[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wcale mi się nie podoba, że Edmund Beaufort grasuje po Windsorze jak kocuruganiający się za kotką! - Wcale tu nie grasuje - odparłam, czując, że cała już sztywnieję.- Tak? Zależy, jak na to spojrzeć! On ma w sobie coś z drapieżnika, Katarzyno,i bardzo rozwinięty instynkt posiadania!Patrzył na mnie bardzo surowo.Tego dnia nie był żadnym Richardem, tylkoWarwickiem.A skoro tak, to ja jestem tylko królową.I dlatego wyprostowałamsię na całą swoją wysokość, dzięki czemu nasze oczy były mniej więcej na tejsamej wysokości.- Przybywa tu na moje zaproszenie.- Wiem.Drobne zmarszczki na twarzy Warwicka, zwykle takie dobroduszne ipogłębiające się podczas uśmiechu, teraz były złowrogie, jakby wyrzezbionedłutem mistrza sztuki kamieniarskiej.Bo wyrzezbione w twarzy kamiennej.- Nie mogę zabronić mu odwiedzać kuzyna - oświadczyłam lodowato.- Mójsyn bardzo lubi towarzystwo Edmunda.- Wiem.I to też bardzo mi się nie podoba!- Edmund Beaufort jest mile widziany na moim dworze.I tak już będzie.- Widzę, że cię nie powstrzymam, Katarzyno, ale przynajmniej posłuchaj, co otym sądzę.Wpędzisz się w nie lada kłopoty, bo więcej będzie w tym bólu niżrozkoszy!Nigdy dotąd Warwick nie był wobec mnie tak obcesowy.Ale nie dbałam o to.Uniosłam głowę jeszcze wyżej.Niech gada, co chce, i tak go nie posłucham.- Jadę do Westminsteru - oświadczył Edmund następnego dnia.- Proszę, nie jedz.- Dobrze wiesz, że muszę.- Uśmiechał się, wyczuwałam jednak, że jestzniecierpliwiony.- Im szybciej zobaczę się z biskupem Henrykiem, tym lepiej.Pocałował mnie w rękę z wielkim szacunkiem, ponieważ Beatrice Popatrywałana nas, a miała wzrok sokoli.Ach, niech sobie popatruje! Nic nie było w staniezepsuć mi humoru, skoro na duszy lekko i tak radośnie.OdprowadziłamEdmunda aż do drzwi wejściowych, gdzie czekał majordom z okryciem dlamilorda.Edmund włożył płaszcz i przeskakując co dwa stopnie, zbiegł po schodach, tam gdzie czekał giermek.Ikoń.- Dziękuję, panie Owen - powiedziałam, ponieważ Edmund w pośpiechuzapomniał o tej drobnej uprzejmości.- Zawsze do usług, milady - odparł, odprowadzając wzrokiem Edmunda, któryspiął konia i galopem wyjechał z dziedzińca.Wodze trzymał jedną ręką, w drugiej beret i machał nim zawadiacko napożegnanie.Ja też naturalnie patrzyłam w tamtą stronę, ale Owen odezwał siętakim tonem, że mimo woli zerknęłam na niego.I zdumiałam się, bo spojrzeniemiał mroczne, wręcz pogardliwe.Kiedy popatrzył na mnie, jego wzrok naturalniebył już idealnie pusty.Skłonił się.- Czy milady ma jakieś życzenia?- Nie, dziękuję.Chociaż owszem, miałam.Tylko jedno, ale przeogromne.%7łeby Edmund wróciłjak najprędzej i znał już dzień naszych zaślubin!- Kobieto, czyś ty całkiem postradała zmysły?!Nie, przecież to oczywiste, że to nie Edmund.Niestety, jeszcze nie powrócił.Ktoś jednak do Windsoru zawitał i tym bardziej żałowałam, że Edmunda nie mau mego boku.Sama musiałam stawić czoło temu, kto przyjechał, czylirozjuszonemu Gloucesterowi.Przyjechał dwa dni po wyjezdzie Edmunda, wpadłdo komnaty jak wicher i zbliżając się do mnie takim krokiem, jakby ruszał nawroga, od razu sypnął na moją biedną bezbronną głowę gradem inwektyw.Zanim podążał biskup Henryk, ten z kolei dostojnie, jak na duchownego przystało.Kiedy spojrzałam na niego, leciutko i pytająco unosząc brwi, uśmiechnął się, alezaraz spojrzał w bok.Po czym oczywiście skłonił mi się, pocałował w rękę ispytał, jak się miewam, gdy rozpłomieniony Gloucester kończył swoją pierwszątyradę:- Gdzie twój rozum?! Nie masz w sobie nawet tej odrobiny, jaka dana ci była,gdy przychodziłaś na świat?!Słysząc coś tak obrazliwego, krzyknęłam cicho i wstałam z krzesła.Choć byłambliska furii, zrobiłam to powoli, równie powoli fałdy mojej szaty opadały naposadzkę. - Nie będę pytał, czy te pogłoski to prawda, czy nie! Bo nie ma o co pytać!Wiadomo, że prawda! - grzmiał Gloucester, jednocześnie machając ręką w stronędam dworu.- Każ im odejść! - Zrobiłam, co kazał, cała już drżąc ze strachu izdenerwowania.Niemniej kiedy zażądał: - Wszystkie! - to zaprotestowałam.- Nie.Alice zostanie.- Przecież potrzebowałam jakiejś podpory, a na szczęściemiałam Alice.Więc została, a Gloucester przystąpił do kolejnego natarcia:- Chociaż właściwie czemu tu się dziwić! Bo i czegóż to można się spodziewaćpo córce Izabeli Francuskiej! Po kobiecie, która wyrosła na znanym zrozwiązłości francuskim dworze! - Dalej krzyczał.Ten krzyk odbijał się od ścian,by zadać cios mej biednej głowie.Nigdy dotąd nie widziałam, by odzywał się dokogokolwiek z taką złością, używając słów tak okrutnych.Wobec mnie byłzwykle lodowato uprzejmy.Teraz był rozjuszony, kto wie, może nawet gotówzabić.- Co ty sobie w ogóle wyobrażasz? Jak mogłaś wdać się w taką farsę?!- Farsę? Wybacz, milordzie, ale nie pojmuję! - Dość już tych obelg! Strachznikł, teraz ja też zapłonęłam gniewem o takiej samej sile.Podeszłam bardzoblisko do Gloucestera, zaciskając dłonie w pięści.Jak śmiał urągać memuurodzeniu, mym rodzicom?! Jak śmiał?! Jednak usta zacisnęłam w wąską kreskę,świadoma, że trzeba gniew powściągnąć, na obelgę nie odpowiadać obelgą.Zachować się godnie.Moja krew, moje urodzenie było równie dobre jakGloucestera.Jestem Walezjuszką, córką króla Karola VI, i nie będę padać temuczłowiekowi do nóg, chociaż jest księciem, bratem króla.A ja jestem królowąwdową i dam mu to odczuć jak najmocniej, wykorzystując wszystko, czegonauczyłam się w ciągu kilku minionych lat.- Boleję bardzo, żeś wysunął wobecmnie takie oskarżenia, milordzie.Mniemam też, że w mojej przytomnościpowinieneś ważyć swoje słowa.- O tak, byłam wyniosła, i to bardzo, bo miłośćdo Edmunda dawała mi siłę, której przedtem mi brakowało.Byłam królową i pokrólewsku dawałam Gloucesterowi odczuć swoja pogardę.- Nie masz takiegoprawa, milordzie, które zezwoliłoby ci zwracać się do mnie w taki właśniesposób.Gloucester, który niewątpliwie nie spodziewał się takiego odwetu z mojejstrony, spurpurowiał.%7łyły na skroni i szyi zrobiły się grube jak Postronki, jakbywiele godzin jechał konno podczas porywistego wiatru. Ale jego słowa nadal kąsały:- Czy naprawdę masz w głowie tak pusto, że spodziewasz się, że zezwoli ci sięna poślubienie Edmunda Beauforta?- Uważam, że wybór należy do mnie i tylko do mnie.Poślubię go, jeśli takabędzie moja wola [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •