[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak, rozumiem.W cywilnych łachach skurczyłaś się o połowę, damulko - pomyślał.- I dzięki za wyrozumiałość - dodał na głos.Mierzyła go wzrokiem jeszcze przez kilka sekund, po czym zakończyłaspotkanie krótkim skinieniem głowy.Odwróciła się na pięcie i podążyła dobufetu.Jake zwrócił się do prawnika i gorąco uścisnął mu dłoń.- Lucas, nie potrafię wyrazić swojej wdzięczności - poczuł ukłucie żalu,wyobrażając sobie, co już niedługo czeka jego nowego przyjaciela.- Naprawdęuratowałeś mi życie, brachu.Lucas uśmiechnął się i poklepał Brightona po plecach.- Nie, Jake - poprawił go.- To agentka Rivers cię nie zastrzeliła.Jauratowałem tylko twoją reputację - zaśmiali się.- %7łałuję, że nie mogę ciępodwiezć do domu, ale mam jeszcze papierkową robotę w sądzie.Jake machnął ręką.- O Boże, nie trzeba! - krzyknął.- Złapię taryfę.~ 25 ~Sherwood włączył się do rozmowy, kładąc dłoń na jego ramieniu.- Proszę nam wybaczyć to całe zamieszanie, panie Brighton - powiedział,wyciągając rękę.- Peter Sherwood, szef lokalnej policji - przedstawił się.- Tenfacet walczył o pana jak szalony.Kusi mnie, żeby rozbić wóz tylko po to, byzrobić z panem interes.Tym razem wszyscy wybuchnęli śmiechem.- Robimy co w naszej mocy.- Jake przyjął komplement.Zegar ponownietyknął głośno, a on wciąż tu stał, gadając o pierdołach z cholernym szefempolicji! - O kurczę! - zawołał, jakby nagle przyszło mu coś do głowy.-Naprawdę muszę uciekać.Miałem tu dzisiaj niezły ubaw, ale teraz muszęlecieć.- Może któryś z moich ludzi odwiezie pana do domu? - zaproponowałSherwood.- Albo do warsztatu?Jake podziękował uśmiechem, ale pokręcił przecząco głową.- Nie, dziękuję.Złapię taksówkę.- No, rzeczywiście - żachnął się Sherwood.- Proszę pozwolić się od-wiezć, na miłość boską Jason! - zawołał na jednego z umundurowanychpolicjantów.- Potrzebuję kogoś, żeby zawiózł pana Brightona do domu.Jake poczuł silny ucisk w żołądku.- Nie, naprawdę - nalegał, mając nadzieję, że głos mu się nie załamuje.-I tak macie za mało ludzi do łapania przestępców.Nie chcę sprawiać kłopotu.Sherwood odszedł, nie słuchając sprzeciwów.Jake poczuł, że ugrzązł.Najbliższy postój taksówek znajdował się prawie milę stąd.Nikt z własnejwoli nie szedłby tak daleko, gdyby nie musiał.Chyba że miałby coś do ukry-cia.Trzeba strasznie uważać.Młody policjant - Jason Slavka, zgodnie z metalowym identyfikatoremna piersi - podszedł, beztrosko obracając na palcu kółko z kluczykiem.- Proszę za mną."To ostatnia rzecz, jaką chciałbym zrobić" - tego Jake nie powiedział.Powlókł się za młodym policjantem i już na schodkach pomachał ostami raz doLucasa Banksa.Biorąc pod uwagę ograniczenia prędkości i światła na skrzyżowaniach,od warsztatu dzieliło go jakieś pół godziny drogi.Jake w żaden sposób niemógł podjąć takiego ryzyka - tym bardziej w wozie policyjnym! Magazynznajdował się dokładnie na drugim krańcu centrum, może dziesięć minut odposterunku, biorąc pod uwagę spory ruch.Przepraszam, czy mógłby mnie pan podrzucić do miejsca, gdzie zaaran-żuję bardziej dogodny sposób ucieczki?Absurdalność sytuacji wywołała uśmiech na jego twarzy, mimo że oczywpatrywały się nieruchomo w samochodowy nadajnik.Jak, do diabła, wy-kręcić się z tego?~ 26 ~Od wielu lat wraz z Carolyn przygotowywali się na tę chwilę, traktując jąjako odległe, nieprawdopodobne "gdyby".Rozpracowali nie kończące się listy"gdyby" z całym mnóstwem przeróżnych rozwiązań.Analizując najdrobniejszeszczegóły planu, pozbywali się cząstki towarzyszącego im nieustannie strachu.Minęło wiele miesięcy od czasu, gdy przygotowali furgon do ucieczki;prawie rok od dnia, w którym Jake odwiedził "bezpieczny dom".Może przy-czepa spłonęła albo została skradziona? W ramach planu opartego na przy-puszczeniach potrafił usprawiedliwić pewne niedociągnięcia, mając nadzieję,że zawsze jakoś je nadrobi.Teraz jednak "gdyby" zmieniły się w "gdy", a słabe punkty ich planuokazały się zaskakująco widoczne.Szczerze mówiąc, federalni powinni go jużprzygwozdzić.Gdyby nie nieuwaga jakiegoś agenta po drugiej stromemodemu, zidentyfikowaliby go już godzinę temu.Jakie to żałośnie ironiczne -pomyślał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]