[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyjaśniłem jej, że muszę ukryćtowar R&D, za który go zwinięto, a jeśli mi się to uda, siostrzyczka pewnie szybko wyjdzie zciupy, bo nie będzie dowodów.Musiałem oddać jej wideofon.Choć twierdziła, że nie jest natyle głupia, żeby dzwonić do domu, nie do końca jej ufałem.Dałem jej jedną z lewych kart kredytowych, na której miałem trochę zaskórniaków, ikazałem zaczekać w pobliskim barze na mój powrót.- I żadnych napalonych driverów - ostrzegłem, otwierając drzwi szoferki.- Tatuś odrazu pozna, że ktoś majstrował przy twojej dziurce.* * *Plan był prosty.Odjeżdżam na tyle daleko od autostrady, żeby wyjść z zasięguczujników nadzoru ruchu.Znajduję jakieś ustronne miejsce.Złomowisko, parking,cokolwiek.Odłączam naczepę, rozpieprzam jednostki centralne kontenerów i spokojniewracam na autostradę.Jeśli po ponownym wejściu w zasięg Pająk zamelduje, że wszystkojest w porządku, jadę na zapasowych lewych papierach do granicy FedeRosji i dalej do naszego azylu.Jeśli pekińczyki mnie namierzą, zostawiam wóz w Strefie, łapię stopa alboinną okazję i zapylam prosto na Syberię, a potem Mostami i Tunelami Beringa przedostaję sięna Alaskę.Kasy mieliśmy z Pająkiem wystarczająco dużo na rozpoczęcie nowego życiagdzieś w hiszpańskojęzycznej strefie Stanów Zjednoczonych Obu Ameryk.Albo na gorącychwyspach Karaibów.Pająk mówił, że nie powinno być problemów, i rzeczywiście nie było.Zjazdu niepilnowali ludzie.Automat połknął moją lewą kartę personalną i wrota tunelu wyjazdowegootworzyły się bezszelestnie.Partner spisał się na medal.Po drugiej stronie przywitał mniemigoczący napis:WITAMY W PRZYGRANICZNEJ STREFIEZDEMILITARYZOWANEJ PRZYMORZEParsknąłem śmiechem.Wynikałoby z tego, że autostrada jest obiektem militarnym.Po niecałej godzinie jazdy opustoszałą, zaledwie dwupasmową szosą - ten, kto dbał ostan nawierzchni, zostałby rozstrzelany w każdym z protektoratów nowo-afrykańskich, tamnawet szutrówki były równiejsze od tej trasy - zacząłem tracić kontakt z Pająkiem.To byłwyrazny ślad, że tu nie sięgały już systemy komunikacyjne i skaningowe Zarządu DrógMiędzykontynentalnych.Chwilę pózniej dostrzegłem opustoszały parking przy na wpółzawalonym wiadukcie.Tutaj nawet mój satelitarny wideofon nie miał zasięgu.Znalazłemwięc miejsce spełniające nasze wymagania.Kiedyś musiał to być drogowy portprzeładunkowy dla sporego miasta.Sądząc ze stanu urządzeń, już nieistniejącego.Na ogromnym betonowym placu wciąż stało kilkadziesiąt wozów i naczep w różnymstanie rozkładu.Zwitało, kiedy skręcałem między wraki i wolno toczyłem się w kierunkunajwiększego ich skupiska.Na kolanach położyłem obrzyna stanowiącego standardowewyposażenie antypirackie w AfroChinach.Dopiero teraz dotarło do mnie, że zjeżdżając zbronią do Strefy Zdemilitaryzowanej zapewne złamałem tutejsze prawo.Zatrzymałem wóz w takim miejscu, by był niewidoczny ze znikającej za drzewamitrasy.Zeskoczyłem na popękany beton i podszedłem do tablicy rozdzielczej naczepy.Wprowadzenie kodu trwało sekundy.Wielkie hydrauliczne podpory wysunęły się z podwoziai z głuchym hukiem opadły na nawierzchnię.Ramiona dzwigarki uniosły z przegubuplatformę obciążoną czterema kontenerami.Pozostało tylko zniszczyć wszystkieidentyfikatory.A to wymagało raptem jednego naciśnięcia klawisza. Właściwie mógłbym się już stąd zabierać, zwłaszcza że z każdą godziną szanse nawpadkę rosły.Jednakże zwyciężyło poczucie obowiązku.Nowiutkie plandekrany naczepykontrastowały z pozostałymi wrakami.Poza tym były dość drogie i wydało mi sięmarnotrawstwem zostawianie ich tutaj.Ileż to roboty, jeden wyłącznik, kilka zaczepów.Akontenery grubego niejedno już widziały i wiele więcej przeszły.Zawsze takie wybieraliśmydo przemytu, najmniej się rzucały w oczy.Raz jeszcze rozejrzałem się po okolicy, ale nie zauważyłem jakiegokolwiek ruchu.Po latach spędzonych w nowoafrykańskiej aglomeracji ta cisza, ten spokój wydawały mi sięwręcz nierealne.Wsiadłem do kabiny i przejechałem ciągnikiem parę metrów.Wypuściłem robota diagnostycznego z jego leża - po cholerę się męczyć, skoromaszyna może wykonać całą akrobatyczną robotę - i podszedłem do tablicy rozdzielczej,żeby wyłączyć zasilanie hologramów.Z nawyku omiotłem wzrokiem wszystkie przyrządy.Sprawdz trzy razy to, co sprawdzasz raz.Cholerne przyzwyczajenie.Moją uwagę przykułwskaznik nacisku na łapy nośne.Wskazywał ponad sto sześćdziesiąt ton! Mechaniczniesięgnąłem do przełącznika zwalniającego balast, gdy uświadomiłem sobie, że przecież niemiałem żadnego obciążenia.Wóz był pusty, o to w tym przekręcie chodziło.A skoro tak, todlaczego wskazniki pokazują, że kontenery są pełne?Wstukałem kod raz jeszcze i sprawdziłem systemy.Wszystko się zgadzało.Sprawdziłem podziałki na siłownikach, wskazywały to samo, kontenery były najwyrazniejpełne.- O co tu chodzi? - pomyślałem na głos i przeszedłem na tył naczepy.Pająkowaty robot diagnostyczny człapał za mną, czekając na rozkazy, ale na razienie myślałem o nim.Z tego miejsca miałem całkiem dobry widok na sporą część placu.Wszędzie panowała cisza i bezruch.Nagle, daleko na skraju lasu coś się poruszyło.Jedna.dwie.wiele krępych, szarych sylwetek.Przypadłem do ściany kontenera i nerwowościągnąłem broń z ramienia.Do wozu miałem zaledwie kilka kroków, tamci byli chyba okilometr.Ale biegli szybko, tyle że nie prosto na mnie.Skupiłem wzrok na filigranowychsylwetkach, które raptem rozpierzchły się we wszystkie strony.- O ja pierdolę! - jęknąłem.- Zwierzęta? Tu są żywe dzikie zwierzęta?!Tego to nawet na zadupiach kopalń Rwandy nie dało się zobaczyć.Rogateczworonogi nieznanego mi gatunku znikały właśnie w podskokach za spaloną, na wpółzdemontowaną ciężarówką stojącą na skraju parkingu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •