[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie możesz spędzić całego życia w igno-rancji.- Dlaczego nie? Uważam, że.- Popełniła błąd.Otworzywszy usta, by odpowiedzieć, dała mu okazję, by wsunął język między jejwargi.- Nie bądz taka skromna, moja droga.To tylko pocałunek.- Przechylił głowę,wpychając język głębiej, między jej zęby.To było dziwne, okropne, choć przy tym.zastanawiająco miłe.Przetaczały sięprzez nią fale nieznanych doznań, a ciemność pokoju zdawała się ją otaczać niczym ko-kon.Nagle zrozumiała, że tego właśnie pragnie.Chciała, by ją całował w taki sposób,długo i głęboko, bez żadnych zahamowań.Pragnęła być całowana tak, jakby ją kochał ijej pragnął, jakby była najbardziej pożądaną kobietą na świecie.Mimowolnie od-wzajemniła pocałunek, poruszając językiem.Jej mięśnie zwiotczały i wtuliła się w niego,a on popychał ją, powoli i konsekwentnie, ku ścianie, aż w końcu dotknęła jej plecami izamknęła oczy.- Naprawdę jesteś niesłychanie ponętna, moja droga Samarytanko - wymruczał, ca-łując jej szyję.Jego wargi dotknęły płatka ucha Melisandy, a wtedy jęknęła z aprobatą.Benedicknaparł na nią biodrami i wyraznie wyczuła jego podniecenie.To ją zdumiało.Jeszcze nigdy nie doświadczyła czegoś podobnego.Wilfred re-agował powoli i był.nieduży w porównaniu do tego, co wyczuwała teraz.BenedickRohan z pewnością wykorzystywał tę część ciała inaczej niż Wilfred i Thomas - z czymśtak dużym należało obchodzić się w szczególny sposób.Stanęła na palcach, ocierając się o niego niczym zaciekawiona kotka.Usłyszałagardłowy jęk, co napełniło ją satysfakcją.- Do licha, Samarytanko.- wyszeptał.Musnął ustami jej skórę, a potem znowu ją pocałował.Zorientowała się, że jegoduże, zwinne dłonie podciągają jej suknię i wędrują coraz wyżej.Dotyk jego długich palców na jej nagim kolanie zmroził ją i wstrząsnął nią do tegostopnia, że nagle powróciła do rzeczywistości.RLT Uniosła dłonie i mocno odepchnęła Benedicka.- Nie! - krzyknęła, cofnąwszy się o krok.Mimo kompletnych ciemności wiedziała, że był tylko kilka centymetrów dalej, isłyszała jego ciężki oddech.Jej serce biło tak mocno, jakby zamierzało wyskoczyć zpiersi.Drżała i czuła dziwną słabość w nogach, a jednocześnie miała ochotę go spolicz-kować.- Co pan wyprawia, na litość boską? - zdołała wydusić z siebie.Benedick westchnął ciężko i przysunął się bliżej, dotykając czołem jej czoła.- O to właśnie chodzi, moja słodka lady Carstairs.Nawet nie potrafisz rozpoznaćuwodzenia.Po prostu nie możesz dalej wieść tak niewinnego życia.To zbyt niebezpiecz-ne.Jakiś wielki, zły wilk w końcu cię dorwie i pożre.Melisanda wstrzymała oddech.- A skoro pan jest złym wilkiem, to jak rozumiem, chce mi pan okazać wspaniało-myślność i pożreć mnie osobiście?- A gdyby tak? - odpowiedział pytaniem na pytanie.- Jesteś tak niewinna, że na-prawdę byś w to uwierzyła?Melisanda ścisnęła ręce w pięści.- Nie mam pojęcia - przyznała.- Jeszcze nikt mnie nie uwodził.Nie wiedziała, czy w jego westchnieniu słychać rozbawienie, czy też znużenie.- To ty tu chciałaś przyjść, moja droga.Sądziłem, że jesteś gotowa doświadczyćcielesnych rozkoszy.- Doświadczyłam mnóstwa cielesnych rozkoszy.Uwielbiam, kiedy wiosenny wiatrbawi się moimi włosami, kocham smak ciastek z cukrem, zabawę z kotkiem i trzymaniedzieci za rękę.- Nie musisz mi mówić, że lubisz ciastka - mruknął.- Pocałunki też uwielbiasz.- Wcale nie.- Chcesz, żebym ci to znowu udowodnił?- Nie!RLT Na te słowa odsunął się, a ona nagle poczuła się opuszczona.Teraz go widziała,cień w pokoju pełnym cieni.Ostrożnie wypuściła powietrze z płuc, zastanawiając się, coczuje.%7łal? Rozczarowanie? Ulgę?- Chcę wracać - oznajmiła stanowczo.- Cóż, moja droga, nie możesz - odparł szczerze.- Mówiłem ci, że chodzi tu o mojąreputację znakomitego kochanka.Nie wyjdziesz stąd, dopóki nie minie odpowiednio du-żo czasu na porządne zbliżenie.Czyli zostało nam jeszcze czterdzieści pięć minut.Rów-nie dobrze możesz usiąść i opowiedzieć, co cię podkusiło, by mnie tu zaciągnąć.Niemam nic przeciwko temu.Jeśli Elsmere'owie i ich przyjaciele myślą, że udało mi sięzdeprawować świętą z King Street do tego stopnia, że nie potrafi spędzić kilku godzinbeze mnie między nogami, moje notowania tylko wzrosną.Kiedy stąd wyjdziemy, mu-sisz być rozmarzona, potargana i zachwycona.- Dlaczego jest pan taki ordynarny?- Och, moja słodka Samarytanko.- Proszę mnie tak nie nazywać! - Zupełnie straciła dobry nastrój.- Moja słodka lady Carstairs? Brzmi gorzej, a Melisanda to imię dobre dla śre-dniowiecznej męczennicy.Nikt cię nigdy nie nazywał żadnym zdrobnieniem?- Nie.A nawet gdyby tak było, nie powiedziałabym jakim - oznajmiła i odsunęłasię od ściany.Nadal czuła słabość w nogach, więc przeszła przez pokój, by usiąść na jakiejś pła-skiej powierzchni.Nawet nie wiedziała na czym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •