[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z drugiej jednak strony, w tym domu natknął się nawiele zjawisko pozornie niemożliwych.- Tak, odkąd przeszedł na emeryturę - wyjaśniła.- To było jeszcze zanim sięurodziłam.Miał wtedy sześćdziesiąt pięć lat.Twierdzi, że ma teraz dziewięćdziesiąt dwa, aleoczywiście ma dziewięćdziesiąt pięć, tylko za żadne skarby świata nie chce się do tegoprzyznać.Zwykła próżność.- Pokręciła głową z dezaprobatą.Podeszli do krawędzi urwiska.W dole wiła się srebrzysta wstążka rzeki Hudson, apołożone na jej brzegu domy wyglądały z tej odległości jak małe białe punkciki.- Czemu ciągle tu mieszkasz? - zapytał nagle Adam.- Bo tu jest moja rodzina, dom i praca.- I tutaj możesz żyć z dala od ludzi - dopowiedział.- Nie żyjemy w odosobnieniu, bardzo często podejmujemy gości - zaoponowała.- A nie masz ochoty podróżować? Zobaczyć Florencję, Rzym, Wenecję?- Zanim skończyłam dwanaście lat, odwiedziłam Europę pięć razy.Przez cztery latastudiów mieszkałam w Paryżu.Spałam z bretońskim hrabią w najprawdziwszym francuskimzamczysku, jezdziłam na nartach w szwajcarskich Alpach i wędrowałam po wzgórzachKornwalii - wymieniła, wpatrując się w przestrzeń.- Ale zawsze wracam do domu.Chybagłównie ze względu na papę.- Bardzo go kochasz - zauważył Adam.- Bardziej niż kogokolwiek czy cokolwiek na świecie - przyznała z niespodziewanątkliwością.- Dał mi wszystko to, czego potrzebowałam: poczucie bezpieczeństwa, niezależność,lojalność, przyjazń.Nauczył mnie też to wszystko odwzajemniać.Mam nadzieję, że przyjdziekiedyś dzień, w którym spotkam kogoś, kogo będę mogła tym wszystkim obdarować.Wtedymoje miejsce będzie przy nim, to do niego będę wracać.Poruszony do głębi jej słowami, Adam pogłaskał ją czule po policzku.Wiedział, żenie powinien sobie pozwalać na takie gesty ani też na żadne odruchy sympatii wobecFairchildów, bo to tylko komplikowało i tak trudne zadanie, które go tu przywiodło.Jegoserce zadrżało niespodziewanie, gdy na dłoni poczuł delikatny dotyk jej ręki.- Nie wiem, czemu ci to wszystko mówię. - Uśmiechnęła się z zażenowaniem.- Generalnie nie mam w zwyczaju opowiadaćinnym o sobie.A może to ty masz jakiś szczególny dar wydobywania z ludzi zwierzeń?- Nie, niczego takiego u siebie nie zaobserwowałem.- Nie wyglądasz mi na kogoś, komu wszyscy powierzaliby największe sekrety -oceniła, przypatrując się mu krytycznie.- Trzymasz się na dystans, a do tego sprawiaszwrażenie odrobinę pompatycznego.- Ja jestem pompatyczny? - żachnął się.- Na jakiej podstawie wyciągnęłaś takiwniosek?- Tylko odrobinkę - powtórzyła, a jej oczy śmiały się wesoło.- Nie gniewaj się,uważam, że pompatyczni ludzie także są potrzebni na tym świecie.Bardzo mi się podoba, jakunosisz prawą brew, kiedy jesteś zdenerwowany.- Nie jestem pompatyczny - powtórzył z uporem, czym wywołał u niej wybuchśmiechu.- Może faktycznie użyłam nieodpowiedniego słowa - wycofała się.- Całkowicie nieodpowiedniego - zgodził się.- Jesteś odrobinę konwencjonalny - określiła, po czym poklepała go lekko po policzku.- To właśnie chciałam od samego początku powiedzieć.- Nie wątpię, że obydwa określenia znaczą dla ciebie to samo i za każde z nichpowinienem się obrazić.Przechyliwszy głowę, przyjrzała mu się uważnie.- Może się mylę - odezwała się po chwili.- Przecież nikt nie jest nieomylny.Ponośmnie na barana - poprosiła niespodziewanie.- Co takiego?!- Ponoś mnie na barana - powtórzyła.- Jesteś stuknięta - zawyrokował.Owszem, była inteligentna, bystra i utalentowana, ale Adam odnosił wrażenie, żejakaś część jej rozumu przebywała permanentnie na urlopie.Wzruszywszy ramionami, odwróciła się i ruszyła z powrotem w stronę domu.- Wiedziałam, że się nie zgodzisz - oznajmiła pełnym wyższości tonem.- Pompatyczniludzie nigdy nikogo nie biorą na barana.To wynika z samej definicji.- A niech to! - mruknął pod nosem.Nie miał zamiaru dać się wciągnąć w jej gierki, jeśli tak bardzo potrzebowała się zkimś zmierzyć, miała od tego ojca. - Jesteś nie do wytrzymania - zawołał, doganiając ją.- Wskakuj.- Nastawił sięplecami.- Skoro nalegasz - zgodziła się łaskawie, po czym zgrabnie wskoczyła mu na plecy.-Ojej, jakiś ty wysoki! - zauważyła, spoglądając w dół.- To nie ja jestem wysoki, tylko ty niska - poprawił, podrzucając ją lekko, abywygodniej mu się trzymało.- W następnym wcieleniu będę miała metr siedemdziesiąt wzrostu.Pomachała radośnie ogrodnikowi Jamiemu, który wciąż grabił liście.- Mógłbyś od czasu do czasu zrobić coś spontanicznego - zaproponowała.- Naprzykład pochodzić bez skarpetek.- Mam lepszy pomysł.Co ty na to, żebym cię spontanicznie upuścił na tę twojąatrakcyjną pupę? - zasugerował złośliwie.- Naprawdę jest atrakcyjna? - ucieszyła się.- Niestety, tak rzadko ją widuję.-Pochyliwszy się, cmoknęła go w uchu.- Dziękuję za miła przejażdżkę.Zanim zdążył wjakikolwiek sposób zareagować, zniknęła za drzwiami domu.Póznym wieczorem Adam siedział po ciemku w swojej sypialni, ściskając w dłoninadajnik, którym miał ochotę cisnąc z całej siły o ścianę.Był na siebie wściekły, ponieważzłamał żelazną zasadę, zabraniającą mu angażować się w sprawy, które prowadził.Nigdy niemiał z tym najmniejszego problemu, nigdy mu to nie przeszkadzało [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •