[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stamtad bedzie mógl odleciec dalej.- To bedzie Wenus.Oszolomiony Tirol powiedzial: - A wiec ten uklad - przerwal zmartwiony, gdyz cos mu sie przypomnialo.W wielu ukladach zewnetrznych, szczególnie w tych polozonych najdalej, istnial malomiasteczkowy zwyczaj nazywania poszczególnych planet ukladu nazwami dziewieciu oryginalnych planet Grupy Sol.Ta, na której sie znajdowal, prawdopodobnie nazywala sie "Mars" albo "Jupiter", albo "Ziemia" w zaleznosci od swojej pozycji w grupie.- Swietnie - dokonczyl Tirol.- Bilet w jedna strone do Wenus.Wenus lub to, co uchodzilo za Wenus, bylo wielkosci asteroidu.Blada chmura metalicznej mgly wisiala nad powierzchnia planety zaslaniajac slonce.Oprócz wydobywania surowców i ich przetapiania nic sie tu nie dzialo.Kilka walacych sie szop otaczalo teren przemyslowy.Wiatr wial bez przerwy, unoszac smieci i odpadki.Ale byl tutaj port miedzyukladowy, który laczyl planete z sasiednia gwiazda i reszta wszechswiata.Wlasnie gigantyczny pojazd frachtowiec ladowal rude.Tirol wszedl do pomieszczenia, w którym sprzedawano bilety.Wykladajac cala niemal reszte z pozostalych mu pieniedzy, powiedzial: - Bilet w jedna strone na statek lecacy tak daleko w kierunku Srodka, jak to mozliwe.Kasjer obliczyl naleznosc.- Zalezy panu na konkretnej klasie? - Nie - odpowiedzial wycierajac czolo.- A na szybkosci lotu? - Nie.Kasjer oznajmil: - Ten statek zawiezie pana az do Ukladu Betelgeuse.- Wystarczy - powiedzial Tirol zastanawiajac sie, co zrobi, kiedy juz tam dotrze.Z tamtego ukladu mógl przynajmniej skontaktowac sie ze swoja organizacja: ten rejon byl juz oznaczony na mapach wszechswiata.Ale teraz byl juz prawie bez grosza.Mimo upalu poczul lodowate uklucie strachu.Glówna planeta Ukladu Betelgeuse nazywala sie Plantagenet III.Byla to tetniaca zyciem stacja wezlowa dla statków pasazerskich przewozacych osadników do slabo rozwinietych planet kolonii.Gdy tylko statek wyladowal, Tirol pospieszyl przez ladowisko na postój taksówek.- Prosze mnie zawiezc do Tirol Enterprises - poinstruowal kierowce taksówki, modlac sie w duchu, zeby byla tu filia jego organizacji.Musiala byc, choc moze dzialala pod innym szyldem dla bezpieczenstwa interesów.Juz dawno pogubil sie w szczególach wlasnego, rozrastajacego sie imperium.- Tirol Enterprises - taksówkarz powtórzyl z namyslem.- Nie, prosze pana, nie ma tu takiej firmy.Zupelnie oszolomiony Tirol.powiedzial: - Kto tutaj handluje zywym towarem? Taksówkarz przyjrzal mu sie.Byl to maly, zasuszony czlowieczek w okularach; przygladal mu sie wzrokiem zólwia, beznamietnie.- No cóz - powiedzial - slyszalem, ze mozna sie dostac poza uklad bez papierów.Jest taka firma przewozowa.jak ona sie nazywa.Zastanawial sie przez chwile.Trzesac sie caly, Tirol wreczyl mu ostatni banknot.- Niezawodny Eksport-Import - powiedzial taksówkarz.Byla to jedna z przykrywek Lantano.Pelen przerazenia Tirol zapytal: - I to wszystko? Taksówkarz skinal potakujaco glowa.Zupelnie oszolomiony Tirol odszedl od taksówki.Zabudowania ladowiska wirowaly wokól niego; usadowil sie na lawce, zeby zlapac oddech.Serce walilo mu jak mlotem.Próbowal oddychac, ale zakrztusil sie.Siniak na glowie, w miejscu gdzie uderzyla go Ellen Ackers, zaczal pulsowac bolesnie.To byla prawda, która powoli zaczynal rozumiec i wierzyc w nia.Nigdy juz nie wróci na Ziemie; reszte zycia spedzi w tym wiejskim swiecie, odciety od swojej organizacji, od wszystkiego, co mozolnie budowal przez wszystkie lata.Kiedy tak siedzial, oddychajac z trudnoscia, uswiadomil sobie, ze ta reszta zycia wcale nie miala byc taka dluga.Pomyslal o Heimim Rosenburgu.- Zdradziles - powiedzial i wstrzasnal nim kaszel.- Zdradziles mnie.Slyszysz? Przez ciebie jestem tutaj.To twoja wina.Nigdy nie powinienem byl cie zatrudniac.Pomyslal o Ellen Ackers.- Ty tez - kaszlac, z trudem lapal powietrze.Siedzac na lawce na przemian kaslal i lapal ciezko powietrze myslac o ludziach, którzy go zdradzili.Byly ich setki.Bawialnia w domu Davida Lantano umeblowana byla z wyjatkowym smakiem.Na pólkach z kutego zelaza, biegnacych wzdluz scian, spoczywaly bezcenne naczynia Blue Willow z konca dziewietnastego wieku.David Lantano jadl obiad przy zabytkowym stole z zóltego plastyku i chromu.Wybór jedzenia zdumial Beama bardziej niz sam dom.Lantano byl w dobrym humorze i jadl, az mu sie uszy trzesly.Pod broda mial lniana serwetke.Spadlo na nia kilka kropel kawy, która saczyl, kiedy mu sie odbilo.Krótki okres odosobnienia skonczyl sie; jadl wiec, zeby sobie powetowac te udreke.Najpierw z wlasnych zródel, a teraz od Beama dowiedzial sie, ze Tirol zostal pomyslnie zeslany poza punkt mozliwego powrotu.Tirol wiec nie mial nigdy wrócic i za to Lantano byl wdzieczny.Chcial byc hojny dla Beama; chcialby, zeby ten cos zjadl.- Milo tu u pana - zauwazyl Beam.- Pan tez móglby miec cos takiego - powiedzial Lantano.Na scianie, w ramkach, pod szklem wypelnionym helem, wisialo pierwsze wydanie wiersza Ogdena Nasha, kolekcjonerski rarytas, który powinien byc w muzeum.Jego widok budzil w Beamie mieszane uczucie tesknoty i awersji.- Tak - powiedzial Beam.- Móglbym to miec.- To, pomyslal, lub Ellen Ackers, lub posade w Departamencie Spraw Wewnetrznych, lub byc moze to wszystko naraz.Edward Ackers przeszedl na emeryture i dal zonie rozwód.Lantano wyszedl z opresji.Tirol byl zeslany [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •