[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czuję, że zaraz znów dostanę wysypki. Skąd pan wie, że mój ojciec umarł? Spytał pan:  Dobrybył z niego człowiek?.Wzrusza ramionami. Tak mi się zdawało.Z niedawno zrobionego zdjęcia?Teraz na dobre mam gęsią skórkę.Chcę, żeby sobie jak naj-prędzej poszedł.Jest tak okropny jak całe stado przerażającychkaraluchów. Skończył pan?  pytam szybko.161  Bardzo przepraszam, jeśli przypadkiem panią czymś ura-ziłem. Nic się nie stało.Po prostu jestem trochę nerwowa.Pew-nie z powodu karaluchów.I całej masy innych rzeczy.Z czułością klepie bańkę z trucizną. Z nimi przez chwilę będzie spokój. Jak długo to działa? Mniej więcej miesiąc. Tak krótko? Sądziłam, że w dzisiejszych czasach już wy-myślono coś lepszego. Coś tak na zawsze? Właśnie.Kręci głową. Nie.Według mnie tylko jedna rzecz na tym świecie jestnaprawdę wieczna. Niech zgadnę.Miłość? Nie  odpowiada i nachyla się lekko do mnie. Naszadusza. Rozdział 49O wpół do dziewiątej wchodzę do zatłoczonego Elio's przy Se-cond Avenue, w pobliżu 84th Street.Patrzę na mężczyzn okupu-jących bar, szukając tego, który pasowałby do opisu.Wysoki,ciemnowłosy i bardzo przystojny.Reaguje na imię Stephen.Skoro tak mówisz, Penley.Jesteś szefową.Możesz mi wierzyć, gdybyś nią nie była, niktby mnie nie wyciągnął na taką randkę! Zwłaszcza teraz. Przepraszam.Masz na imię Kristin?Odwracam się i widzę twarz o wystających kościach policz-kowych.Robię szybki przegląd całej reszty.Wysoki, ciemnowłosy, bardzo przystojny.Wszystko się zga-dza. A ty pewnie jesteś Stephen?  pytam i uśmiecham sięmimo woli.Chwilę pózniej siedzimy przy małym stoliku tuż pod ścianą.Michael byłby straaasznie zazdrosny.Ale nie to sprawia, że mam poczucie winy.Stephen opowiadami trochę o sobie.Prowadzi studio montażowe i lubi wspinaczkę163 skałkową.Jest naprawdę diabelnie miły.Jednak wiem, że mar-nuję czas.Moje serce należy do Michaela.Po chwili Stephen cośwyczuwa, bo pyta nagle: Masz chłopaka?Muszę kłamać, choć wcale tego nie chcę. Nie  odpowiadam. Jestem sama. To właśnie mówiła Penley, ale wolałem cię zapytać.Uśmiecha się.Ma miły uśmiech. Chcesz, abym kontynuował?Pewnie słyszałaś, co się stało?Kręcę głową. Jedynie tyle, że ostatnio musiałeś rozstać się z dziew-czyną. Cóż, chyba można tak powiedzieć.Dla mnie to jednak by-ło coś gorszego. A co się stało, jeśli wolno spytać? Popełniłem poważny błąd  odpowiada, potrząsając gło-wą. Ona ma męża.Och.Kelner przerywa niezręczną ciszę, która zapadła po tych sło-wach.Zachwala główne potrawy dnia: osso buco, okonia mor-skiego w czarnym sosie i  przewyborne risotto z owocami mo-rza.Bezpieczniej będzie zmienić temat.Myśl, Kristin.Kelner odchodzi. Powiedz mi coś więcej o swojej pracy  proszęStephena.Jakby w ogóle mnie nie słyszał. Wiesz, co jest w tym najgorsze?  pyta. Wierzyłemjej.Wciąż powtarzała, że porzuci męża.Byłem okropniegłupi.Takie jak ona nigdy nie odchodzą.Natychmiast sięgam po szklankę wody.Mam sucho w ustach.164 Tak jakbym zjadła garść słonych paluszków na Saharze. Wszystko w porządku?  Patrzy na mnie. Wyglądaszjakoś nieszczególnie. Nie, nic mi nie jest.Wzdycha. Tak, rozumiem.Wkurza cię, że wciąż mówię tylko o niej. Nie szkodzi.Wiem, jak to bywa. Serio? Mhm. mruczę. Takie rozstania nigdy nie są łatwe.Jedno już przeżyłam  i to na poważnie.Moim pierwszymchłopakiem był Matthew z Bostonu. Masz rację.Ale dręczy mnie coś innego. Niby co? Poczucie winy.Przed rozstaniem w ogóle o tym nie my-ślałem  mówi. Dlaczego chciałem zniszczyć ich małżeństwo?Słucham go  i wciąż powtarzam w duchu, że rozmawiamy onim, a nie o mnie.Jest mi potwornie głupio.Trochę za bardzo topodobne do sytuacji z Michaelem.Denerwuję się coraz bardziej. Z tego, co mówisz, jej małżeństwo nie należy do zbyt uda-nych  zauważam. Niby tak, ale to nadal jest legalny związek.Nie miałemprawa ich rozdzielać.Na litość boską, przecież mają dzieci! Ona w ogóle ich nie kocha!  wołam.Stephen przygląda mi się spod oka. Słucham?Eee.Powiedz coś, Kristin.Szybko! Cokolwiek! Co ci w tejchwili przyjdzie do głowy!165 Chrząkam, żeby się uspokoić.Potem przejmuję inicjatywę. Chyba za bardzo to przeżywasz, Stephen.Wiesz, że dotanga trzeba dwojga. Tak  odpowiada.Lekko nachyla się w moją stronę.Ale o jednym zapominasz. O czym? O tym, że nikt ci nie każe tańczyć. Część ósma Rozdział 50Muszę odetchnąć świeżym powietrzem!Tylko o tym potrafię myśleć, odkąd rozstałam się ze Stephe-nem.Pożegnaliśmy się przed Elio's.Uśmiechnął się i szybkocmoknął mnie w policzek.Chyba oboje dobrze wiedzieliśmy, żeto była nasza pierwsza i ostatnia randka. Zawołać ci taksówkę?  spytał. Nie, dziękuję.Mam ochotę na mały spacer.Wszystko mijedno, dokąd idę, więc przez godzinę nawet nie patrzę na nazwyulic.Po prostu włóczę się bez celu.Dopiero wtedy, kiedy czujęjakiś nieznośny ucisk w brzuchu, rozglądam się po okolicy.Jestem na rogu 68th Street i Madison, dokładnie przed hote-lem Falcon.Przypadek?Oby.Zaczynam wierzyć, że wszystko, co ostatnio się ze mną dzieje,musi mieć jakiś ukryty powód.Niestety, nie umiem go znalezć.Wiem, że na pewno istnieje coś, co łączy te wydarzenia.Najdziwniejszy jest hotel Falcon.Tak się składa, że znam go169 wyjątkowo dobrze, chociaż do tej pory nikomu tego nie mówi-łam.Nawet Michaelowi.To się zdarzyło kilka dni po moim przy-jezdzie do Nowego Jorku, tuż przed rozstaniem z Matthew zBostonu.Od tamtej pory próbowałam o tym nie myśleć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •