[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Lawrence, Lawrence, co ja mam z tobą zrobić? Oczywiście, że zdasz.Obaj towiemy.Biorąc pod uwagę, jak bardzo podciągnąłeś się w ostatnich latach, prawdopodobnieotrzymasz nawet wyróżnienie.- Ojciec ujął go za ramiona.- Jestem z ciebie dumny.Naprawdę.- Dzięki, tato.- Wychodzisz dziś świętować zwycięstwo? Słyszałem, że wygraliście.- Koledzy zaproponowali, żeby pójść do Hilliera.- O, ta stara knajpa jeszcze działa? Dobrze, dobrze.Ale myślę, że za takie wynikinależy ci się coś więcej.Zarezerwowałem dla ciebie dziesięć dni w kurorcie Orchy.Będzieszmógł pojezdzić na nartach po Barclayu.Co ty na to?- To niesamowite! - Potem entuzjazm nieco go opuścił:- Eee.- To rezerwacja dla dwojga - powiedział łagodnie Doug.- Jeśli chciałbyś kogośzabrać.Lawrence rozejrzał się po holu.- Gdzie jest Roselyn?- Jeszcze jej nie widziałem - odparł Nigel i gestem poprosił barmankę o dwa piwa.Kobieta miała ponad dwadzieścia lat i była kompletnie nieczuła na jego pełne nadzieiuśmiechy.- Ach.- Lawrence rozglądał się nadal.- A gdzie Alan?- A co ja jestem, twój osobisty trałowiec danych? Gdzieś tu jest, rozmawia z jakąślaską.- Co takiego? - Lawrence wytrzeszczył oczy.- Chcesz powiedzieć, że ten jego sposóbnaprawdę zadziałał?- Wez, kurwa, nie rób jaj! - wykrzyknął Nigel.Barmanka zmarszczyła brwi, słyszącprzekleństwo i bez słowa postawiła piwo na blacie.Nigel wzdrygnął się, wpatrzony w jejplecy, po czym spiorunował Lawrence'a wzrokiem.- Dzięki. - Zachowujesz się jak Alan.Taka babka nigdy na ciebie nie spojrzy.- Może jeśli zostawię duży napiwek.- Nawet o tym nie myśl.- Lawrence podniósł szklankę i upił łyk.Piwo było tak zimne,że prawie nie czuł smaku.- No, mów.Co tam u Alana?- Jedna go spoliczkowała, dwie wylały na niego drinki, a kilka powiedziało, żeby sięodpieprzył - zrelacjonował radośnie Vinnie.- Zastanawiamy się, czy nie obstawiać zakładów.- Obstawiam, że uda mu się za jakieś pięć lat - stwierdził Lawrence i w tej samejchwili zobaczył Roselyn idącą przez hol.Miała na sobie zieloną sukienkę z dużym owalnymwycięciem ukazującym pępek.Za każdym razem wyglądała w niej sensacyjnie.Lawrence,jak zwykle, poczuł się niezręcznie - obawiał się, że jego marynarka z brązowym połyskiembędzie przy niej wyglądać tanio i śmiesznie.Roselyn dotarła do baru w tej samej chwili, gdy z drugiego końca przytoczył się Alan.Z tyłu spodni wystawał mu długi pasek różowego papieru toaletowego.Połowa klientówspoglądała w oczarowaniu na tę ozdobę ciągnącą się za nim po podłodze.- Cholera! - poskarżył się Alan.- Wszystkie udają trudne do zdobycia.- Kto udaje? - spytała Roselyn.- Wszystkie laski.- Alan spojrzał oskarżycielsko na kolegów.- Czyżbyście jeuprzedzili?Nigel pochylił się nad nim z męczeńskim wyrazem twarzy i odczepił papierowy ogon.- Nie musieliśmy.- Co to? - Alan spojrzał ze zdziwieniem na papier.- Dzięki, pewnie uwiązł mi w rowku.Moja kolej.- Głośno strzelił palcami nabarmankę.- Hej, może ktoś nas obsłuży?- Mam dobrą wiadomość.- Lawrence zwrócił się do Roselyn.- Ja też - odparła z uśmiechem.- Ty pierwsza.- Nie, ty.Oboje się roześmieli.- Panie przodem - zażartował Lawrence.- Chyba się porzygam - mruknął Alan.- Okej.- Roselyn pogrzebała w torebce i wyjęła z niej chip pamięci.- Spózniłam się,bo ściągałam coś z AS komunikacyjnego Eilean - właśnie weszła na orbitę.Judith przesłałami kolejny sezon.Lawrence aż zakrztusił się z wrażenia.Ujął chip w dłonie i obracał go z namaszczeniem.- Sezon szósty? - upewnił się.- Aha.- Dziewczyna przyjęła margaritę od Johna i ostrożnie starła sól z krawędzikieliszka.- Ostatni.- Ogień piekieł.Ostatni odcinek.Ciekaw jestem, czy wrócą do domu.Roselyn uniosła kusząco brew.- Jest tylko jeden sposób, by to sprawdzić.Aha, mam też trochę rzeczy ze stronyfanowskiej.Kilka i-gier z tego uniwersum i sporo materiałów graficznych.- Ekstra.- Kurczę.- Alan wyszczerzył zęby do Roselyn.- Taka chwila.To prawie ten numer,który robił ten twój Bóg.O co tam chodziło? Aha, miał wrócić na Ziemię, tak?- Powtórne nadejście Chrystusa.Moment objawienia w całym wszechświecie.- Tak, właśnie.- Alan uniósł kufel.- Wznoszę toast za to, by Lawrence wreszciezobaczył, co się stało z bandą podrzędnych aktorów, gdy w końcu poprosili o podwyżkę wsiódmym sezonie.- To była porządnie rozpisana historia! - zaprotestował Lawrence.Zbyt pózno zdałsobie sprawę, że popełnił błąd.Nie powinien był zdradzać, że tak mu na tym zależy.- Uuu! Miałem rację, to objawienie! Lawrence, zrób nam wszystkim przysługę iznajdz sobie jakieś hobby.- Alan? - spytała Roselyn ciekawie.- Znasz tamtą dziewczynę?- Którą?- Tę tam, w niebieskiej bluzce.- Ją? - Chłopak wskazał na nią kuflem i zaśmiał się obleśnie.- Chyba wiem, co maszna myśli.Widzę tylko dwa szczeniaczki baraszkujące w niebieskim worku.Twarz Roselyn pozostała pogodna.- Tak.- W życiu jej nie widziałem, wysoki sądzie.A na pewno bym zapamiętał.- Alan dopiłpiwo i beknął.Na szczęście, wcześniej zamówił za dużo, miał więc pod ręką pełny kufel.Lawrence skrzywił się nerwowo i bezgłośnie spytał Vinnie'ego:  On już tak długo?".Vinnie bezradnie wzruszył ramionami.- Chyba zerkała na ciebie - stwierdziła Roselyn.- O, kurwa! Naprawdę? - Alan roześmiał się i szturchnął Richarda w pierś.- Tostatystyka.- Dzwignął się ze stołka i ruszył w stronę dziewczyny.Na jej twarzy odmalowałsię wyraz paniki. - Przypomnij mi, żebym cię nigdy nie wkurzał - mruknął Nigel, zwracając się doRoselyn.Lawrence obserwował poczynania Alana, krzywiąc się mimowolnie.- Chyba nie mogę na to patrzeć, to zbyt bolesne.- Co chciałeś mi wcześniej powiedzieć? - spytała Roselyn.- Ach, tak! - Lawrence'a znów ogarnęła radość.Schował chip do kieszeni.- Dostałemdzisiaj list z Uniwersytetu w Templetonie.Roselyn patrzyła na niego wzrokiem pełnym podziwu, gdy opowiadał jej o wstępnymprzyjęciu na studia i o wyjezdzie w góry.- Wiedziałam, że ci się uda, Lawrence - wymruczała cicho.- Dobra robota.- Tomówiąc, pocałowała go tuż pod uchem.- A twoja matka? - spytał z niepokojem.- Myślisz, że puści cię ze mną do Orchy?- Zostaw to mnie.- Pocałowali się.Lawrence poczuł ostry smak margarity.- Ej, chłopaki, chyba ktoś nas potrzebuje.Alan był tak zaprzątnięty przygadywaniem sobie dziewczyny w niebieskiej bluzce, żenawet nie zauważył nadejścia jej partnera.- No nie - John potrząsnął głową.- Ależ ten gość to bysior!- Im są więksi, tym ciężej upadają - oznajmił Rob.Był prawie tak samo pijany jakAlan.- Byle tylko upadł na ciebie, nie na mnie - sprecyzował Nigel.- Alan jest naszym kumplem - stwierdził bez przekonania Lawrence.Chłopak tamtejdziewczyny też miał ze sobą paru kumpli.- Po prostu wezwijmy obsługę - nalegała Roselyn.- Niech się tym zajmą bramkarze.- Za pózno - jęknął Vinnie.Z niedowierzaniem patrzyli, jak ich przyjaciel próbuje zastosować swoją niezawodnąmetodę wychodzenia z trudnych sytuacji - opowiadając dowcip o stewardzie i papudze.-.a wtedy zamyka się za nimi śluza i kiedy tak koziołkują poprzez kosmos, facetodwraca się do papugi i mówi:  Jak na gościa bez skafandra, to niezłe masz jaja!" - zakończyłAlan i histerycznie zarechotał z własnego dowcipu.Okazało się, że partner dziewczyny w niebieskim nie miał poczucia humoru.Lawrence wrócił do domu o wpół do czwartej, gdy już jego ojciec i prawnik rodzinnywpłacili za niego kaucję na posterunku.***Burzliwy klimat Amethi znów się zmieniał, powoli wynurzając z fazy śnieżnej.W ciągu ostatnich kilku lat, na skutek przyspieszonego topnienia, z lodowca Barclaya wypłynęłokilka miliardów ton wody [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •