[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tłum otoczył półkolem sieć pełną guapotes.Pstrągi z jeziora,zielonkawo-srebrzyste, ciągle szamoczące się by odzyskać wolność, wpadały do skrzyni.Justos zawołał do ludzi: - Dziesięć córdobas za sztukę, amigos - i lekko wyskoczył na brzeg.- Liczysz co dzień drożej, Justos - powiedziała jakaś kobieta.- Dla mnie to za drogo.37- Senora Arauz - obruszył się Justos.- Cena paliwa rośnie z dnia na dzień.Części do silnika, któremuszę szmuglować, kosztują mnie fortunę.Ta cena pokrywa tylko moje wydatki, senora.- Przed Zwycięstwem, guapotes kosztowały tylko dwie lub trzy córdobas - powiedziała pani Arauz zprzekąsem w głosie.- I do tego były świeże.A ty wysyłałaś po nie służącą.Jak ta baba może jeszcze narzekać, że żywe ryby nie są świeże? Cóż jamogę poradzić- pomyślał Justos.Tak to jest z babami.- Si, senora Arauz.Teraz są ciężkie czasy, ale wszyscymusimy przez to przejść.Senora Arauz chrząknęła obrażona.Włożyła dwa największe pstrągi do plastykowej torby i wrzuciładwie monety do pudełka po cygarach, które stało na stole.- Ci Sandiniści wszystkich nas zrujnują -wymamrotała.Poprawiła czarny szal wokół szyi i podreptała w kierunku wioski.Justos pokiwałtylko głową.W kilka minut ze sto kilogramów ryb powędrowało do kuchni w Las Cruzas.- Muszę już wracać - powiedział Eusebio.- Mama się wścieknie.Inginio spojrzał błagalnie na ojca.- Tato?- Chcesz, żebyśmy sami sobie posprzątali  Mądre de Dios ? - rzekł Justos z wyrzutem w głosie, alejuż wcześniej postanowił, że pozwoli chłopcu iść.- Nie, tato - Inginio wzruszył ramionami.- Zostanę.: - A co to? - odparł Justos z błyskiem wesołości w oku.- Nie masz zamiaru przynieść warzyw? Chcesz, żeby biedna mama sama wszystko robiła?- Dziękuję ci, tato - odrzekł Inginio z radością.- No to chodz, chica - Eusebio ze śmiechem wybiegł z przystani.Inginio dogonił go przy magazynie.Mężczyzni ładowali ciężarówkę z El Tigre, ostatnią w tym dniu.Worki z suszonymi gallo pintas, czerwoną fasolą, kosze elotes, młodą kukurydzą, która w Nikaraguiuważana jest za przysmak, i kiście bananów obciążały ciężarówkę do granic możliwości.Wioska zarobi na tegorocznych zbiorach.Może, pomyślał Eusebio, matce wystarczy pieniędzy nakupno radia.38- Powiedziałeś, że pracujesz w warsztacie? - spytał Inginio.- No - Eusebio zaczerwienił się.- Będę pracował, już niedługo.- Aha, niedługo.- Inginio nie chciał drażnić Eusebia.Sprawa była zbyt delikatna.- Chybapowinieneś poprosić w spółdzielni, żeby ci pozwolili pracować na  Mądre de Dios.Dobrze bynam się pracowało razem.A na wielkim jeziorze jest tyle przygód.- Mówią, że na razie nie potrzeba więcej rybaków.A ja tak bym chciał pracować przy maszynach.Zdobylibyśmy więcej pieniędzy za nasze zbiory, gdybyśmy sami mogli zawiezć więcej na rynek.Ci tam - pokazał ręką za siebie, na ciężarówkę - to lodrónes, złodzieje.Inginio pokiwał głową.Zbliżał się do nich coche, biały wóz z jaskrawo pomalowanymi kołami, zaprzężony w woły,wyładowany trzciną cukrową.Chłopcy pomachali do woznicy.- Cześć, Tomas - zawołał Inginio.- Dzisiejszej nocy nasza kolej na vigilancia, zgadza się?- Tak, estupido - drwił Tomas.Był starszy o trzy lata, działał w organizacji Juventud i był jużdowódcą warty.- W każdą środę mamy w nocy wartę, i w niedzielę też.Co się głupio pytacie.- Que pasa, ninol - spytał Eusebio.- Pokłóciłeś się ze swoimi ukochanymi? - pokazał palcem nawoły.- Nie chcą ci ostatnio pomagać?Tomas złapał kij leżący na wozie i rzucił w nich, ale chłopcy śmiejąc się już pobiegli dalej.Stu dwudziestu czterech obywateli Las Cruzas mieszkało w dwudziestu pięciu domach ustawionych w dwa nieregularne szeregi między rzędami palm kokosowych rosnących na zboczach doliny.Przestrzeń między domami była pusta.Na udeptanym placu-podwórzu skupiało się życie społecznewioski.Gdy słońce znikło za grzbietem wzgórza, na zachodzie widać było jezioro i wulkany, a nawschodzie pola spółdzielni ciągnące się po obu stronach Rio Haciendas.O tej porze dnia dolinęokrywał mroczny cień Colina Duendes, Wzgórza Duchów, zaś dżungla za polami była czarna itajemnicza.39Nikt nie lubił chodzić nocą do dżungli.Wypełniały ją niezliczone duchy - Duendes, Chimeąues i SigaMontes, o których nikt już nic nie wiedział.Choć przodkami Eusebia i jego rodaków byli Indianie, oddawna tutejsza ludność zmieniła się w rybaków i rolników.Wiedza o dżungli została zapomniana.%7ływe pozostały jedynie przesądy.Ludzie żyli z tego, co wyprodukowali na polach i działkach, nielicząc przypadków, gdy udało się upolować iguanę, pancernika lub sarnę.Zachodzące słońce odbijało się od blaszanych dachówek domu Eusebia.Poczuł nagle smutek.Tendach był dumą ojca, był oznaką dostatku, od pokoleń nieosiągalnego dla innych mieszkańców wioski.Zwycięstwo zmieniło życie wieśniaków [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •