[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. I nadal nie przypomina pan sobie Santany? Nadal. No cóż  Richards westchnął ciężko. Mam tu podniósł jakiś papier  kopię pewnego dokumentu. Jakiego dokumentu? Zestawienie nazwisk oficerów z zaprzyjaznionych z namikrajów, którzy gościnnie brali udział w tamtych manewrach.Znalazłem też inny dokument z tego okresu.Jest to pańskaopinia o, wtedy jeszcze kapitanie, Pedro Santanie.Są w niejsame superlatywy. Teraz sobie przypomniałem  mruknął Grant, za-gryzając ze zdenerwowania wargi. Poprzednio nieskojarzyłem nazwiska z osobą.  Kiedy ostatni raz widział się pan z Santaną? Pięć lat temu. Szkoda, że nie jest pan rozsądny, kapitanie. To bezpodstawny zarzut! Niedawno, u Johna Fletneya spotkał się pan z pewnymmężczyzną.Z baru wyszliście razem.Kto to był?Skąd o tym wiedzą?  pomyślał zdumiony Grant. OdPedra z pewnością nie, bo by go nie szukali.W barze, zkolei, nikt nie znał jego nazwiska.Jasne.Nie wiedzą nickonkretnego.Szukają po omacku i mają nadzieję, że ja samsię wygadam. Mam powtórzyć pytanie?  ponaglił Richards. Nie znam tamtego faceta.Przyczepił się do mnie jakrzep do psiego ogona, ale w końcu udało mi się go spławić. Więc twierdzi pan, że to nie był Santana?! Z całą pewnością nie. To skąd w pana mieszkaniu wzięły się jego odciskipalców?Cios był dobrze wymierzony, bo Grant zbladł i opuściłgłowę. Słucham, kapitanie? Nie mam pojęcia skąd  odpowiedział przesłuchiwany. Jeśli to naprawdę był Santana, to ja go nie poznałem. Czemu nie chce pan nam pomóc, kapitanie Grant? Staram się, ale nie potrafię. Bo zle się pan stara  stwierdził Richards. Postawięsprawę jasno.Wiemy, że Santana przyjechał tutaj, żebywykonać pewne zadanie, sprzeczne z naszą racją stanu.Jeśli uda mu się to zrobić, zostanie pan potraktowany jakojego wspólnik i poniesie pan odpowiedzialność.Odpowiedzialność za zdradę ojczyzny. Zdradę?!  obruszył się Grant. A jak by pan określił udzielanie pomocy agentowiobcego kraju? Jako wojskowemu, i to oficerowi, nie muszęchyba panu tłumaczyć.Proszę się nad tym zastanowić.Zadwie godziny wezwę pana ponownie i będzie to już ostatnianasza rozmowa  powiedział Richards. Odprowadzcie zatrzymanego  polecił asystującemu przy przesłuchaniusierżantowi żandarmerii.Na kolejne przesłuchanie Grant szedł z postanowieniemobstawania przy swych dotychczasowych zeznaniach.Zesłów oficera kontrwywiadu wynikało jasno, że nie ma onpojęcia o celu przybycia Pedra, a tym samym nie mapodstaw do oskarżania o cokolwiek jego, Granta.Jeśli sam się do niczego nie przyznam, będą musieli mniewypuścić  powtarzał sobie w duchu Grant, idąc przedeskortującym go żandarmem. Jak tylko wyjdę nawolność, wezmę forsę i niech mnie szukają.Niestety w pokoju przesłuchań czekała go przykraniespodzianka. Proszę, kapitanie  powitał go Richards. Niech panpodejdzie do biurka.Czy poznaje pan te czeki?Grantowi wystarczyło jedno spojrzenie.Zamiast od-powiedzieć zagryzł wargi i opuścił głowę.Otrzymawszy wezwanie do centrali major Cartney byłprzekonany, że rozpoczyna się jego wielka kariera.Karieracałkowicie zasłużona.Wszak rozszyfrowanie zadania, zjakim przyjechał agent generała Vargi, pułkownik Santana,było wyłączną zasługą jego i jego ludzi.%7łałował trochę, żewezwano go tak szybko.Gdyby zdołał osobiście ująćSantanę, efekt z pewnością byłby jeszcze większy.Rozkazbył jednak rozkazem i trzeba było go wykonać.Niedostawszy biletu na normalny samolot rejsowy, wynająławiontetkę i po kilku godzinach wylądował w stolicy.Pierwsze rozczarowanie spotkało go po zameldowaniu się wgmachu centrali.Sądził, że będzie tam niecierpliwieoczekiwany, a tymczasem potraktowano go jak zwykłegopetenta.Na samą przepustkę musiał czekać niemal godzinę.Kiedy wreszcie, w asyście wartownika, przekroczył prógsztabu, dotknięto go ponownie.Zamiast, jak oczekiwał,dostąpić zaszczytu rozmowy z samym wielkim szefem,przyjęty został przez sekretarza jednego z zastępców wrandze zaledwie kapitana.  Proszę siadać, majorze  blady, tęgawy wymoczek wprzyciasnym mundurze wskazał mu fotel, nie racząc sięnawet przywitać. Otrzymaliśmy pański raport  oznajmiłpozbawionym wyrazu głosem. I co?!  Cartney ożywił się natychmiast. Generał Bowning był z niego zadowolony.Kazał panubardzo podziękować. Cieszę się.Już wkrótce moi ludzie złapią tego łobuza. Chwileczkę, majorze  przerwał mu kapitan  jeszczenie skończyłem. Pan się zapomina, kapitanie!  wybuchnął Cartney Jako starszy stopniem. To pan się zapomina, majorze.Mimo nizszego stopnia iajestem pańskim przełożonym, a nie pan moim odpowiedział z uśmiechem kapitan. Proponuję wrócić dosprawy raportu Generał Bowning jest zadowolony, aleuważa, że jest w nim sporo przesady. Przesady?! Ja mam dowody, a kiedy złapię Santanę. Nie złapie go pan. Jak to?! Zajmie się tym ktoś inny.Pańscy ludzie zostali jużzawiadomieni o przerwaniu poszukiwań. Ale. To rozkaz generała Bowninga. Chcę rozmawiać z generałem! Nie ma go w tej chwili. Poczekam! To bezcelowe, majorze.Decyzja generała jest osta-teczna.Generał prosił też, aby w przyszłości ograniczył panswoje działania do stanu, którego ochrona została panupowierzona. Ale ja meldowałem centrali. Wiem.Dlatego nikt nie zarzuca panu przekroczeniakompetencji.Polecenie generała dotyczy przyszłychpańskich działań. Rozumiem  mruknął Cartney, ostatnim wysiłkiemopanowując się przed daniem upustu rozsadzającej go wściekłości  choć szczerze mówiąc oczekiwałem. Oczekiwał pan nagrody?  wpadł mu w słowo kapitan. Nikt nie zamierza negować pańskich zasług [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •