[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Otworzyła torebkę.- Zamierzam wypisać ci czek na pięćdziesiąt tysięcy dolarów w zamian zato, że rozstaniesz się z Cad'em i z Progress.Dzisiaj otrzymasz połowę kwoty, a resztę przyślę po twojej przeprowadzce.Dam ci na wyniesienie się stąd dwa tygodnie.Tory nie odpowiedziała.I ona wiedziała, że milczenie może być dobrą bronią.- Ta kwota - mówiła Margeret coraz ostrzejszym tonem - wystarczy ci na przyzwoiteżycie, zanim się urządzisz.- Och, bez wątpienia.- Tory wypiła kolejny łyk kawy, po czym starannie odstawiłafiliżankę na spodeczek.- Mam tylko jedno pytanie.Zastanawiam się, pani Lavelle, co paniąskłania, żeby przypuszczać, że przyjmę łapówkę, która jest dla mnie niewątpliwą obelgą?- Nie udawaj takiej wrażliwej.Znam cię dobrze - powiedziała Margaret pochylając siędo przodu.- Wiem, skąd się wywodzisz.Nie schowasz się za maską dystyngowanej osoby,którą nałożyłaś bezprawnie.Ja ciebie znam.- Tak pani się wydaje.I proszę mi wierzyć, że w tej chwili nie mam zamiaruzachowywać się jak dystyngowana dama.Tym razem Margaret straciła grunt pod nogami.- Twoi rodzice byli prostakami, a ty, niczym dzika kotka, polowałaś na moje dziecko.Wabiłaś Hope, odciągałaś od rodziny, aż spowodowałaś jej śmierć.Nie odbierzesz midrugiego dziecka.Wezmiesz pieniądze, Wiktorio.Tak samo jak twój ojciec.Tory była wstrząśnięta, przybita, ale trzymała się jakoś.- Co pani ma na myślą, mówiąc  tak samo jak twój ojciec ?- Kosztowaliście mnie tylko pięć tysięcy.Za pięć tysięcy zniknęłaś z moich oczu.Mójmąż by was nie wyrzucił, chociaż go o to błagałam.Zadrżały jej wargi.To był pierwszy i ostatni raz, kiedy go o coś błagała.Kiedykogokolwiek o coś błagała.- W rezultacie sama musiałam się tym zająć.Tak jak teraz.Wyniesiesz się, będzieszwiodła życie, które powinnaś była stracić zamiast niej.I będziesz się trzymała z daleka odmojego syna.- Zapłaciła mu pani, żeby się stąd wyprowadził? Pięć tysięcy? - zadumała się Tory.-To byłaby dla nas duża kwota.Ciekawe, dlaczego nigdy nie zobaczyłyśmy tych pieniędzy.Coojciec z nimi zrobił? No cóż, to nie ma znaczenia.Przykro mi, pani Lavelle, że paniąrozczaruję, ale ja jestem inna.Nigdy nie będę podobna do ojca, a pani pieniądze niczego niezmienią.Zostaję, ponieważ muszę tutaj zostać.Pani tego nie zrozumie.A jeśli chodzi oCade'a.- Przypomniała sobie jego wczorajszy dystans, jego odsunięcie się od niej po jejepizodzie.- Nie łączy nas to, co pani podejrzewa.Jest dla mnie miły, to wszystko.Niezamierzam odpłacać mu za jego dobre serce zerwaniem przyjazni.I nie powiem mu o tejrozmowie. - Jeśli postąpisz wbrew mojej woli, zniszczę cię.Stracisz wszystko, jak straciłaś jużkiedyś.Kiedy zabiłaś to dziecko w Nowym Jorku.Tory zrobiła się blada, po raz pierwszy zadrżały jej ręce.- Nie zabiłam Jonaha Mansfielda.- Zaczerpnęła łyk powietrza.- Po prostu niezdołałam go uratować.Margaret postanowiła drążyć dalej.- Jego rodzina uznała, że ponosisz za to odpowiedzialność, podobnie uważała policja.A także prasa.Drugie dziecko, które poniosło śmierć z twojego powodu.Jeżeli tutajzostaniesz, ludzie będą o tym mówili.Tak, naiwnością było sądzić, iż nikt nie powiąże jej z Nowym Jorkiem.Z życiem,które tam zbudowała i które zniszczyła.Nic już tego nie zmieni.Może tylko stawić temu czoło.- Pani Lavelle, przez całe życie miałam do czynienia z pomówieniami.Ale nauczyłamsię ich nie tolerować we własnym domu.- Tory podniosła się z miejsca.- Zmuszona jestempanią wyprosić.- Nie myśl tylko, że jeszcze raz złożę ci moją ofertę.- Nie, wcale tak nie myślę.Chciałabym, żeby pani już wyszła.Margaret podniosła się,złapała torebkę.- Znam drogę.- Pani Lavelle - powiedziała spokojnie Tory.- Pani nie docenia Cade'a.Podobnie byłoz Hope.Margaret zacisnęła rękę na klamce.- Masz czelność rozmawiać ze mną o moich dzieciach?- Tak - szepnęła Tory, kiedy zatrzasnęły się drzwi i kiedy została sama w domu.-Mam czelność.Przekręciła zamek w drzwiach.Nikt, komu na to nie pozwoli, nie wejdzie do środku.Inikt, przysięgła sobie, kto już będzie w środku, nie obrazi jej więcej.Weszła do łazienki,rozebrała się szybko.Puściła gorący prysznic, tak gorący, że trudno było go znieść.Dopiero teraz pozwoliła sobie na płacz.Kiedy woda siekła jej skórę, znowu poczułasię czysta i łzy zmywały wezbraną w niej gorycz.Płakała, aż woda zrobiła się zimna.Wtedy uniosła twarz pod lodowaty strumień itrwała tak, dopóki nie przyniosło jej to ukojenia.Wytarła się i tym samym ręcznikiem usunęła wodę z lustra.Bez taryfy ulgowejuważnie przyjrzała się swojej twarzy.Miała na niej wypisany strach, niepewność.Jak kiedyś. Wróciła tutaj, po czym zaszyła się.Zagrzebała się w pracy.Ani razu nie przekroczyła linii drzew i nie odwiedziła miejsca, gdzie spędzały tyleczasu.Nie poszła na grób swojej jedynej, prawdziwej przyjaciółki.Jak gdyby zapomniała, dlaczego tu jest.Czym się to różniło od ciągłego uciekania? Czy jest jakaś różnica między przyjęciempieniędzy, które jej zaproponowano, a uciekaniem dokądkolwiek?Cade nazwał ją tchórzem.I miał rację.Znowu nałożyła szlafrok i wróciła do kuchni.Znalazła numer telefonu, wykręciła go.- Dzień dobry.Tu firma Biddle, Lawrence i Wheeler.- Mówi Wiktoria Bodeen.Czy mogę prosić panią Lawrence?- Proszę chwilę zaczekać, panno Bodeen.Po chwili miała na linii Abigail.- Tory? Miło cię słyszeć.Co słychać? Instalujesz się?- Tak, otwieram sklep w sobotę.- Tak szybko? Musiałaś pracować dzień i noc.Zamierzam wkrótce zajrzeć do ciebie.- To świetnie, Abigail.Chcę cię prosić o przysługę.- Mów.Masz u mnie wielki kredyt za pierścionek mamy.- Co? Ach tak, zapomniałam.- Wątpię, czy kiedykolwiek natknęłabym się na niego.Rzadko zaglądam do starychkartotek.Mów, w czym rzecz, Tory.- Pomyślałam, że może masz kogoś w policji.Kogoś, kto mógłby udzielić informacjina temat pewnej dawnej sprawy.Nie chcę.sądzę, że rozumiesz, iż nie chcę się osobiściekontaktować z policją.- Znam trochę ludzi.Zrobię, co będę mogła zrobić.- To było zabójstwo na tle seksualnym.- Nieświadomie Tory zaczęła pocierać prawąskroń.- Młoda dziewczyna.Szesnaście lat.Miała na imię Alice.Nazwisko.Nie jestempewna.Lowell albo Powell.Jechała autostopem, szosa numer 513, w kierunku wschodnim,do Myrtle Beach.Została wywieziona do lasu, zgwałcona i uduszona.Uduszona rękami.Odetchnęła, pozbyła się ucisku w klatce piersiowej.- Nie słyszałam o niczym takim w wiadomościach.- To stara sprawa.Nie wiem dokładnie, kiedy to było.Dziesięć lat temu, może mniej,może więcej.W lecie.Było bardzo gorąco.Nawet w nocy było bardzo gorąco.Nie mam dlaciebie zbyt wielu danych.- To powinno wystarczyć.Zobaczymy, co uda się znalezć.- Dziękuję.Ogromnie ci dziękuję [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •