: facet, nawet umierając, jeszcze zrobił mi na złość.Chłopak niedługokończył te swoje studia, chciał wrócić do Szkocji i zabrać ze sobą Alison.Powiedziałem, żeto niedorzeczne.Oficjalnie nadal była przecież moją córką, zachowałem prawa rodzicielskie.Bez zgody rodziców można się żenić od osiemnastego roku życia; nie wiem, czy to głupie,czy nie, ale tak czy inaczej powinna jeszcze rok poczekać.Bo ja nie zamierzałem się na tozgodzić!Tylko, że ona wcale nie potrzebowała twojej aprobaty, pomyślał Pascoe.Wdzisiejszych czasach wystarczy zgoda jednego z rodziców.Boże, czemu ludzie niesprawdzają, jak się zmienia prawo? Oczywiście wybuchła kłótnia  podjął Greenall. Alison wybiegła z pokoju.Za toMary zachowywała się całkiem rozsądnie: omówiliśmy to spokojnie i wyszedłem od nich zeświadomością, że doszliśmy do porozumienia.Było stanowczo za wcześnie, żeby mówić opogodzeniu się, ale przynajmniej wydawało mi się, że się rozumiemy.Jak to człowiek możesię pomylić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •