[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W rzeczywistości Marvo jest moim tatą, anaprawdę na imię ma Frank.Teraz ty opowiedz mi o sobie.- Nie, ty opowiedz mi o mnie.Namyślałam się przez chwilę.- Okay.Jesteś synem obalonego wschodnioeuropejskiego despoty, któryukradł swojemu narodowi miliony.-Uśmiechnęłam się trochę okrutnie.- Pienią-dze są ukryte i teraz obydwaj ich szukacie.- W miarę dodawania przeze mnie co-raz to gorszych szczegółów wydawał się coraz bardziej przerażony.Poczułam żali trochę go zrehabilitowałam.- Jednak powodem, dla którego chcesz znalezć tepieniądze, jest chęć zwrócenia ich twojemu zubożałemu narodowi.- Dziękuje - powiedział.- Coś jeszcze?- Masz dobre kontakty ze swoją pierwszą żoną, włoską tenisistką.I gwiazdąporno - dodałam.- Faktycznie sam byłeś doskonałym tenisistą, mogłeś nawet zo-stać zawodowcem, dopóki nie przeszkodziły temu urazy przeciążeniowe.- Skoro o urazach mowa; jak twoja oparzona ręka?- Dobrze.Z przyjemnością widzę, że ocknąłeś się z tej śpiączki, w którą cięwprawiłam.%7ładnych efektów ubocznych?- Jak widać, żadnych.Sądząc z tego, jak ułożył się ten sobotni wieczór, wyda-ję się sprytniejszy niż kiedykolwiek, czyż nie?Znów ten bostoński akcent i styl.Wydał mi się bardzo seksowny.- Powiedz to jeszcze raz.-Co?- Sprytniejszy.RL - Sprytniejszy niż kiedykolwiek, czyż nie? -Tak.Wzruszył ramionami.Ogarnęła mnie fala fizycznego pożądania, podobna do głodu, ale gorsza.Mu-siałam mieć się na baczności.- Zagramy w bilard? - zaproponowałam.- Grasz?- Gram.Zawarta w tym dwuznaczność i znaczące spotkanie oczu wyzwoliły we mniecoś głęboko ukrytego.Po dwudziestu minutach wbijania bili do kołyszących się kieszonek, któreprzypominały mi jądra, pokonałam Aidana.- Dobra jesteś - powiedział.- Pozwoliłeś mi wygrać.- Puknęłam go w żołądek bilardowym kijem.- Nierób tego więcej.Otworzył usta, żeby zaprotestować, a ja wcisnęłam kij nieco głębiej.Przy-jemnie twarde mięśnie brzucha.Patrzyliśmy na siebie przez kilka sekund, a po-tem w milczeniu odstawiliśmy kije.Gdy o czwartej nad ranem zamknięto bar, Aidan zaproponował, że odprowa-dzi mnie do domu, ale mój dom był za daleko.Cztery przecznice.- Nie jesteśmy już w Kansas, Toto - powiedziałam.- Okay, wezmiemy taksówkę.Podrzucę cię.Siedząc z tyłu i słuchając taksówkarza wrzeszczącego po rosyjsku przez tele-fon komórkowy, nie rozmawialiśmy ze sobą.Obrzuciłam go szybkim spojrze-niem; światła i cienie miasta przechodzące przez jego twarz uniemożliwiały midostrzeżenie jej wyrazu.Zastanawiałam się, co będzie dalej.Jedno wiedziałam:po ostatniej odmowie na pewno nie zaproponuję wymiany wizytówek ani spę-dzenia miłego wieczoru na mieście.RL Zatrzymaliśmy się przed wejściem do mojego domu.- Tutaj mieszkam.Omawianie delikatnej kwestii  co dalej" powinno się raczej odbywać w czte-ry oczy, ale my musieliśmy siedzieć w taksówce, bo gdybyśmy wyszli bez zapła-cenia za kurs, taksówkarz mógłby nas zastrzelić.- Widzisz.chyba spotykasz się z innymi facetami - powiedział Aidan.- Chyba tak.- Czy możesz wpisać mnie do harmonogramu swoich spotkań?Zastanawiałam się.- Mogłabym to zrobić.Ja nie pytałam, czy on spotyka się z innymi kobietami; to nie była moja spra-wa (a przynajmniej tak należało twierdzić).Poza tym coś w sposobie, w jaki Le-on i Dana zachowali się wobec mnie (przyjemni, ale nieszczególnie zaintereso-wani, jakby przez wiele lat Aidan przedstawiał im mnóstwo dziewczyn), dawałomi pewność, że tak jest.- Dasz mi numer swojego telefonu? - zapytał.- Już ci go dałam - odparłam i wysiadłam z taksówki.Jeśli tak bardzo chcemnie zobaczyć, to mnie znajdzie.Rozdział 9Obudziłam się w wąskim łóżku, w pełnym kanap frontowym pokoju, i przezkilka półprzytomnych minut próbowałam wyglądać przez okno.Pojawiła sięstarsza kobieta z psem; obserwowałam ją sennie.Potem mniej sennie.Uniosłamsię: nie, to mi się nie śniło.Nieszczęsny pies wcale nie chciał tu załatwiać swojejRL potrzeby, ale kobieta była nieustępliwa.Pies starał się iść dalej, ale właścicielkana to nie pozwalała.- Tutaj!Nie słyszałam, ale widziałam, jak to mówi.Dziwne.Potem przyszła mama i uraczyła mnie solidnym śniadaniem: pół tostu, jede-naście winogron, osiem pigułek i aż sześćdziesiąt ziarenek ryżu, ponieważ mu-siałam ją przekonać, że czuję się coraz lepiej.Gdy mnie myła (przygnębiającezadanie z frotowymi ręcznikami i miednicą spienionej letniej wody), przystąpi-łam do rzeczy.- Mamo, postanowiłam wrócić do Nowego Jorku.- Nie bądz śmieszna - powiedziała, dalej mnie opłukując.- Moje blizny się goją, kolano może dzwigać ciężar, wszystkie sińce zniknę-ły.To dziwne, naprawdę; miałam niezliczone skaleczenia, ale żadne nie byłopoważne.Chociaż moja twarz była czarna i granatowa, żadna z kości nie zostałazłamana.Mogłam zostać stłuczona niczym skorupka jajka i spędzić resztę życia,przypominając kubistyczny obraz (jak ujęła to Helen).Wiedziałam, że jestemszczęściarą.- Spójrz tylko, jak szybko odrastają mi paznokcie.- Machałam przed nią dło-nią; straciłam dwa paznokcie i ból był, nie żartuję, nie do opisania, znacznie gor-szy niż ten, jaki czułam w złamanym ramieniu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •